Tomasz Rendalen/XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tomasz Rendalen |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1924 |
Druk | Poznańska Drukarnia i Zakład Nakładowy T. A. |
Miejsce wyd. | Lwów; Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | Det flager i byen og på havnen |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego ogłosiła panna Hall serję wykładów dla pań z miasta. Weszło w modę u matek informowanie się o tych wszystkich nieprzyzwoitościach, jakich się nasłuchały ich córki roku zeszłego.
Wykłady odbywały się dwa razy tygodniowo w wielkiej sali laboratorjum, pełnej zwykle po brzegi. Większa część młodych dam, które uczęszczały w ubiegłym roku do klasy najwyższej i już opuściły szkołę, brała w nich również udział...
Pewnego dnia w październiku zjawiła się w sali Tora w towarzystwie koleżanek, co wywołało wielkie zdumienie. Powitano ją serdecznie i zasypano pytaniami, gdzie była, co robiła, czemu taka blada... Boże w ielki... jakże schudła! Czy przebywała na zachodzie? Kiedy wróciła? Czy mieszka znowu w szkole?
Rozmowę przerwało ukazanie się pani Rendalen i panny Hall. Te, które dotąd nie siedziały, pobiegły szukać miejsca, ale nie wszystkie je znalazły, gdyż napływ był wielki, jak nigdy dotąd. Panna Hall mówiła o pewnych zjawiskach nerwowych, dotychczas przeoczonych, lub zgoła negowanych, a wykłady te stawały się coraz to bardziej zajmujące.
Dla zyskania miejsca otwarto drzwi na kurytarz i wstawiono tam krzesła, podobnie jak i wokół stołu laboratoryjnego. Tu właśnie siadły Tora i jej przyjaciółki.
Panna Hall podjęła temat w punkcie, na którym stanęła ostatnio.
— Zdrowie i moralność społeczeństwa domaga się stanowczo wzmocnienia nerwów kobiety. Nie wystarcza, by jej było materjalnie dobrze, ale musi wzmóc swą siłę woli przez rozszerzenie zakresu wiedzy, musi mieć cel życia, by nie spadła do narzędzia innych.
Zwyczajem prelegentów przebiegła pokrótce sprawy już omawiane, by objaśnić osoby nieobecne poprzednio.
Ludzie o słabych nerwach, a zwłaszcza histerycy, ulegają hypnotyczno-somnambulicznym stanom, wywołanym pewnem działaniem mechanicznem. Popadają w pewne świadome omdlenie, w sen, podczas którego spełniają wolę hipnotyzera, stając się jego ofiarą i narzędziem i to nietylko podczas, ale i po owym śnie, spełniając otrzymane w powyższym stanie nakazy.
Tu nastąpiło kilka przykładów.
— W tym stanie można nietylko odgadywać myśli innych osób, ale je nawet naprzód przeczuwać.
Są to fakty niezaprzeczalne, a nie do objaśnienia. Dawniej łączono je z wiarą, dziś wiemy atoli, że z nią nic nie mają wspólnego. W ten stan wprowadzić się może każdy sam, jeden po znacznym wysiłku, inny przez prosty akt woli. Odbywa się to przez skoncentrowanie myśli na pewnym przedmiocie, albo przez wpatrywanie się w jeden punkt.
Niektóre osoby z pośród nas obznajmione są już po części ze skutkami tych metod, przeważnie atoli ulegają im tylko natury nerwowo słabe. Metody te przekonały już wielu o istotności hipnozy, zwłaszcza kobiety...
Teraz przechodzimy do sprawy dla kobiety najniebezpieczniejszej. Są ludzie, przeważnie mężczyźni, obdarzeni mocą wprawiania drugich, zwłaszcza kobiet, w ten stan i to nawet bez żadnych środków mechanicznych, nie zbliżając się nawet zbytnio, bez dotknięcia, zapomocą samego jeno spojrzenia. Umieją zmusić kobietę, by patrzyła, a podczas gdy oczy jej są w nich utkwione, stają się panami jej woli.
Panna Hall opowiedziała tu prawdziwe zdarzenie, zasłyszane od słynnej śpiewaczki. Jadąc kiedyś pociągiem, wyjrzała na przystanku oknem wagonu i zrobiło jej się słabo. Zwróciwszy w pewnym kierunku oczy dostrzegła utkwione w siebie, kłujące wprost spojrzenie jakiegoś mężczyzny. Opuściła przedział i wsiadła do innego, kiedy zaś ów mężczyzna poszedł jej śladem, wezwała impresarja, by ją uwolnił od owych „zielonych oczu.“ Tak się stało. Zaręczała, że inaczej byłaby zgubiona.
— Śpiewaczka ta — ciągnęła dalej panna Hall miała świadomość swej słabości. Ileż jednak kobiet świadomość tę posiada? Zwłaszcza jeśli nastąpi dotknięcie, niema dla nich ratunku. Mężczyzna, nie zdający sobie z tego sprawy, sądzi, że kobieta ma zamiar posunąć się dalej i wedle tego działa.
Atoli nie jest konieczny ten zamiar, ani wola. Zaręczam, że i bez nich doprowadzono wiele kobiet do upadku, mimo, że były niewinne jak małe dzieci. Dlatego też...
Nagle runęło krzesło i coś miękkiego, ciężkiego zadudniło na podłodze... Za chwilę rozległ się w tej części sali zgrzyt rozsuwanych krzeseł... kilka siedzących w pobliżu dam wydało okrzyk przerażenia...
Wszyscy wstali. Tylne szeregi weszły na ławki. Posłyszano wołanie: — Nabok! Nabok!
Był to głos pani Rendalen. Stojące na ławkach kobiety, nie widząc i tak nic, pytały się wzajem szeptem. Najbliższe tylko wiedziały, o co idzie, ale nie mówiły nic, trwały więc na miejscu, aż do chwili, kiedy się ukazała pani Rendalen, unosząc z pomocą kilku dam bezwładne ciało.
Była to Tora.
— Nabok! — zabrzmiało znowu.
Panna Hall, Nora, Tinka i Anna Rogne nadbiegły zaraz, a za niemi inne przyjaciółki Tory.
Panna Hall, wbiegłszy do sąsiedniego pokoju, położyła kilka poduszek na kanapie, na której pani Rendalen złożyła z pomocą Nory zemdloną. Panna Hall wezwała stojące wokoło kobiety do odejścia. To samo uczyniła surowym tonem pani Rendalen.
Wyszły wszystkie. W kurytarzu natknęły się na falę ciekawskich płynących z sali.
Nora uznała za konieczne zostać, gdy zaś biedna Tora zaczęła dawać znaki życia, tknięta strasznem przeczuciem, skoczyła i zamknęła drzwi na klucz. Ledwo to uczyniła, Tora wykrzyknęła z rozpaczą.
— Tak się stało ze mną!
Wybuchła płaczem, który odbił się echem w kurytarzu.
W obawie, że ktoś mógł posłyszeć okrzyk, Nora wyszła na kurytarz boczny i poczuła, że trzeba cofnąć do sali tłoczące się kobiety.
Wbiegła na katedrę i jęła tłuc linją z całej mocy. Miało to ten skutek, że kobiety w istocie zaczęły grupami wracać. Biła dalej linją, aż nastała cisza.
Wówczas oświadczyła:
Tora Holm dostała ataku nerwowego. Powietrze w sali jest duszne, a temat wykładu przeraził ją. Pozatem... pozatem... Zaraz wróci panna Hall.
Ostatnie słowa wyrzekła, nie wiedząc co mówić, wybiegła tylko szybko z sali, by nie wybuchnąć płaczem.
Panna Hall wrócić nie mogła, skończyło się na tem, że pani Rendalen stanęła na katedrze i powiedziała:
— Prosimy o przebaczenie. Panna Hall zostać musi przy chorej. Część winy biorę sama na siebie. Panna Tora Holm była już poprzednio słabą i nie powinnam jej była wpuszczać do natłoczonej sali. Nie spostrzegłam jej zresztą, gdyż zajął mnie całą temat wykładu. Czas najwyższy, byśmy zajęły się temi sprawami, my wszystkie, których zadaniem jest wychowywanie młodzieży.
Głos jej drżał, była tak biała jak jej włosy. Nie zważając na kobiety, chcące z nią mówić, wyszła z sali...
W sypialnym pokoju pani Rendalen stała Nora, tuląc się do Tinki i płacząc. Tinka była napół przytomna. Anna Rogne zajrzała do wnętrza, a widząc, że nikt jej nie zabrania, weszła i spojrzała badawczo na koleżanki.
— Cóż to znaczy?. — szepnęła.
Nora i Tinka wpatrzyły się w nią bez słowa, a Anna, która zapamiętała jeszcze z lata niektóre powiedzenia Tory, domyśliła się stanu rzeczy i szepnęła znowu:
— Mam jak najgorsze przeczucia.
Złożyła dłonie, a łzy potoczyły jej się po policzkach. Nora przytuliła znowu głowę do ramienia Tinki i zaczęła gorzko płakać.
Po chwili usłyszały głos Tory z pokoju sąsiedniego. Rozróżnić nie mogły słów, wyrywających się jej z piersi, ale odczuły, że były dzikie, rozpaczne, urywane. Potem nastała cisza.
Cisza ta straszniejszą im się jeszcze wydała, ale milczały. Nie mogąc dłużej wytrzymać, zamieniły spojrzenia i podeszły do drzwi, gdy nagle rozbrzmiały szybkie, ciężkie kroki, drzwi się rozwarły i przeszła obok nich pani Rendalen z rękami uniesionemi nad głowię...
Cóż to być mogło, na Boga? Wbiegły... Tora leżała teraz na ziemi Panna Hall pochylona była nad nią. Na stole stała miednica z wodą.
Panna Hall zawołała, spojrzawszy na dziewczęta:
— Pomóżcież mi ją podźwignąć!
Uczyniły to wspólnemi siłami. Tora nie zemdlała powtórnie, ale zesłabła i dawała wszystko robić z sobą. Gdy leżała na sofie, trupio sina, wychudła, wyczerpana, panna Hall spojrzała dziwnym wzrokiem na przyjaciółki.
Odpowiedziały spojrzeniem, pełnem przerażenia, a ona skinęła kilka razy poważnie głową...
Cofnęły się kilka kroków.
Po chwili, jedna po drugiej wymknęły się do pani Rendalen.
Zastały ją nieruchomą w fotelu.
Nora przytuliła głowę do jej ramienia.
Nie padło słowo.
Niebawem usłyszały głos Tory. Żaliła się, opowiadała, płakała. Potem weszła panna Hall.
— Cóż znów nowego? — spytała pani Rendalen z niechęcią niemal.
— Sprawa ma się jeszcze gorzej! — odpowiedziała panna Hall — Ścigał ją potem znowu! Schroniła się na wyspę do rodziny pilotów. Wykrył to miejsce szubrawiec! Potem uciekła na wybrzeże zachodnie i tam się rozchorowała.
— Biedne dziecko! — zawołała pani Rendalen. Zbudziła się w niej litość, wstała i wróciła do Tory, Nie powinna jej była opuszczać. — Biedne, drogie dziecko! — mówiła raz po raz.
Tora spostrzegła ją dopiero, obróciwszy się, wyciągnęła ramiona i zawołała:
— Nie, nie, nie! Proszę się nie zbliżać! Nie!... Nie byłam winna... n ie... Ach, Boże... i ja byłam winna... i ja!
Ponownie wybuchła płaczem.
Pani Rendalen usiadła przy niej i rzekła:
— Nie bierz sobie tego tak do serca, drogie dziecko! Nie wyprzemy się ciebie, nie!
To ją uspokoiło trochę, gdy jednak pani Rendalen zauważyła, że należy działać niezwłocznie i że musi naradzić się z synem, Tora zaczęła ponownie łkać i jęczeć.
— Nie, nie, nie! O, Boże... nie!
— Ależ, dziecko drogie, — przekładała pani Rendalen — wiesz przecież jak sprawy stoją. Tak być musi, gdyż na nas wszyscy rzucą się zaraz jutro!...
— Wiem to, wiem! Tylko jemu nie mówić nic!... Nie teraz jeszcze! Naprzód muszę iść stąd precz! O proszę, niech mu pani nic nie mówi. To niepotrzebne!
Była jakby szalona, a głos jej brzmiał tak rozdzierająco, że nadeszły inne przyjaciółki. Starały się ją ukoić, trzymając za głowę i ręce. Ale zdało się, że nie dostrzega nikogo. Wyrywała ręce i głowę, wiła się, załamywała dłonie i błagała, by milczały, milczały... milczały! Na to wszedł Tomasz.
Otwarłszy przypadkiem drzwi łazienki, posłyszał płacz i jęki. Zdawało mu się, że dochodzą z sypialni, i tak doszedł aż tu.
Tora zerwała się, wrzasła i zeskoczyła z sofy, zasłaniając twarz rękami.
Pani Rendalen podeszła do syna, wzięła go za rękę i zaprowadziła do jego pokoju.
Tora chciała uciekać. Nie mogła i nie chciała żyć dłużej, za żadną cenę! Wyrywała się otaczającym i byłaby tego dokazała, gdyby nie Tinka. Jak szalona gryzła, drapała i wymachiwała rękami. Ale Tinka trzymała ją z całej mocy i dopiero wyczerpawszy siły wezwała pomocy. Anna sprowadziła panią Rendalen, a Tora ujrzawszy ją, poddała się. Pozwoliła, by ją zaprowadzono na sofę, a gdy nieco przyszła do siebie, przetransportowano ją do sypialni i położono do łóżka, które przysunięto do łóżka pani Rendalen...
Musiała siedzieć przy nieszczęśliwej i trzymać jej dłoń. Przez sen jeszcze łkała jak dziecko i oskarżała się ciągle.