Stary Kościół Miechowski/Wstęp/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stary Kościół Miechowski |
Wydawca | Wydawnictwa Instytutu Śląskiego |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Dziedzictwa w Cieszynie |
Miejsce wyd. | Katowice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ukazanie się pierwszego wydania Starego Kościoła Miechowskiego wywarło na Górnym Śląska wielkie wrażenie, któremu dał wyraz ks. Św.(iętek) dnia 13 lutego 1879 w „Katoliku”,
nazywając autora Homerem Górnośląskim. Nie szedł tak daleko recenzent w nrze 13 „Katolika”, prawdopodobnie ks. Radziejewski, chociaż postawił Stary Kościół Miechowski obok Pana Tadeusza, podnosił on łatwość wysłowienia poetyckiego Bonczyka, przepowiadał mu sławę poza granicami Śląska, ale główny nacisk kładł na znaczenie społeczne poematu i dopatrywał się w nim dążności dydaktycznych, uważając widocznie za pewne, że w ten sposób doda dziełu wartości w oczach ówczesnych czytelników polskich na Górnym Śląsku, a przynajmniej ich kierowników.
Wszechstronniejsza ocena ukazała się poza Śląskiem spod pióra J. I. Kraszewskiego w „Biesiadzie Literackiej” z r. 1879, str. 167-8 i 181 (przedrukowana prawie w całości w Rocznikach Tow. Przyj. Nauk na Śląsku II, str. 10—14). Przysłowiowa niemal wrażliwość Kraszewskiego na każde drgnienie życia polskiego zareagowała natychmiast na poemat górnośląski, odczuwając w nim „znakomicie oryginalną” książkę, „stworzoną z talentem niepospolitym i lekceważeniem go osobliwszem”. Kraszewski chciał zachęcić publiczność polską do czytania nowego poematu, dawał więc swoje wrażenia na gorąco, przeplatając je obficie wyjątkami z omawianego utworu, wskazując na ustępy, które go szczególniej zajęły, ale zbyt wiele liczył na odzew ze strony ówczesnej publiczności polskiej i krytyki literackiej. Przeciwstawiał samorodność Bonczyka ówczesnej „wycacanej, wypieszczonej i wyperfumowanej" poprawności artystycznej, jej papierowości, jej przerostowi umiejętności zawodowej, brakowi indywidualności, krwi i ducha, przypuszczał, że ludowość i oryginalność Starego Kościoła Miechowskiego wywoła zainteresowanie, i pomylił się, gdyż ani nie ukazały się sądy odmienne, ani publiczność nie zaczęła dzieła czytać. Było w tem nieco winy samego Kraszewskiego, podkreślał bowiem obok zalet nazbyt może także wady, dochodząc do rozbieżnych syntez: „Przy odrobinie starania mogło z tego urosnąć małe arcydzieło, a tak jest to
nader nęcące curiosum”, ale epilog „zamyka te wiejskie obrazki, które w literaturze Górnego Śląska jako perła i monument pozostaną”. Przeciętny czytelnik wywnioskował z tego na własny użytek, że literatura górnośląska może mieć sobie takie perły i monumenta dla Górnoślązaków, on zaś sam poczeka nie na nęcące curiosa, lecz na powstałe przy odrobinie starania małe arcydzieła. Talizman ludowości, jak w tylu innych wypadkach, okazał się bezsilny, gdy szło o poczytność wśród inteligencji polskiej, począł on działać w dobrych 20 lat później, ale wtedy nie było już drugiego Kraszewskiego, któryby Stary Kościół Miechowski przypomniał.
Możliwe, że własna lektura, ale być może także, że tylko powaga Kraszewskiego pobudziła Bronisława Chlebowskiego (Br. Ch. w „Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego” t. VI, Warszawa 1885, str. 326) dowypowiedzenia sądu: „Dzieje tego kościoła i życie wieśniaków
polskich w Miechowicach opisał ks. Bontzek w ciekawym i z talentem skreślonym poemacie »Kościół w Miechowicach« (Bytom)”, oraz Zenona Pietkiewicza (Adama Pługa, a raczej * w „Wielkiej Encyklopedji Powsz. Ilustr.” t. IX, Warszawa 1893, str. 151) do takiej oceny Bonczyka: „Był poetą niezwykłej miary, wysoko przez współziomków cenionym, a wsławił się szczególniej dwoma poematami: Góra św. Anny i Stary Kościół Miechowski”. Przypuszczenie, że Chlebowski dał ocenę z drugiej ręki, opieram nietylko na niedokładnie podanym tytule poematu, lecz także
na braku wzmianki o Bonczyku w „Literaturze polskiej XIX w.”. Pietkiewicz korzystał prawdopodobnie z Parczewskiej i Bełzy, o których później.
O recenzji Kraszewskiego Bonczyk długo nie wiedział, ale znajomi zwracali mu uwagę na pewne braki w poemacie, utrudniające ich zdaniem dotarcie do publiczności polskiej. Jednym z nich był dr. Franciszek Chłapowski, do którego w sprawach stylistycznych żywił Bonczyk pewne zaufanie. Ponieważ — jak się zdaje — Chłapowski miał główne zastrzeżenia co do języka poematu, powierzył mu poprawę szaty językowej. Korektor wywiązał się ze swego zadania, jak umiał, pousuwał cały szereg wyrazów narzeczowych, tępiąc zwłaszcza owe: niedziw, nim, zanim, niż, możno, tamstąd i t. d., ale zatrzymując te, których użycie znał z narzecza wielkopolskiego, lub z któremi się oswoił w czasie pobytu na Górnym Śląsku. Poprawił także, a przynajmniej zalecił poprawić pewne uchybienia w rytmice i rymach, a wreszcie wyraził powątpiewanie co do trafności pewnych ustępów i strony kompozycyjnej. Bonczyk zgodził się z poprawkami, dotyczącemi wysłowienia, ale kompozycji i treści poprawiać nie chciał, gdyż musiałby wywrócić cały plan epicki. Tak przedsta wia się rzecz w świetle listu łacińskiego bez daty do Chłapowskiego (Roczniki Tow. Przyj. Nauk na Śląsku II, str. 16). Czy zgoda Bonczyka była szczera? Zdaje się, że niekoniecznie, skoro nie wyrównał pod względem języka miejsc, przeoczonych przez Chłapowskiego, i pozostawił w II wyd. kilka potępionych wyrażeń jak: możno, niedziw, nim i t. p., a większości ich użył także w następnym poemacie, w Górze Chełmskiej. Tak więc cała „poprawność” II wydania skrupiła się na wyrażeniach narzeczowych, ale Stary Kościół Miechowski, nabrawszy obecnie więcej literackości językowej, nie zyskał poza Śląskiem nic na popularności.
Oparła się na niem przedewszystkiem Melanja Parczewska w artykule: Z poezyi górnoszlązkiej (Przegląd Literacki „Kraju” nr. 23 z 1890 r., str. 6—8), oceniając oba poemata epickie Bonczyka. Zauważyła i na kilku przykładach wykazała zależność obu utworów od Pana Tadeusza, ale wniosek wyciągnęła tylko taki, że „genjusz nie może mieć naśladowcy... powołane przez autora postacie nie budzą wielkiego zajęcia”, że mimo niektórych usterek „pieśń polska, zrodzona na ciemnem tle górnośląskich stosunków, budzi w czytelniku bardzo miłe uczucia”; przyznawała wreszcie Górze Chełmskiej wyższość nad Starym Kościołem Miechowskim. W całej twórczości autora dopatrywała się separatyzmu śląskiego i patrzenia przedewszystkiem ze stanowiska religijnego.
To ostatnie zdanie Parczewskiej podzielał także M. (J. K . Maćkowski): Dwaj szląscy poeci („Dziennik Poznański” nr. 297 z 1895 i 1, 3, 4 z 1896 r.), który centrowcowi Bonczykowi przeciwstawiał narodowca Damrotha, stwierdzał, że w Bonczyku „dopiero zaczął się budzić
duch polski — w ks. Konstantym ożył całą siłą”. Maćkowski ma na swoje usprawiedliwienie publicystyczny cel artykułu i własne stanowisko współdziałacza w budzeniu ducha narodowego na Śląsku; jeżeli o wartościach czysto literackich nie powiedział nic nowego, nie traktował ich
protekcyjnie. Podobne, ale łagodniejsze stanowisko zajął Bronisław Koraszewski w różnych swoich artykułach, a przedewszystkiem: O języku i poezji Górnoślązaków (Wędrowiec 1900 i 1901).
Tem więcej razi protekcyjność w ocenie Piotra Chmielowskiego (Zarys najnowszej literatury polskiej, wyd. IV, Kraków-Petersburg 1898, str. 123), który nie próbował nawet wniknąć w warunki powstania Starego Kościoła Miechowskiego, zapoznawszy się z nim naogół pobieżnie tak samo jak i z Górą Chełmską. Oto ta ocena: „Zasadniczym wątkiem... jest zamiar zburzenia dawnego kościółka w Miechowicach, a wybudowania nowego na starym cmentarzu. Przy tej sposobności maluje autor życie szkolne, towarzyskie, religijne, niekiedy barwnie, ale wogóle bez perspektywy estetycznej, dość często rubasznie. Nie brak tu wyrazów potępienia dla ludzi drwiących z Kościoła i religji. Czytelnicy miejscowi znajdują niewątpliwie upodobanie w malowidle okolicy i obrazkach wziętych z życia realnego. Wyrażeń lokalnych jest tu dużo, zarówno we względzie słownikowym, jak i gramatycznym”. Do tych słów należy dołączyć zabłąkane w ocenę Góry Chełmskiej zdanie: „Poważny nastrój przeplata autor nieraz dosadnemi żartami”, gdyż w Górze Chełmskiej jest tylko jeden i to niezbyt dosadny żart w epizodzie o Spinczyku, pielęgnującym chorego Błażeja Śniadka (IV 256—279), więcej ich natomiast w Starym Kościele Miechowskim.
Nie odbiega od Chmielowskiego Aleksander Brückner (Geschichte der polnischen Litteratur, Leipzig 1901, str. 475): „Unter ihnen ragte Bonczek durch seine bescheidene Kunst und sein Heimgefühl hervor...; z. B. in der »Alten Kirche von Miechowize«, wo er mit inniger Liebe alle Traditionen der eigenen Jugend, die Gemeindeverhandlungen, das Treiben in Kirche, Schenke, Mühle und Schule schilderte und nur zur Wahrung des Lokalkolorites auch einen und den anderen lokalen Ausdruck einflocht.” Spostrzeżenia o malowidle życia w karczmie i młynie są równie uzasadnione jak uwaga Brücknera, że Bonczyk i podobni mu działacze górnośląscy uważali się formalnie za niemieckich poetów narzeczowych i narówni z nimi nie znali całkiem aspiracyj politycznych, nie wiedzieli nic o polskiej „sprawie” i nie mieli z nią nic wspólnego, a niektórzy z nich byli otwartymi przeciwnikami polskości i tylko przywiązanie do okolic rodzinnych kierowało ich działalnością. Było to słuszne w odniesieniu do takiego ks. Pressfreunda i niewielu innych, których działalność niewiele zaważyła w polskiem piśmiennictwie na Górnym Śląsku.
Z Chmielowskiego rodem jest sąd Antoniego Potockiego (Polska literatura współczesna, Warszawa-Kraków 1911 t. I, str. 305): „Taka historja kościółka Miechowskiego, gawęda poetycka... to było źródło mowy polskiej... Utwory poetyckie Bączka i Lubieńskiego, pełne miejscowego obyczaju, zwrotów mowy, opisów czasów szkolnych, krajobrazów śląskich i t. p. są w znaczeniu poetyckiem śladem gawędziarstwa i liryki Pola lub Syrokomli — dla nas dziś są cennym dokumentem i pamiątką”.
Tak myślała przed wojną światową inteligencja polska, która mało stykała się ze Śląskiem. Niewiele lepiej znali się na tem i ci, którzy zajęli się Górnym Śląskiem, taki np. Stanisław Bełza (Stanisław Piast: Na Szląsku polskim, Kraków 1890, str. 27) znał bodaj Stary Kościół Miechowski tylko z recenzji Kraszewskiego, który go „przekonał temi cytatami, że utwór nie jest pozbawionym pewnej wartości, poza rogatkami nawet prowincji, dla której przedewszystkiem był przeznaczony”. Sam Bełza przeczytał poemat dopiero po wizycie u Bonczyka (por. Stan. Bełza: Przeszłość, Teraźniejszość i Przyszłość Śląska Górnego, Warszawa 1922, str. 28) i wydał mu się jako wspomnienie z lat dziecięcych nie pozbawiony pewnej rzewności.
Poemat więc pozostał dla reszty Polski „dokumentem i pamiątką”, które, jak wiadomo, poznaje się z drugiej ręki, przez przewodników, żywym zaś tworem tylko dla Górnego Śląska. Tu stosunek do niego był serdeczny, ale dzięki panującym wyobrażeniom mało wnikliwy. Była to dla ogółu epopea śląska, dana przez „Homera górnośląskiego”, a wartość jej polegała na ludowości. Jeżeli pominiemy zarysy piśmiennictwa śląskiego, przedstawiające rzecz ogólnikowo lub popularnie (dr, A. J. Parczewski: O literaturze ludowej Szląska pruskiego i Łużyc, Referat 17 w Pamiętniku Zjazdu literatów i dziennikarzy polskich, Lwów 1894; Paweł Musioł: Rzut oka na literaturę śląsko-polską, Pamiętnik Warszawski II 1930, z. 6, str. 58—74; Wyznanie narodowe Śląska. Głos jego poezji, Opole 1919 i zależne od niego: Kazimierz Ligoń: Poeci Górnego Śląska, Lwów-Warszawa 1920, 2 artykuły E. Rybarza w Dr. Stan. Komar, Edward Rybarz, dr. Al. Szczepański: Górny Śląsk, 1934), dalej przygodne życiorysy, wyliczone na str. 48 broszury ks. Szramka z r. 1918 i życiorys w ks. Jana Kudery Obrazach Ślązaków wspomnienia godnych, Mikołów 1920 — poświęcić należy kilka słów 3 pracom śląskim, zajmującym się szerzej Bonczykiem i jego eposem: Jacek Kędzior (ks. Jan Kudera): Ks. Norbert Bonczyk jako poeta, Opole 1918, (ks. Emil Szramek): Ks. Norbert Bonczyk. Życiorys, Opole 1918 i ks. Emil Szramek: Ks. Norbert Bonczyk, Homer Górnośląski i poeta walki kulturnej, Roczniki Tow. Przyj. Nauk na Śląsku II, Katowice 1930, str. 1-62, oraz w odbitce. Ks. Kudera, wychodząc z założenia, że w kryterjach estetycznych niema nic stałego, że „dobrego poetę stanowi... prostota wysłowienia, wzniosłość, natchnienie i sztuka”, że to wszystko posiada Bonczyk, uważa go za prawdziwego artystę i urodzonego poetę. Bohaterem epopei Bonczykowej jest dla niego lud śląski, symbol miłości ojczyzny, pracowitości, wiary, cierpliwości i dobroduszności. Sam poeta jest dla niego malarzem rodzajowym albo obyczajowym, który, ściśle mówiąc, nie stworzył „eposu, lub epopei, bo do rodzaju tychże należy jeden bohater, około którego wszystkie inne wypadki się obracają”, lecz raczej obrazy epickie i z tego punktu widzenia, podsuniętego mu przez teorję i określenie gatunkowe samego Bonczyka, rozpatruje jego poemata, nie mogąc wszakże powstrzymać się od użycia razporaz określenia: epopea. Wymowniej niż o artyzmie Bonczyka mówi ks. Kudera o nim
jako poecie polskim i poecie śląskiej swojszczyzny, co jest zrozumiałe wobec przeznaczenia pracy do czytania przedewszystkiem przez Górnoślązaków.
Ks. Szramek w obu swoich rozprawach zajmuje się więcej szczegółami biograficznemi i genetycznemi Starego Kościoła Miechowskiego, ocenę zaś estetyczną przejmuje od Kraszewskiego i Radziejewskiego, stwierdzając od siebie, że ludowi górnośląskiemu „epopea ta zapełniła dotychczasową przez Niemców naumyślnie utrzymywaną próżnię w polskim obszarze ducha i sprawiła najczystszą satysfakcję, że ten »Śląsk nasz ukochany« doczekał się pomnika tego rodzaju i tej miary, że go Niemcy ani sprzątnąć, ani czem innem zastąpić nie mogą”[1].
Ks. Szramka i za jego pośrednictwem recenzję Kraszewskiego powtórzył Ludwik Łakomy: Epopeja Górnośląska (Polonia nr. 3107 z 4. VI. 1933).
Przyznaję się otwarcie, że początkowo ulegałem zbiorowej sugestji streszczonych tu sądów o dziele Bonczyka, potem jednak zrozumiałem, że dla należytego oświetlenia sprawy należy [2]