Tragedje Paryża/Tom II/XXXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tragedje Paryża |
Podtytuł | Romans w siedmiu tomach |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1903 |
Miejsce wyd. | Gródek |
Tytuł orygin. | Tragédies de Paris |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przybyły zatrzymał się w progu, mocno zmięszany. Spostrzegłszy Herminię siedzącą naprzeciw Jerzego, a pana de Grandlieu nieco w głębi, po za niemi, zczerwienił się, stracił na razie przytomność, a postąpiwszy nieco naprzód z kapeluszem w ręku:
— Przebacz mi, rzekł, kochany artysto, lecz nie zastawszy nikogo w przedpokoju, ośmieliłem się przemknąć do twej pracowni. Niechcąc wszelako przeszkadzać, odchodzę.
Tréjan mocno był zakłopotanym.
— Ależ mój drogi, odrzekł ukrywając widoczne zakłopotanie, nigdy i w niczem przeszkadzać mi nie możesz, obecnie jednak, jak widzisz, mam pozowanie do portretu, a ztąd...
Mówił to zwolna, jak gdyby szukając wyrazów. Przyszła mu na myśl prośba pana de Croix-Dieu, w celu zaznajomienia Andrzeja z wicehrabią, która skutkiem pomienionego wypadku mogła całkiem się nie udać, a wiemy, ile zależało mu na tem by sobie nie narazić barona.
Pan de Grandlieu pospieszył z pomocą zakłopotanym.
— Przykro byłoby mi nieskończenie, wyrzekł powstając z krzesła, gdyby nasza obecność miała pozbawić kuzyna de Tréjan przyjemności przyjęcia pana u siebie. Pańska obecność w niczem nam nie przeszkadza. Zostań pan, proszę.
San-Rémo, wyszepnąwszy jakieś zaledwie dosłyszane podziękowanie, postąpił parę kroków i przystanął, objęty tak silnem zmieszaniem i wzruszeniem, że siłą woli zbierał przytomność, by nie stracić pojęcie, gdzie się znajduje i co czyni.
Herminia wpatrywała się z zaciekawieniem w tego młodego człowieka, rumieniąc się jak podrastająca panienka, a będąc pewną, iż nie po raz pierwszy go widzi, zaczęła szukać w pamięci.
Jerzy, odłożywszy na bok pędzle i paletę, zbliżył się do Andrzeja, a chcąc korzystać ze sposobności, zaprowadził go przed wicehrabiego.
— Pozwól kuzynie, rzekł, przedstawić sobie jednego z moich najlepszych przyjaciół, markiza de San-Rémo.
Na głęboki ukłon Andrzeja starzec uprzejmie się odkłonił.
— Wicehrabia de Grandlieu, mój kuzyn, dodał Tréjan.
— Gdyby ów starzec przedstawił mnie swej żonie, pomyślał Andrzej, padłbym bez zmysłów u jej stóp na pewno.
Wicehrabia jednak nie miał zamiaru tego uczynić. Pierwsze lody przełamanemi zostały. Tréjan zabrał się do pracy, a malując, rozmawiał wiele z Herminią by ułatwić markizowi San-Remo zbliżenie się do pana de Grandlieu.
Andrzej, wstydząc się chwilowego swego zmieszania, szybko odzyskał zwykłą swobodę umysłu. Z podstępem właściwym rozkochanym, usiłował ująć sobie męża i prawdopodobnie osiągnął cel zamierzony.
— Panie wicehrabio, rzekł po dość długiej rozmowie, podwójnie się cieszę, że los, a raczej dobra ma gwiazda, przywiódłszy mnie tu, pozwoliła zostać ci przedstawionym, ponieważ wkrótce prawdopodobnie, zostanę twoim sąsiadem.
— W Touraine, czy w Normandji? pytał pan de Grandlieu.
— W Touraine, gdyż przystępuję do kupna posiadłości des Ridelles.
— Al jest to piękna wioseczka, granicząca z dobrami Grandlieu, gdzie spędzam zwykle parę letnich miesięcy, rzekł starzec. Posiadam tam lasy znakomite. Jestżeś pan myśliwym, panie markizie.
— I to zapalczywym, odrzekł, San-Rémo.
— A więc jeżeli kupisz de Ridelles, rozkażę moim strażnikom aby dozwolili ci polować dowolnie na całej leśnej przestrzeni.
— Gorące dzięki za tyle uprzejmości.
— Drobnostka, nie warta podziękowania, przerwał, śmiejąc się wicehrabia. Ja nie poluję.
— Pozwolisz mi pan złożyć ci we własnym twym domu wyrazy szczerej wdzięczności?
— Z całą przyjemnością będę oczekiwał pana na wsi w jesieni w Grandlieu.
Andrzej uczuł, jak gdyby mu ktoś strumień zimnej wody puścił na głowę. Nie mogło być grzeczniejszego wyrzeknięcia się od zaproszenia.
Wicehrabia gotów był go przyjąć w Grandlieu, ale widocznie niechciał go przyjąć w Paryżu. A więc podwoje pałacu na przedmieściu św. Honorjusza zamkniętemi dlań pozostały. Nalegać było niepodobna. Zrozumiał to młody markiz i wyszedł też niezadługo, podczas swej krótkiej wizyty. Zaledwie ośmieliwszy się przelotnie rzucić okiem na Herminię. Bądź co bądź jednak, uczynił krok ważny. Nie był już teraz nieznanym dla pana de Grandlieu, miał prawo powitać Herminię przy spotkaniu. Było to wiele, bardzo wiele, lecz zakochani są nienasyconymi.
∗ ∗
∗ |
Pan de Croix-Dieu oczekiwał w tym dniu u siebie Andrzeja. Postanowiono, że ten ostatni, wyszedłszy z pracowni Jerzego, wyjdzie zdać sprawę baronowi ze swoich odwiedzin.
— I cóż? zapytał Croix-Dieu, jestżeś zadowolonym?
San-Rémo przecząco potrząsnął głową.
— Cóż się stało? pytał Croix-Dieu, niespokojnie.
Andrzej ze smutkiem opowiedział szczegóły pierwszego widzenia.
— Widzisz, że wszystko źle idzie baronie, zakończył.
— Przeciwnie! zawołał Croix-Dieu, wcale tego nie widzę. Nie należy żądać więcej po nad możność. Chciałżebyś, aby mąż twej uwielbianej zaprosił cię zaraz jutro na obiad? Dowodem, iż musiałeś mu się podobać, jest udzielenie ci przezeń pozwolenia na łowy w jego lasach, a zarazem i zaproszenie do zamku Grandlieu.
— Tak, za sześć miesięcy, odrzekł z ironią San-Rémo, i to w przypuszczeniu, że kupię wioskę des Ridelies.
— Kupi się, jeżeli będzie potrzeba, odparł Croix-Dieu, ale być może obejdzie się bez tej ostateczności, i kto wie czy przed nadejściem jesieni nie zostaniesz wprowadzonym po pałacu Grandlieu, jako zażyły przyjaciel.
— W jaki sposób?
— Dziś nie wiem, ale że to nastąpi, przyrzekam. Główną rzeczą było, abyś został przedstawionym panu de Grandlieu, a skoro to już dokonanem zostało, śpij spokojnie, radzę ci jednak abyś się starał najczęściej spotykać, niby to przypadkowo, państwa de Grandlieu w miejscach publicznych, gdzie spotyka się zwykle łudzi wyższego świata.
— Już to uczyniłem, niestety jednak, baronie, prawie bez powodzenia, wicehrabina nie raczyła nawet spojrzeć na mnie.
— To bardzo naturalne! byłeś dla niej natenczas nieznanym, zaginionym w tłumie. Dziś rzeczy się zmieniły, wie ona kim jesteś, musi zauważyć twoją obecność, a jej pierwszym ruchem, instynktownym i przypuszczalnie najzupełniej niewinnym, będzie spojrzenie rzucone na ciebie, bądź to na przechadzce, bądź też w koncertowej lub teatralnej sali. Resztę, proszę cię, zdaj na mnie.
∗ ∗
∗ |
W jednym z bulwarowych teatrów w Paryżu miano przedstawiać sztukę pewnego nader wsławionego autora, bardziej romansopisarza niż dramaturga, która to sztuka przerobioną została dla sceny z jego własnej powieści.
Herminja po wyjściu za mąż czytywała z zaciekawieniem powieści autora dramatu, ztąd żywo zapragnęła uczestniczyć w jednej z owych uroczystości dramatycznych, łączących w jedno koło mnóstwo literackich znakomitości, jakich dotąd wcale nie znała, o czem, pozując na dwa dni przed tem w pracowni Jerzego objawiła swoje życzenie w tym względzie.