Tak szeptał tuman czarny...

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eliza Orzeszkowa
Tytuł Tak szeptał tuman czarny...
Pochodzenie cykl Z myśli wieczornych,
Ostatnie nowele
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1921
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków — Lublin – Łódź – Poznań
Źródło Skany na commons
Indeks stron

Tak szeptał tuman czarny...

Niegdyś, niegdyś przyszła była do mnie mara posępna i, na bezsennem posłaniu mojem ległszy, tumanem czarnym całego mię pokryła.
Całego mię okryła, od stóp aż po włosy, tumanem czarnym, z którego były jej ciało i suknia, a szept jej syczący głowę mą oblewał i, kędy życie sercem tętni, — spływał.
Smutkiem nazwała siebie mara czarna i rzekła:
że za bratem swym, Bólem, śladem w ślad po świecie chodzi;
że gdy Ból serce człowiecze przebije i na dnie jego zmęczony spoczywa, ona przychodzi;
że Ból jest nożem, który krew wytacza, ona trucizną, która w krew się wsącza;
że krzyk jest głosem Bólu, krew jego kolorem, a ona cicho stąpa, nocy barwą obleczona, powoli, powoli na pierś, oczy, myśl, siły człowiecze się kładzie i szepce... szepce...
— ...»Co ty wiesz?
»Wiotkim tyś cieniem, który po drodze życia mknie i — znika.
»Skąd? Dokąd?
»Co ty wiesz?
»Miljardem dróg jest życie, któremi na świat powierzchni miljardy cieni pomyka i — znika.
»Skąd? Dokąd?
»Czy ty wiesz?
» Świat zbiorowiskiem cieni wszech natur i kształtów, które na czasu oceanie pomykają i — znikają.
»Skąd? Dokąd?
»Czy ty wiesz?
»W sercu twem słowik i róża skonały; w głębokościach przestworzy umarła gwiazda.
Po co róże, słowiki i gwiazdy?
»Czy ty wiesz?
»Na sercu, czole, dłoniach piekące pieczęcie złej doli nosisz.
»Za co? Ku czemu?
»Czy ty wiesz?
»W pobliżu brzmi muzyka skoczna, rozlegają się śpiewy i śmiechy ochocze. Tam radość życia, pląsy, wesele. Idź i szatę Dejaniry, z piekących pieczęci złej doli utkaną, w kaskadę śmiechu — wrzuć...

....................

»Od kaskady śmiechu wzrok, słuch, duszę z niechęcią odwracasz?
»W pobliżu las stoi głęboki, samotny, spokojny, cichy, cienisty, bezpieczny od świata, od ludzi i dobrze być musi, ach! na mchów pierzu miękkiem, pod szerokiemi skrzydłami paproci, oko w oko tylko ze skabiozą białą, nad głową tylko z obłokiem skrzydlatym — usnąć!
»Idź, i w cienistej, spokojnej, samotnej głębi lasu — na mchy i paprocie szatę życia — zrzuć!
»Po co życie?
»Czy ty wiesz?

....................
...»Gdybyś wiedział, że z łez twych oczu powstanie zdrój kastalski, w którym skąpane oczy inne nigdy już płakać nie będą;

...gdybyś wiedział, że z prochu twoich słowików zamordowanych Feniks uleci i w sercach innych pomarłe szczęście odrodzi;
...gdybyś wiedział, że dłoń twoja dłoni czyjej, dusza twoja duszy czyjej — jest radością.
»Gdyby kto wołał...
»Wsłuchaj się w echa, które głosy niosą!
»Nikt nie woła. To wiesz...
»Z łez, wylanych przez oczy jedne, powstająż dla oczu innych cudowne zdroje kastalskie?
»Nad popioły róż i słowików umarłych wzlatująż ptaki szczęśliwych odrodzeń?
»Dobędżież pług twój ziarno z roli bagnistej lub wyschłej ?
»Wysącząż twe wargi skrwawione gorycz z jądra kwiatu?
»Czy ty wiesz?
»Wołaż ku tobie głos jaki kochany: radości moja?
»Wsłuchaj się w echa, które głosy niosą!
»Cisza. Nikt nie woła. To wiesz...

....................

...»Od śmiechu kaskady wzrok, słuch, duszę z niechęcią odwracasz?
»W pobliżu las głęboki, spokojny, samotny, cichy, cienisty, bezpieczny od świata, od ludzi, i dobrze tam spać — bez snów«.
— Tak szeptał tuman czarny, któremu na imię Smutek, który za bratem swym, Bólem, przychodzi i, gdy tamten krew wytacza, on sączy w nią truciznę powoli... powoli...
I już nic...
Kędy życie sercem tętni, kędy potok myśli płynie, kędy pręży się Wola — królowa, i do stóp królowej sługi — siły przybiegają — już nic!
Tylko ten las, głęboki, samotny, spokojny..., mchy, paprocie..., od ludzi, od świata...
Nic. Ze skabiozą białą oko w oko... z obłokiem skrzydlatym nad głową... sen bez snów...
Cóż ja wiem?... Nikt nie woła... To wiem. I nic.

....................

...U wezgłowia mego wtedy stanęły dwa białe, wysokie Anioły.
Z dwóch stron wezgłowia mego dwa Anioły stanęły — i gdy skrzydła ich szerokie pochylały się nademną, jak nad dzieckiem spłakanem chylą się macierzyńskie dłonie, jeden rzekł:
Bóg.
A drugi rzekł:
Polska.
Piórami skrzydła swego oczu mych dotykając, jeden rzekł:
Bóg wie!
Pióra skrzydła swego na sercu mi kładąc, drugi rzekł:
Polska woła.
W tumanie czarnym, w głębokich głębiach jego, zapłomieniały dwa ogromne słońca.
Na płomieniejące słońca skrzydłami ukazując, Anioły rzekły:
Tam idź!
Wskróś mózgu, wskróś piersi płynęły mi głosy Aniołów i tam spłynęły, kędy życie sercem tętni.
Powstałem — szedłem — idę!
Do tumanu czarnego nie rzekły Anioły: odejdź!
Idzie za mną, ale nie jest czarny. Jak lampy niebieskie, świecą w nim oczy wysokich Aniołów i płomienieją w głębokich głębiach jego — dwa ogromne słońca.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Eliza Orzeszkowa.