Tajemnice Paryża/Tom II/Rozdział LVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Tajemnice Paryża
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LVIII.
MARCJAL I SZURYNER.

Nowa wspólność stosunków zawiązała się między Marcjalem i Szurynerem; Rudolf darował Marcjalowi grunta w Algierji, obok folwarku jaki tamże przeznaczył był dla Szurynera.
Po wypuszczeniu Germaina z więzienia, Szuryner bez trudności dowiódł sędziom, że okradł sam siebie, wyjaśnił powody, które go skłoniły do tak dziwnego postępku, i został uwolniony.
Pragnąc wynagrodzić nową usługę Szurynera, Rudolf pozwolił mu mieszkać w pałacu, i obiecał że go weźmie z sobą do Niemiec.
Lecz kiedy Rudolf odzyskał córkę, wszystko się zmieniło. Mimo wszelkiej wdzięczności dla człowieka, co mu ocalił życie, Rudolf nie mógł brać ze sobą do Niemiec świadka poniżenia Gualezy.
Rudolf ofiarował Szurynerowi najświetniejszą nagrodę: pieniądze, folwark w Algierji, wszystko, coby tylko chciał. Szuryner, głębokim żalem dotknięty, wyrzekł się wszystkiego, i pierwszy raz w życiu... zapłakał. Rudolf musiał użyć swojej powagi, żeby go zniewolić do przyjęcia dawniejszych darów.
Nazajutrz książę wezwał Wilczycę i Marcjala, i nie mówiąc im, że Gualeza jest jego córką, zapytał, co może dla nich uczynić? Widząc ich pomieszanie, przypomniawszy sobie, co mu Marja powiedziała o ich charakterze, ofiarował im dość znaczną sumę pieniędzy, i grunta stykające się z folwarkiem darowanym Szurynerowi.
Rudolf nie omylił się. Marcjal i Wilczyca przyjęli łaskę z zapałem, z uniesieniom radości, i zawarli znajomość z Szurynerem.
Znajomość ta wkrótce zamieniła się w przywiązanie żywe, szczere, serdeczne.
Szuryner zmienił się zupełnie. Junacka śmiałość, wesołość, któremi zawsze odznaczało się jego męskie oblicze, zastąpił głęboki, ponury smutek; głos jego nawet był mniej mocny; cierpienie moralne, dotychczas mu nieznane, skruszyło, zniweczyło jego energję. Tkliwie spoglądał na Marcjala.
— Miej odwagę! — mówił do niego — zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Pamiętaj o żonie, pamiętaj o dzieciach, których masz być ojcem. A wreszcie... wszak wkrótce już wyjedziemy z Paryża...
— Wszystko jedno, Szurynerze; zawszeć to matka... zawszeć to siostra... Lecz ja powinienbym pocieszać ciebie, nie ty mnie... Gdy Paryż zostawimy za sobą, smutek twój zmniejszy się...
— Tak... jeśli wyjadę z Paryża... — rzekł Szuryner cicho i zadrżał. — Słuchaj, Marcjalu, wyśmiejesz mnie, wszystko mi jedno... Jeśli mi się dzisiaj co stanie, to przekonasz się, że się nie myliłem.
— Co to ma znaczyć?
— Widzisz: dawniej często pokazywał się we śnie sierżant, którego zabiłem... Dawno już nie miałem tego snu... a dzisiejszej nocy... znowu go widziałem.
— Przypadek!... Smutek z powodu rozstania się z dobroczyńcą, myśl że będziesz musiał mnie odwieźć do Bicetre, wszystko to razem wzburzyło ci krew... a stąd... przykry miałeś sen...
Szuryner zwolna potrząsnął głową.
— Miałem ten sen w wilję odjazdu pana Rudolfa... bo dziś wyjeżdża, dowiedziałem się o tem, o jedenastej zrana, przez rogatkę Charenton... Pójdę tam... obaczę go raz... ostatni...
— On jest tak dobry, iż się nie dziwię, że go tak kochasz...
— Kocham!... o, kocham go, Marcjalu. Choćby spać na gołej ziemi, jeść chleb czarny, być jego psem... byle być przy nim... Niczego mi więcej nie trzeba, niczego więcej nie pragnę... Ale on nie chce.
— Kiedy opuścimy Francję, zapomnisz. Będziemy pracowali, żyć będziemy samotnie, strzelać się będziemy z Arabami...
— O! strzały do mnie należą; wszak ja bezżenny, służyłem w wojsku. Ty masz żonę, masz brata i siostrę, a ja, mam tylko pilnować swojej skóry. I o tę nie dbam, jeżeli nie ma być osłoną dla pana Rudolfa. Dawaj mi tu Beduinów!
— Smutek cię nie zabije; zestarzejemy się w Algierze i co wieczór powiemy jeden drugiemu:: Bracie, składaj dzięki panu Rudolfowi! To będzie nasza codzienna za niego modlitwa.
— Ach, Marcjalu, ty mnie już prawie uleczyłeś.
— Więc dobrze; zapomniałeś o śnie?
— Postaram się zapomnieć.
— Przyjedźże do nas o czwartej; dyliżans odjeżdża o piątej.
— Przyjdę... Otóż jesteśmy w Paryżu; pójdę za rogatkę i zaczekam na pana Rudolfa.
Fiakr stanął; Szuryner wysiadł.
— Pamiętaj, Szurynerze, o czwartej.
— Punkt o czwartej będę.
Szuryner zapomniał, że w tym dniu było śródpoście, i nadzwyczaj się zdziwił, ujrzawszy dziwaczne i straszne sceny, które się przedstawiły jego oczom, gdy przechodził po bulwarze do rogatki Charenton.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.