Z Kościeliska wąwozem wstępujemy w lasy,
A potem na równiny chlebodajnéj krasy,
Gdzie owies i jarzyny najwięcéj się rodzą,
A mieszkańcy ochotnie do pracy wychodzą,
W zimie przędą i płótna sami wyrabiają
I daleko rozwożą i dobrze sprzedają;
Okrywając się suknem z wełny wyrabianém,
Z doskonałości swojéj wszędzie prawie znaném.
Inni robią starannie naczynia bednarskie,
A inni znowu rzeczy ozdobne, tokarskie;
Zbywając je po miastach jako upominki. —
A przy pracy śpiewają przed świtem godzinki;
Aby się im pomyślnie cały dzień darzyło.
A tak czas i robota upływa im miło. —
My idąc przez Beniki, Borowę, Chlebnicę,
Przez Mokragi i Bziny miłe okolice,
Do Zakala, Jelsawy, Knicza, Międzybrodu,
Nie doznawając nigdzie pragnienia i głodu;
Przebywamy i pola i Arwy strumienie,[1]
Do wsi tegoż nazwiska — gdzie dumne kamienie
Wystawają pod niebo, groźne ogromami,
Przerwane okropnemi na dół przepaściami,
Nad któremi gdzieniegdzie czarna jodła stoi,
Do któréj tylko orzeł zbliżyć się nie boi.
A na wiérzchu tych opok zamek zasiadł mężnie,
Od początku swojego trzyma się potężnie;
Trzy razy na około murem otoczony,
A każdy mur jest mocną bramą opatrzony;
I jeden nad drugiego tak dobrze wystaje,
Że wyraźnie zdaleka spostrzegać się daje.
Niżéj przy boku skały w ciasném położeniu
Leży druga część zamku na skał pochyleniu,
Umocniona podobnie jak piérwsza, murami,
Bramami i kutemi w kamieniu schodami.
Jest to podziw natury i sztuki człowieka!
Lecz starożytność zamku ważna i daleka;
Który powstał w tych czasach, kiedy jeszcze hordy
Zamącały nam pokój i czyniły mordy;
Gdy ludzie bezpieczeństwa przed niemi szukali,
Na najwyższych opokach zamki zakładali...
I tu brateczni nasi poczciwi Sławianie,
Zmuszeni byli staczać walki nieprzerwanie:
Bronili się przeciwko napadom tureckim,
Tatarskim i węgierskim, ruskim i niemieckim;
Więc w łonie tego zamku Polacy mieszkali,
Którzy imie zaszczytne w dziejach pozyskali;
Którzy mieli w swym czasie dostatków obficie,
A wiedli bogobojne i rycerskie życie. —
Podług kronik węgierskich, ten gród wybudował
Jérzy Turżo, gdy w Węgrzech król Ludwik panował;
A piérwszym Kasztelanem w całéj okolicy
Był w tym zamku Hippolit, pan, hrabia z Kremnicy;
A pod królem Karolem ten gmach okazały,
Dosięgnął najwyższego znaczeniu i chwały;
Późniéj bracia: Władysław i Jaśko Kazzowie,
Byli owego zamku dziedziczni panowie. —
Tu przesiadywał książe Władysław z Opola,
Co wstawił się gdy grzmiała tatarska swawola;
Byłto ducha dobrego w swych ziomkach wskrzesiciel.
Po nim Mikołaj z Gary był zamku właściciel.
Gdy Husyci w krainie czeskiéj zawiązani,
Szaleni swoim w te strony zostali zagnani:
Wszelakie ich zabiegi i natarczywości,
Rozbijał ten gród siłą swojéj wytrwałości,
Jak łódka, co na morzu wzburzoném miotana,
Walczy z falami wody, a nie jest zalana...
I trzyma się w całości chociaż już nie nowa!...
Późniéj mieszkał tu Palocz i Piotr z Komorowa.
Tu i Jędrzéj Baluski długo przemieszkiwał,
Lecz przyjaźni ogniwa wśród sąsiadów zrywał;
Aż król Maciéj nie mogąc dłużéj tych zawiści
Wytrzymać dla swojego berła niekorzyści:
Wmieszał się do téj sprawy — ale te niezgody
Spostrzegł sułtan Bajazet, i pobiegł w zawody:
Ciągnąc za sobą chmurę wojsk nieprzeliczonych,
Z całéj Turcyi i dalszych krain sprowadzonych,
Podżeganych łakomstwem i dziką chciwością,
I nieutamowanym gniewem i mściwością;
Wkrótce przez Bessarabiją wpadłszy do Mołdawy,
Królowi Maciejowi narobił niesławy:
Zdobywał jego miasta i zamki otwierał,
Łupił, palił, a ludzi w niewolę zabierał;
Póty mieczem i ogniem szerzył swe zdobycia,
Dopóki król w zmartwieniu nie zakończył życia!
A pan Piotr z Komorowa wtym zamku się schronił,
Życie swe i bogactwa szczęśliwie obronił,
I dał wyryć na zamku miotany tęsknotą:
„Że ten zamek był i jest i będzie sierotą!” —
Późniéj Franciszek Turzo — Biskup osobliwy,
Na powaby niewieście oględny i tkliwy,
Ujrzawszy córkę Kostki Barbarą nazwaną,
Dla szczególnéj piękności swojéj, ubóstwianą:
Na luterskie wyznanie swą wiarę przemienił,
I bez przeszkody z ową panną się ożenił,
I w posagu ten zamek odebrał dziedzicznie,
I życie swe z małżonką wiódł tu poetycznie. —
Późniéj znowu Jan Turzo ten zamek dziedziczył,
I nadworném swém wojskiem tak się ograniczył:
Że kłótnie i zatargi wstępu tam nie miały,
A podstępy i zdrady zdobydź go nie śmiały!
A Turzo tyle działał i tyle się srożył,
Aż przemocą swą koniec bezprawiom położył:
Bo jednych wiechrzycieli zakuwszy w więzieniach,
Drugich w głębokiéj Arwy potopił strumieniach!
Tym sposobem utrwalił pokój pożądany, —
Za co godłem hrabiego od króla nadany:
Jaśniał nad innych panów za dzielność swéj pracy,
I pokazał zaszczytnie czém byli Polacy! —
Późniéj Emeryk Turzo równie z dzieł swych sławny,
Na szlachetnéj prostocie swych przodków zaprawny,
Przyczyniał się nie mało dla dobra ludzkości —
W kaplicy tego zamku leżą jego kości.
Na nim wygasł szczep męzki téj sławnéj rodziny,
A zamek i przyległe do zamku dziedziny,
Do których rozmaici ludzie należeli,
Dzierzył młody pan hrabia Emeryk Tekieli.
Potem Jérzy Rakoczy ten zamek otworzył,
W nim zapasy żywności i pieniądze złożył,
Które po okolicznych narabował panach,
Gdy wojskiem z Siedmiogrodu tłukł się po ich łanach!
Bezpiecznie w owym zamku rządził i panował,
I mięko wśród muzyki i śpiewów ucztował. —
Późniéj ten zamek hrabia Zichi ponaprawiał,
W którym nie jeden Cesarz i Król się zabawiał;
A dziwiąc się budowie mocnéj i sędziwéj,
Szczycił się że ją posiadł, i żył w niéj szczęśliwy!...
A przy tylu wspomnieniach z ubiegłéj przeszłości,
Zamek ten w granitowéj swojéj wytrwałości,
Z okien swych najpiękniejszych dostarcza obrazów
I uniesień, dla których braknie ci wyrazów!
Zadumasz się i patrzyć będziesz zachwycony,
Szczęśliwy! ale w szczęściu swém nienasycony!!
A dzwonek rozlewając głos po okolicy,
Wzywając do modlitwy na zamku w kaplicy,
Przyczyni się nie mało do twego wrażenia,
Że wymkną się z twych piersi pobożne westchnienia...
A skalista posada tak jest okazała,
Że jéj żadna nie może wyrównać pochwała.
Kamienie na kamieniach prostopadle stoją,
Groźne swoje oblicze w czystéj Arwie poją!
A ty widząc to wszystko w największym zachwycie,
Zda ci się iż radością przedłużasz swe życie,
Że taką starożytność z swém uszanowaniem
Miałeś zaszczyt oglądać i uczcić dumaniem. — Przewodnik ci zaś dalsze pokazując góry,
Powiada: „Tam, Panosku! Grabinowe-dziury,
„Co pół mili szérokie i długie pół mili,
„Gdzie często coś kwiliło, teraz nic nie kwili;
„Tam tylko po drabinie z trudnością się wchodzi,
„Gdzie smok z okiem ognistém z długą szyją chodzi —
„Więc okropnie zaglądać do onéj pieczary,
„Bo niktby już nie uszedł i męki i kary!
„A nad temi dziurami góra jest okryta
„Lasem, a jéj wierzchołek zwie się Osobita,
„Przy którym jest Zbujecka-Kuchnia niedaleko,
„Także pod tego Smoka zostaje opieką,
„Bo tam czasem Janosik ze swymi przebywał!...
„Lecz gdy potem to miejsce nie jeden widywał,
„Ażeby nie bywało często odwidzane,
„Szatan w postaci smoka pilnuje tę ścianę!” Daléj góra Bielancko stronikami ładna,
A za nią malownicza Styrba, ale zdradna
Swojemi obłogami, gdzie nie bez urazy
Twojéj nogi — bo cię tam utrudzą obłazy! Daléj Kubka, Michulce, Siwa i Jarząca,
Trzydniówka najérzona, lasu nie mająca;
Daléj Stara-robota, gdzie srebro kopano,
Lecz dla niewydatności pracować przestano;
Tylko głazy pustymi głazami zostały —
Ale widok postaci swych mają spaniały!...
To miejsce tak dalece przyjemne i miłe,
Że mając tajemniczą w swojém łonie siłę,
Wstrzymuje cię, czarując świeżości widokiem!
A ty patrząc i patrząc... nie możesz się okiem,
Ani duszą nasycić! ani się nachwalić,
Ani się od takiego obrazu oddalić! —
↑Arwa, wyraz madziarski, znaczący sierotę. Niewiadomo czy Arwa zamek od strumienia tegoż nazwiska, czy rzeka od zamku nazwaną została.... Arwa po naszemu Orawa.