Tętniące serce/Część III/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tętniące serce |
Podtytuł | Powieść |
Rozdział | Żona cesarza |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Poznańska Drukarnia i Zakład Nakładowy T.A. |
Miejsce wyd. | Lwów — Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | Kejsarn av Portugallien |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Katarzyna ze Skrołyki siedziała na krześle w kuchni w Löwdali. Przyniosła przędziwo, a sama pani Liljecrona odebrała je, zważyła i zapłaciła, chwaląc przytem staranną robotę.
— Dobrze się składa, Katarzyno — powiedziała pani porucznikowa — że tak doskonale umiecie prząść, bo teraz musicie pracować na siebie i męża sama jedna!
Katarzyna wyprostowała się, a na policzkach jej, na samych wystających kościach pod oczyma zjawiły się dwie czerwone plamy.
— Jan pracuje także, — odparła porywczo — nie był on zresztą nigdy tak silny, jak zwyczajny robotnik!
— Podobno teraz niczem się nie zajmuje? — zauważyła porucznikowa — Słyszałam, że chodzi od folwarku do folwarku, pokazując swe gwiazdy i śpiewając pieśni.
Pani Liljecrona była to osoba pracowita i gospodarna, chciała tedy okazać zaradnej i skrzętnej Katarzynie swą życzliwość i wyrazić, że z nią współczuje.
Ale Katarzyna stanęła w obronie męża.
— Jan jest już stary i wiele przecierpiał w ostatnich latach! Całe życie sterał w ciężkiej pracy jako wyrobnik, przeto należy mu się odpoczynek niejaki pod wieczór!
— Dobrze, że nieszczęście swe znosicie z takim spokojem, droga Katarzyno! — powiedziała znów pani porucznikowa, z pewnem odcieniem surowości. — Jestem zresztą zdania, że powinnabyście starać się wybić Janowi z głowy te jego niedorzeczne urojenia. Wszakże rozsądna z was i trzeźwa kobieta. Przekonacie się, że jeśli tak dalej pójdzie, Jana zabiorą do szpitala warjatów!
Katarzyna wstała z krzesła, wyprostowała się, a na twarzy jej odmalował się wyraz oburzenia.
— Jan nie jest warjatem! — zawołała — Bóg miłosierny położył na jego oczach zasłonę, by nie musiał patrzyć na to, czegoby przeżyć nie był w stanie. Winniśmy mu za to gorące dzięki!
Pani Liljecrona nie upierała się przy swojem. Uznała zresztą za słuszne i piękne postępowanie Katarzyny, stającej po stronie męża.
— Dobrze, dobrze, droga Katarzyno... — powiedziała serdecznie — nie zapominajcież tylko, że u mnie znajdzie się dla was robota przez cały rok... nie zapominajcie o tem!
Na te słowa znikł z twarzy Katarzyny wyraz twardy i zacięty, stopniał odrazu i zapodział się gdzieś. Wystąpiły najpierw miłość, strach i troska, a z oczu popłynęły rzęsiste łzy.
— Cała moja pociecha, że mogę na niego pracować! — powiedziała — Stał się z biegiem lat tak dziwny, że teraz już nie jest jak inni ludzie, ale czemś więcej. I dlatego to właśnie boję się, by mi go nie zabrano...