Tajemnica zamku Rodriganda/Rozdział 3
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica zamku Rodriganda |
Podtytuł | Powieść |
Rozdział | Zdradzieckie knowanie |
Wydawca | Księgarnia Komisowa |
Data wyd. | 1938 |
Druk | Drukarnia Artystyczna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Waldröschen |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zdziwiłby się niezmiernie doktór Zorski, gdyby usłyszał, o czym w tej chwili rozmawiali jego kolega po fachu, chirurg z Manrezy i powiernik hrabiego, notariusz Gasparino.
— A więc, doktorze, możemy być pewni śmiertelnego wyniku operacji? — pytał „wierny“ sługa hrabiego Rodriganda.
— Naturalnie.
— Czy koledzy pańscy nie sprzeciwią się?
— O tym nie ma mowy, sennorze. Wie pan przecież, że cieszę się takim poważaniem, iż żaden nie ośmieli się być innego zdania niż ja — odpowiedział doktór dumnie.
— Dobrze. Musi pan jednak przekonać hrabiego, że operacja jest jedynym środkiem ratunku.
— Oczywiście.
— A więc operacja odbędzie się jutro o ósmej w tajemnicy, aby hrabianka o tym nie wiedziała i nie zdążyła nam przeszkodzić.
— Zgoda.
— Wynagrodzenie otrzyma pan w moim mieszkaniu w Manrezie. Dobranoc.
Podali sobie ręce i notariusz wyszedł.
Nie udał się wszakże do swojego pokoju, lecz rozejrzawszy się ostrożnie, wszedł do pokoju pobożnej siostry Klaryssy.
— Witaj, sennor — rzekła Klaryssa — dawno już na ciebie czekam. Jakże załatwiłeś tę sprawę?
— Bardzo dobrze — odparł notariusz — przysiadając się do zacnej siostrzyczki. — Hrabia zgodził się.
— Chwała Najwyższemu! On to w niewypowiedzianej dobroci swej pokierował jego sercem i skłonił go do zgody. Czy operacja będzie śmiertelna?
— Niewątpliwie.
— A więc nie możemy zmienić biegu rzeczy — mówiła ze słodyczą — nie wolno nam, śmiertelnikom, stawać w poprzek niezbadanym wyrokom Opatrzności.
Notariusz kiwnął głową w milczeniu, a szlachetna siostrzyczka mówiła dalej.
— Życzę hrabiemu, aby Bóg uwolnił go od cierpień. Bądź miłościw, o Panie, dla duszy niegodnego sługi Twego, don Emanuela de Rodriganda — Sevilla. Czy tylko hrabianka znów nie popsuje naszych planów?
— Tym razem nie, moja droga. Zawiadomiliśmy ją, że operacja odbędzie się o jedenastej, a w rzeczywistości zacznie się o ósmej.
— Nareszcie skończą się wieczne lata naszej niedoli. Jutro będziemy posiadaczami bogactw rodu Rodriganda...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Doktór Zorski był zbyt wzburzony po rozstaniu się z ukochaną Rozettą, by zasnąć tej nocy. Zaledwie zaświtał poranek, wsiadł na koń i pojechał w góry.
O siódmej godzinie dopiero wrócił i wstąpił do oberży na śniadanie.
Gospodarz podał mu kawę, po czym zbliżył się do stolika, który zajął pewien elegancki mężczyzna.
— Cóż to, sennorze — zapytał — tak wcześnie pan jedzie do Rodriganda?
— A tak — odparł nieznajomy — przyjechałem, by asystować przy operacji hrabiego. Wyznaczono ją na ósmą godzinę.
Doktór Zorski oniemiał. Nie dał jednak nic po sobie poznać. Zapłacił i popędził galopem do zamku.
Na szczęście brama parku była otwarta. Minąwszy ją, Zorski zauważył w bocznej alei piękne, młode dziewczę w wytwornych szatach.
— To hrabianka — pomyślał. Nagle stanął jak wryty. Poznał w zbliżającej się Rozettę.
Przez chwile patrzyli na siebie zdumieni. Doktór zrozumiał wszystko.
— Rozetto — zawołał.
— Sennorze co pan tu robi tak wcześnie?
Zorski nie odpowiedział na pytanie. Przejęty ciągnął dalej. Sennora, pani nie jest towarzyszką, pani jest hrabianka Róża!
Dziewczę opuściło główkę zawstydzone.
— Teraz rozumiem, dlaczego musieliśmy się rozstać. Pani rodzina nie zgodziłaby się na taki mezalians.
— Wybacz mi, Karlosie. — Chciałam być choć przez krótki czas szczęśliwa... Nagle przerwała. Zauważyła kasetkę w ręku doktora.
— Co to, przyszedł pan na operację?
— Ach, byłbym zapomniał. Oszukano panią. Ojcu pani grozi niebezpieczeństwo. Operacja ma się odbyć o ósmej.
— Matko święta! O, Karlosie, ratuj! zawołała w panicznym strachu. W największym pośpiechu udali się do zamku. Drzwi jednak do apartamentów hrabiego zastali zamknięte. Z wewnątrz dolatywał ich głos starego hrabiego. Raz... dwa... trzy...
— Chloroformują go — krzyknął Zorski. Czy pani pozwoli użyć siły?
— Rób pan wszystko, byleby ocalić ojca.
W tej chwili doktór uderzył nogą raz i drugi w drzwi.
Trach! Z hukiem wyleciały z zawiasów.
Hrabianka i Zorski wpadli do pokoju, lecz tu stanął przed nimi Alfons.
— Co ty tu robisz? — spytał Różę. Jakim prawem weszłaś do ojca w chwili, kiedy ma być operowany?
— Mam takie same prawo jak ty. Kocham ojca i nie pozwolę na operację, dopóki doktór Zorski nie zbada go.
— Sprowadziłaś obcego doktora?! Co za samowola, mamy swoich lekarzy!
Precz mi stąd!
Słowa te skierowane były do Zorskiego. Ale doktór nie poruszył się nawet.
— Przybyłem tu na wezwanie hrabianki i zostanę dopóty, dopóki ona tego będzie żądać.
Alfons zadzwonił. Na korytarzu wszczął się ruch i we drzwiach ukazali się lokaje.
— Zabrać mi stąd tego człowieka! — krzyknął hrabia.
Ale Zorski nie stracił odwagi. Zwrócił się w stronę służących z tak groźną miną, że cofnęli się na korytarz. Potem skierował się w stronę hrabiego Alfonsa, pochwycił go za rękę i ścisnął ją z taką siłą, że Alfons ryknął z bólu.
W tej chwili otworzyły się drzwi sypialni i na progu stanął hrabia Emanuel de Rodriganda Sevilla. Był to wysoki starzec, majestatyczny, poważny.
Szedł powoli jak duch, siwe włosy jego srebrzyły się na skroniach, a rozwarte szeroko, niewidzące oczy, zdawały się spoglądać z wyrzutem na obecnych. Usłyszał głosy kłótni i zerwał się ze stołu operacyjnego pomimo zakazu lekarza.
— Co się tu dzieje? Co się stało?
— Ojcze drogi — zawołała Róża i schwyciła rękę hrabiego. — Nie pozwolę cię zabić! Operacji nie będzie.
— Dziecko, co ty mówisz?
— Oh, nie wierz im, daj się zbadać przez lekarza, którego sprowadziłam dla ciebie.
— A któż to taki?
— O, to znany lekarz z Paryża.
— W takim razie proszę pana do mego pokoju.
Okazało się po zbadaniu, że rzeczywiście operacja jest niepotrzebna. Zorski twierdził, że można usunąć kamień leczeniem i to w przeciągu bardzo krótkiego czasu.
— Śmieszne — mówili obecni przy badaniu lękarze — nie wierzymy w powodzenie.
Na nic się jednak nie zdały ironiczne docinki lekarzy. Hrabia zrezygnował z operacji.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
W godzinę później odbyła się narada w pokoju siostry Klaryssy. Obecni byli hrabia Alfons, notariusz i doktór Frankas.
— O, święta Madonno, któżby przypuścił, że coś stanie na przeszkodzie. Tak pewni byliśmy powodzenia, a ten przybłęda zjawił się, by zniweczyć nasze dzieło.
— Musimy usunąć tego łotra — odezwał się doktór Frankas.
— Czy przypuszcza pan, że mógłby uleczyć hrabiego?
— Z całą pewnością, starszy asystent doktora Letourbier to znakomitość.
— On pewnie podejmie się i operacji oczu.
— I ta się może udać.
— Postaramy się więc przeszkodzić mu, a w jaki sposób, to już moja sprawa — rzekł notariusz.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |