Szkarłatna Róża Raju Boskiego/Rozdział I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Szkarłatna Róża Raju Boskiego |
Podtytuł | Świątobliwy ks. Wojciech Męciński |
Wydawca | Księgarnia Św. Wojciecha |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Drukarnia Św. Wojciecha |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
O dzieciństwie i młodości Męcińskiego wiemy bardzo niewiele. Wiadomo, iż urodził się r. 1598 w Osmolicach, w Lubelskiem, z ojca, Jana Olbrachta, herbu Poraj (Róża) i z matki, Szczęsnej z Głoskowskich, herbu Jastrzębiec. Rodzina Męcińskich, szlachta senatorska, była bogata, można i wpływowa. Jest to ważne o tyle, iż widać z tego, że Męciński, ofiarując się na misjonarza, wyrzekał się dostatków i wielkich tytułów, a może i dostojeństw dla tułaczki, poniewierki i śmierci męczeńskiej. Tak postępuje tylko człowiek, idący wyłącznie za swym głosem wewnętrznym, czujący prawdziwe powołanie.
Ojciec Wojciecha był dziedzicem ogromnego majątku ziemskiego, tak zwanego wówczas „klucza“, liczącego kilkanaście wsi. Ziemia w Lubelskiem jest urodzajna i obfitująca w piękne lasy. Co się tyczy piękności położenia, to nie odznacza się niczym szczególnie efektownym, lecz posiada wiele miłych widoczków i prześlicznych zakątków. Jedyną plagą tych stron były dość częste najazdy tatarskie, które jednak likwidowały wojska Rzeczypospolitej, mające swą podstawę w Zamościu.
Rzecz prosta, że kraj cierpiał od Tatarów znacznie, zwłaszcza przez branie przez nich licznego jasyru, co go wyludniało. Ale czambuły Nogajców, działając w pośpiechu, powierzchownie, nie niszczyły najżywotniejszych organów kraju, który z chwilowej klęski szybko się podnosił. Znowu przybywali ludzie, powracali dawni mieszkańcy, znowu w polach pojawiały się pługi, a na gościńcach ciężkie, ładowne wozy kupieckie ze wschodnim towarem.
Łatwo możemy sobie wyobrazić życie w Osmolicach, we dworze państwa Męcińskich, niczym nie różniące się od życia innych bogatych ziemian w ówczesnej Polsce. Te same zjazdy sąsiedzkie z powodu imienin czy świąt, te same przy tej sposobności narady i mniej lub więcej gorliwie spełniane kielichy węgrzyna. Powiedzmy, że w domu rodziców Męcińskiego mogło być trochę mniej zgiełku, wiwatów i wina, niż gdzie indziej, ponieważ pan Męciński był kalwinem, więc może mniej sprzyjał hucznym ucztom, matka zaś Męcińskiego była damą słynną z wielkiej surowości obyczajów, ręki bardzo silnej, a prócz tego cała była oddana zarządzaniu majątkiem.
Tu parę słów powiedzieć musimy o kalwiństwie starszego pana Męcińskiego. Wśród szlachty, zawsze chciwej nowinek, wypadki przechodzenia na inne wyznanie zdarzały się wówczas dość często z różnych powodów, nieraz po prostu z fanaberii: coś panu strzeliło do głowy, poróżnił się z jakimś duchownym, czy chciał braci szlacheckiej w sąsiedztwie zaimponować i przechodził na arianizm, luteranizm lub kalwinizm. Jednakże niemniej często się zdarzało, że taki heretyk pod koniec życia błędów swych heretyckich się wyrzekał, powracał na łono Kościoła katolickiego i za pokutę zbogacał go znacznymi fundacjami. Tak było na przykład ze znanym panem Taszyckim, który długie lata był arianinem, w Lusławicach, swej majętności nad Dunajcem, arian osadził, a później nie tylko błędów ich się wyrzekł, lecz tuż pod ich bokiem ufundował klasztor reformatów, którzy mieli zwalczać heretyków. Podobnie miała się rzecz i z ojcem Męcińskiego, który przed śmiercią porzucił kalwinizm i powrócił do wiary swych ojców. Zresztą na dzieci swe wpływu mieć nie mógł, ponieważ umarł, kiedy przyszły męczennik miał zaledwie cztery lata. Dzieci, to jest brata Wojciecha, Stanisława i siostrę wychowywała matka, matrona bardzo religijna.
O tym wychowaniu, niestety, też niezbyt wiele powiedzieć możemy. Z pewnych faktów, o których mowa będzie później, wolno wnioskować, że było ono typowo szlacheckie, a więc tyle razy opisywane i tak znane, iż rozwodzić się szeroko nad nim nie potrzebujemy. Była oczywiście nader surowa dyscyplina, chłopcy brykać nie mogli, pani Męcińska nigdy nie byłaby na to pozwoliła. Był też „praeceptor“, który uczył początków łaciny i innych nauk, była niezbędna, między innymi, pod kierunkiem koniuszego jazda konna, początki praktyki w gospodarstwie rolnym pod pozorem dozorowania robotników w polu itd. Rodzeństwo niezbyt się kochało, przynajmniej z bratem, Stanisławem, Wojciech miał stale jakieś spory. Prawdopodobnie rzecz polegała na tym, iż Stanisław musiał odziedziczyć po matce charakter dość oschły a sposób myślenia materialistyczny, wprost przeciwnie niż Wojciech, który był usposobienia raczej kontemplacyjnego, o wyraźnie entuzjastycznych skłonnościach, co zresztą potwierdza całe jego życie. Gdy się czyta jego listy o upragnionym męczeństwie, gdy się patrzy, z jak niezmąconą pogodą przyjmuje różne niespodzianki życiowe i z jak równym umysłem znosi przygody, nieraz bardzo przykre, widzi się tę duszę w nabożności swej rozegzaltowaną, skłonną do uniesień i zachwytów, często rozanieloną, a przy tym zawsze bezinteresowną, dobrami ziemskimi gardzącą. A tedy niewątpliwą wydaje mi się rzeczą, iż chłopaczek ten nie mógł być w domu rodzinnym należycie rozumianym, że nie zwracano uwagi na jego wizje i porywy, może czasami niezrozumiałe, i że mając przy sobie matkę i rodzeństwo, mimo wszystko lata dziecinne spędził właściwie w osamotnieniu, przynajmniej co się tyczy życia duchowego. Świadczyłby o tym fakt, że w listach swych domu rodzicielskiego prawie nie wspomina.