Stary Kościół Miechowski/Wstęp/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stary Kościół Miechowski |
Wydawca | Wydawnictwa Instytutu Śląskiego |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Dziedzictwa w Cieszynie |
Miejsce wyd. | Katowice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
On to ściera zarówno z klasycznych jak romantycznych właściw ości Bonczyka wszelkie ich wybujałości, sprowadza je do jednego poziomu i łączy w związek raczej chemiczny niż fizyczny. Jest to stop, a nie mieszanina. Realizm ten widoczny jest przedewszystkiem w doborze treści, za którą idzie, zazwyczaj bez większych pomyłek, wysłowienie. Ale gdyby nawet tego łącznika różnorodnych składników nie było, trudnoby jeszcze było robić zarzut Bonczykowi za jego ekletyzm, gdyż i jego poprzednicy go nie unikali. Na korzyść zaś jego trzeba powiedzieć, że uczynił to w skromnych rozmiarach i dostosował formę do opiewanego środowiska.
To silne zrośnięcie się formy z treścią, rdzenność środków poetyckich Bonczyka widoczne są w każdym niemal szczególe jego techniki. Wspomnieliśmy już, jak rozwiązał trudność wprowadzenia osób, luźno związanych z głównym przedmiotem poematu, w takich rozmiarach,
żeby zadość uczynić potrzebie serca i do ich czynów i słów przykuć uwagę czytelnika; posłużył się wtedy techniką homerowych aristej, ale o wiele luźniejszą, przypominającą technikę szopki, którą zastosował w Weselu Wyspiański konsekwentniej i celowiej, bo w dramacie. Bonczyk ma wszakże zasługę, że obcym z pochodzenia formom nadawał kształty swojskie.
Stary Kościół Miechowski jest niezwykłym wypadkiem szczęśliwej oscylacji między ostatecznościami, a nawet — możnaby powiedzieć — między przeciwieństwami. Zależny od tylu wzorów pozostaje w istocie swej sam sobą. W tem miejscu nie będzie od rzeczy poświęcić kilka uwag stosunkowi Bonczyka do popularnej w owych czasach teorji epopei w tym kształcie, jaki ma np. w rozpowszechnionej na ziemiach zachodnich Polski książce H. Cegielskiego: Nauka poezji i t. d., Poznań 1879, wyd. V uzupełnione przez Wł. Nehringa, str. LXVII—LXXIII.
Bonczyk spełnia zadanie poezji opowiadającej, którem „w znaczeniu najogólniejszem jest stwarzanie pięknych obrazów z świata przedmiotowego, dla poety zewnętrznego, czyli innemi słowy, idealizowanie tegoż zewnętrznego świata”. Malowidło Bonczyka ma „nietylko analogję z wypadkami życia rzeczywistego... prawdopodobieństwo”, lecz, co więcej, jest niemal tego życia kroniką, mieszczącą nadto „w sobie żywioły poetyczne, t. j. obrazy piękne i idealne”. Nie spełnia jednak Bonczyk podstawowego warunku epopei według Cegielskiego, żeby „światem
i osnową epopei była wielka całość narodu” żeby opiewała „wypadek wielki, wynikający z usposobienia i celu całego narodu lub przynajmniej znacznej jego części, przedsięwzięcie ważne, w którem wszystkie pierwiastki życia narodowego poruszone i wywołane żywy mają udział i najaw występują”. Nie jest więc Stary Kościół Miechowski epopeą, „wyobrazicielką całości życia narodowego w pewnym czasie" i t. d., bo takiego wypadku w dziejach Śląska
nie było, ale gdybyśmy te kryterja chcieli zastosować do uznanych już epopej, niewiele z nich wyszłoby z tej próby z nietkniętym tytułem. Natomiast Bonczyk wykonał ściśle wskazówkę o „głównym wypadku”, że jest on „tą sprężyną ruchu powszechnego, tą siłą czarodziejską, co
wszystkie umysły do siebie zwraca i wszystkie pierwiastki w ruch wprawia i na scenę wywołuje”, że „głównym jest wątkiem osnowy epopei, około którego gromadzą się wszystkie inne wypadki, zjawiska i okoliczności”, przeprowadził zasadę jasności i plastyczności w obrazowaniu jako „koniecznej i głównej epopei zalety... z dziecinną prawie naiwnością każdym zajmuje się przedmiotem... i każdy rys obrazów osobno cieniuje..., nie pospiesza... do końca jak w powieści, tylko owszem z umysłu zatrzymuje się po drodze, wstępuje, gdzie może, daje sobie czas do
obejrzenia i opisania wszystkiego”. Toteż „nie wrażenia, lecz wyobrażenie jast epopei celem i zaletą”, a tak właśnie dzieje się w Starym Kościele Miechowskim. Podobnie ma się rzecz z tem, co Cegielski przepisuje jako normę dla obrazu społeczeństwa epickiego, dla charakterów oryginalnych, dla ich zależności od „okoliczności, losu, konieczności (Fatum), woli Opatrzności”. Ludzie w poemacie Bonczyka „nie są wypadków twórcami, tylko reprezentantami... Tak mało triumf ich jedyną jest zasługą, jak upadek wyłączną winą”. Bonczyk stosuje się do tych wskazówek w utworze swoim o tyle, że o upadku którejkolwiek z osób poematu nie mówi, triumfy zaś są nikłe, nie zapomina wszakże o wymienianiu dość częstem losu i przeznaczenia, ale losowi nadaje znowu swoisty wygląd. Nie da się bo wiem zlekceważyć głęboko ukrytej ironji, tkwiącej w tem, że reprezentantką tej wyższej woli, Junoną śląskiej Enejdy, robi zacną i godną współczucia Marję Winklerową, której zamiary według Walka Boncyka „nie są pono zbyt mądre”. Spod tej ironji wyłania się głębsze znaczenie, że
niepotrzebnie zburzono stary kościół w Miechowicach, że mógł on istnieć obok nowego, a jeżeli ten stary kościół jest symbolem dawnego bytu, to i ten mógłby nadal istnieć obok nowego lub w jego ramach, gdyby nie małość ludzi, nadających kierunek wypadkom, gdyby nie marność wszelkich poczynań doczesności. Godzenie się atoli z tą koniecznością nie oznacza bynajmniej wyrzeczenia się przywiązania do przeszłości, przeciwnie ono jest pobudką do utrwalenia jej w poezji, nadaje jej czar rzeczy niepowrotnie minionych.
Te poczyniwszy zastrzeżenia, łatwiej wnikniemy w istotę Starego Kościoła Miechowskiego, w jego kompozycję i formę, nie będziemy się dziwili ani wyborowi tematu ani zrobieniu ze starego kościoła głównego przedmiotu i zarazem bohatera poematu ani technice aristej ani środkom wysłowienia ani zaniedbanej nieco formie. To wszystko razem tworzyło epopeę religijno-chłopską na tle górnośląskiem. Jeżeli ten czołowy utwór epiki śląskiej nie stoi na wyżynach artyzmu, który osięgnąłby w nim poeta w spółczesny z innej dzielnicy Polski, obdarzony talentem Bonczyka, to znowu trzeba wziąć pod uwagę, że Bonczyk znał poprzednią epikę polską, ale nie przetrawił jej i nie przyswoił sobie jej zdobyczy czyto przez naukę szkolną czy przez żarliwą lekturę od dzieciństwa, jak to było gdzieindziej. Powiedzieć wszakże można i należy jeszcze więcej. Wewnętrzny, nieświadomy potencjał polszczyzny nie jest w Bonczyku mniejszy niż w Polakach XIX w., ale świadomość potencjału, a więc możność jego wszechstronnego ukazania o wiele mniejsza. Literatura nie jest rzeczą istniejącą niezależnie; jako funkcja życia narodowego zależy także od przeżycia rozwoju dziejowego i właśnie brak tego przeżycia powodował zacofanie Śląska wobec innych części Polski nietylko na polu historji, lecz także w dziedzinie
literackiej. Tylko uwzględnienie tego momentu może nam wytłumaczyć dostatecznie paradoksalny napozór fakt, że mimo dokładnej znajomości Pana Tadeusza i widocznej od
niego zależności poemat Bonczyka pokrewny jest raczej epice polskiej XVII w. i obok takiej Wojny Chocimskiej Wacława Potockiego stanąłby godnie jako samorodny okaz natchnienia epickiego, gdyby był powstał o lat 200 w cześniej. Możnaby powiedzieć nawet więcej, że temperament
pisarski Bonczyka, pokrewny genjalnemu samouctwu Paska, zapewniłby mu wtedy większą sławę, gdyby znowu nie refleksja, że i wtedy musiałby się jako Ślązak spóźnić w dostosowaniu do rytmu życia polskiego o mniejszy niewątpliwie okres czasu.
Z drugiej strony zważywszy, ile epopea Bonczykowa zdziałała dla nadania rozpędu piśmiennictwu śląskiemu, ile tchnęła ducha w życie uświadomionych Polaków na Górnym Śląsku, i oceniwszy wielkość wysiłku, którym w ciągu lat 30 Śląsk dostosował się do rytmu ogólnopolskiego, niepodobna poprzestać tylko na ocenie czysto literackiej Starego Kościoła Miechowskiego, lecz uzupełnić ją trzeba pozaliterackiemi sprawdzianami, iż to był wielki czyn.