Stuartowie (Dumas)/Tom II/Rozdział XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stuartowie |
Wydawca | Merzbach |
Data wyd. | 1844 |
Druk | J. Dietrich |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Stuarts |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Wieść o tém zdarzeniu rozszerzała się po Szkocji, z szybkością niepomyślnych wiadomości. Wzruszenie było okropne, wszyscy bowiem obwiniali Bothwella a niektórzy mieli w podejrzeniu królowę. Prawda, że Marja w tym wypadku, podała swoim nieprzyjaciołom nową broń przeciw sobie. Na dworze Szkocji panował zwyczaj, że każda wdowa po królu, czterdzieści dni pozostawała zamknięta w komnacie swojego pałacu, przy świetle lampy. Dwunastego dNia Marja kazała wszystko otworzyć, a piętnastego wyjechała z Bothwellem do posiadłości wiejskiéj Seyton, o dwie mile od Edymburga.
Tam doszła ją wiadomość o pierwszych rozsiewanych przeciwko niéj podejrzeniach. We dwa dni po morderstwie, rozlepiono po ulicach Edymburga ogłoszenie, przyrzekające nagrodę dwa tysiące funtów szterlingów temu, ktoby dał pewne objaśnienie względom zabójców króla. Nazajutrz u spodu pierwszych doniesień, znaleziono, podobne tymże co do wielkości papieru, doniesienia, na których napisane były imiona: Bothwell, Balfour, Chambers i dwóch albo trzech innych. Nie dosyć jeszcze; każdéJ nocy słyszano głos z krzyża Edymburgskiego: »Bothwell jest mordercę króla, a królowa jego wspólniczką.« Nakoniec Marja odebrała list od hrabiego Lennox, ojca zamordowanéj ofiary, w którym stanowczo wskazuje Bothwella jako mordercę, i ogłasza się jego oskarżycielem.
Nie było już sposobu przygłuszenia téj wieści. Bada nalegała na królowe, aby Bothwella stawić przed sądem; lecz, zarazem, ponieważ strony w sprawie kryminalnéj, stosownie dopraw Szkockich, powinny na czterdzieści dni być uwiadomione, aby stanęły do obrony, przeto wyznaczono termin godny śmiechu, bo dnia 28 Marca zadecydowano, aby oskarżony stawił się przed sędziami 12 Kwietnia. A więc w czternastu dniach Lennox miał zebrać dowody zabójstwa, przeciwko najpotężniejszemu człowiekowi Szkocji.
W oznaczonym dniu, przybył Bothwell z czterema tysiącami swoich stronników, a wziąwszy ze sobą straż złożoną z dwustu, uzbrojonych żołnierzy, którzy stosownie do jego rozkazu opanowali wszystkie wejścia do trybunału, stawił się przed sędziami. Hrabia Lennox wiedział naprzód, co wyniknie; dla tego też wcale nie przybył. A więc oskarżony nie znalazł oskarżyciela i sąd uwolnił go z pod zarzutu. Tylko w chwili, kiedy trybunał wydał wyrok uniewinniający Bothwella, jeden głos odezwał się z tłumu, i w imieniu hrabiego Lennox protestował przeciw temu wyrokowi. Był to jeden z jego lenników, umyślnie na to przysłany. Stawiony przed sędziami powtórzył swoją protestację, i dopełniwszy to zlecenie, powrócił do Glasgowa, zdać swojemu panu sprawę z wykonanego rozkazu.
Skoro tylko Bothwell został uniewinniony z zabójstwa Darnleya, natychmiast pomyślał o zajęciu swojego miejsca, a ścisła zażyłość z Marją zapewniała go naprzód o zezwoleniu królowéj; szło tylko o zatwierdzenie szlachty. Bothwell zaprosił do oberży Edymburgskiej znakomitych panów Szkockich na wielki obiad, i tam przykońcu uczty, wpośród próżnych butelek i pełnych kielichów, z okrzykami podpisano akt, którym uznają go niewinnym morderstwa króla i oświadczają że jedyny sposób uwolnienia Szkocji od nowych zamieszek i nieszczęść, aby Marja oddała mu swoją rękę. Bothwell, uzyskawszy to nieoszacowane pismo, starał się jak najprędzéj uczynić z niego użytek stosowny do swojego charakteru. Dowiedziawszy się pewnego wieczora, że nazajutrz królowa powracać ma ze Stirlingu do Edynburga, zrobił zasadzkę z tysiącem jazdy na moście Cramond, i kiedy się ukazała w towarzystwie tylko dwudziestu osób stanowiących jéj orszak, postąpił ku niéj, kazał aresztować i rozbroić Muntego, Liddingtona i Melvila, a ująwszy konia królowéj za cugle, zmusił go do odwrotu, czemu Marja bynajmniéj się nieopierała a nawet nie żaliła się na to postępowanie; i zaprowadził ją do zamku Dimbar, którego był rządcą. Po dziesięcio-dniowym tamże pobycie, jedenastego wjechali razem do Edymburga. Bothwell jeszcze prowadził za cugle konia królowéj, lecz tym razem z względami należnemi kobiecie i królowéj. Zdawało się, że Marja przebaczyła mu zupełnie to nadużycie, i obawiając się jeszcze, aby nie powątpiewano o tém, ogłosiła 12 Maja 1567 r. że nie tylko nie ma do Bothwella żadnéj urazy, ale nadto pragnie nagradzając znakomite jego zasługi, wynieść go niezwłocznie do nowych zaszczytów. W istocie, nazajutrz mianowała go księciem Orknéj, a we dwa dni później oddała mu swoją rękę. Wiedziano że królowa, nie przyjmie żadnego przełożenia w tym względzie, dla tego nikt nie śmiał się odezwać. Tylko Lord Herris; Jakub Melvil odważyli się na to, a nagrodą ich poświęcenia była niełaska Marji i nienawiść Bothwella, której niezawodnie byliby doznali skutków, gdyby nowe wypadki, przybierając nieprzewidzianą ważność, nie zmusiły go myśleć o własném bezpieczeństwie, nie o dokonaniu zemsty.
Nieprzyjaciele Marji na pozór służąc jéj sprawie, doprowadzili ją tam gdzie zamierzyli. Obwiniono ją tajemnie o udział w morderstwie męża.
Zaledwie po trzech miesiącach żałoby, zaślubiła mordercę, i tym sposobem, ona, królowa, była czwartą żoną żyjącą tego człowieka, który dla niéj opuścił dwie pierwsze z nizkiego rodu będące, rozwiódł się z trzecią, córką hrabiego Huntly, tego, który zginął w powstaniu, stratowany końmi. Niesława Kothwella spadła na nią, do téj niesławy dołączywszy nienawiść duchowieństwa protestanckiego, z łatwością poznamy ze tym sposobem straciła całą podporę w większości narodu. Tę to chwilę, Morton i Maitland, wieczni wspólnicy Murraya, którzy z zwykłą sobie przebiegłością, od roku niby usunęli się od wszelkich stronnictw i intrygi, wybrali za najstosowniejszą do wybuchu.
Zaledwie dowiedziano się o ich zamiarze, aliści cała Szkocja połączyła się z nimi, a to tak szybko i gwałtownie, że widząc się nagle w dostatecznéj sile do działania, postanowili porwać razem króla i królowę, którzy, niewiedząc wcale o knowanym spisku, udali się zaproszeni na zabawę do lorda Borthwick. Ze zaś w owym czasie zamieszek, nigdy nie można było bydź spokojnym, porozstawiano straże. Kiedy miano siadać do stołu jeden z żołnierzy dostrzegł i dał znać, że znaczna uzbrojonych liczba pędem do zamku się zbliża. Bothwell i Marja domyślili się że na nich godzą, przeto pierwszy przywdziawszy liberję lokaja, druga strój pazia, wyszli jedną bramą zamkową wtenczas, kiedy spiskowi chcący ich pochwycić wchodzili drugą, i tym sposobem dostali się aż do Dunbar.