>>> Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Trzej królewicze
Podtytuł Bajka
Pochodzenie Skarbnica Milusińskich Nr 29
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1932
Druk Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA



ELWIRA KOROTYŃSKA
Trzej królewicze
BAJKA
z ilustracjami


WYDAWNICTWO
KSIĘGARNI POPULARNEJ
w WARSZAWIE
Druk. Sikora





W pewnej wiosce, w ubogiej chatce mieszkała wdowa z córką.
Zdobywały one kawałek chleba, szyjąc i reperując bieliznę a gdy była robota, było też co jeść i w co się ubrać, ale niestety, nieraz nie miały zajęcia i ubóstwo gościło w ich domku.
Córka była niezwykłej piękności, o długich, złotych włosach, błękitnych oczach i prześlicznej blado różowej twarzyczce.
Postać jej cała jaśniała taką niewinnością i urokiem, że zdawała się być nie z tego świata.
Nie bawiła się, nie miała koleżanek, wszystkiem dla niej była ukochana jej matka.
Razu pewnego poszła biedna szwaczka do dworu, aby otrzymać coś do roboty.
Zatrzymano ją do wieczora, były bowiem pilne jakieś suknie balowe, na drugi dzień potrzebne.
Dzień był wietrzny i zimny, jesień rozpościerała swe panowanie, a uboga kobieta ubrana była lekko i drżała z zimna.
Wieczorem, gdy wychodziła z małą kwotą pieniędzy ze dworu, wicher zwiększył się jeszcze.
Całe fale zimna padały na nędzną postać kobiety, wdzierały się do płuc, szarpały wychudłą pierś.
Idąc przez olbrzymi park dworski, gnana była mroźnym podmuchem konarów drzew, biegła więc co sił starczyło do domu, a za nią szumiały pożółkłe liście i krakały złowróżbne wrony, jakby pieśń pożegnalną tego świata nucące.
Kobieta szła przerażona i zdawała się słyszeć naokoło siebie hymn śmierci.
Gdy weszła do izby cała drżąca z zimna, prawie skostniała, ułożyła ją kochająca córka do snu, rozgrzała ciepłą strawę i zdawało się, że będzie dobrze.
Nie było jednak dobrze. Biedna kobieta rozchorowała się ciężko, a chcąc się ratować, rzekła pewnego dnia do córki:
— Masz tu bochenek chleba, flaszkę oleju, w kącie stoi trochę kartofli — nie wychodź z chaty, nie głodź się, ja pójdę do szpitala i napewno mnie tam wyleczą.
To mówiąc ubrała się powoli, pożegnała się z córką, drzwi chaty na klucz zamknęła, zabrała go do kieszeni i poszła.
W szpitalu, pomimo starań i lekarstw zrobiło się jej gorzej i gdy poczuła zbliżający się koniec, poprosiła o księdza.
Po spowiedzi oddała mu klucz od swej chaty, powiedziała gdzie jest jej córka i prosiła o opiekę dla sieroty.
— Nie martw się — rzekł dobry kapłan — córkę twą zabiorę do siebie na plebanję, tam to matka moja i moja siostra zajmą się nią i czegoś pożytecznego wyuczą.
Biedna szwaczka umarła wkrótce po bytności księdza w szpitalu, a ksiądz zapomniał o danej jej obietnicy.

Dopiero w czas jakiś, gdy matka księdza oglądała jego ubranie, czy nie potrzebna jaka reperacja, znalazła klucz w kieszeni.
— Mój synu, co znaczy ten klucz? — spytała.
Zmartwił się ksiądz tem zapomnieniem prośby umierającej matki i pojechał czemprędzej, aby wziąć dziewczynkę do domu.
Jak tylko włożył klucz do drzwi chaty, zawołała córka zmarłej.
— Mamo, już przyszłaś?
Odpowiedzią na zapytanie było wejście księdza do chaty.
— Uspokój się, moja córko! — rzekł — matka twoja jest u mnie.
I zaprowadził ją do swego domu.
Wszedłszy na plebanję, znów poczęła rozpaczliwie wołać:
— Mamo! mamo!
Ale wołanie jej było próżne — matka leżała już w grobie.
Musiano wkońcu powiedzieć prawdę, a wtedy biedne dziewczę oddało się bezgranicznemu smutkowi, wreszcie znikła pewnego dnia i nie wróciła już więcej.
Przebiegała kraj cały, szalała z rozpaczy, marząc o połączeniu się z matką, wreszcie zdala zauważyła ogromny pałac.
Zbliżywszy się ujrzała z podziwem, że był on od góry do dołu, pomalowany na czarno.
Weszła do środka, a nie widząc nikogo z ludzi, szła coraz dalej.
Niezliczone komnaty ciągnęły się na kilku piętrach.
Wszedłszy do kuchni ujrzała dużo smacznych i wykwintnych potraw, ale nie ugotowanych.
Wzięła kurczę, zgotowała z niego rosół i postawiła na kominie, poczem przeszła na górne piętro.
Wszystko tu było porozrzucane, nie zamiecione, brudne.
Dziewczyna posprzątała pokoje, wyczyściła lichtarze u świeczników, posłała łóżka, tak, że wkrótce pałac błyszczał od czystości i porządku.
Gdy wieczór nadszedł i zjadła kolację, zauważyła, że rosół z kury znikł tajemniczo, był więc tu ktoś żyjący, krył się tylko widocznie przed ludźmi.
O północy, zbudziło ją żałosne pełne bólu wołanie:
— O moi trzej piękni królewicze, — O moi trzej królewicze!

Głos ten, jak jęk najboleśniejszy rozlegał się po komnatach i coraz bardziej zbliżał się do pokoju, w którym leżało dziewczę.
Ukazała się przed zdumioną, ale bynajmiej nie przestraszoną sierotą postać majestatyczna i wyniosła.
Ubrana była w czarne, żałobne szaty, na głowie miała woal krepowy, w ręku trzymała klucze.
— Ach! jak pięknie! jak czysto! — zawołała zdziwiona.
Któż to taki to uczynił, kto nie uciekł z tych kątów ponurych, lecz przyszedł do mnie z pomocą?
Jeśli jesteś mężczyzną, staniesz się mym synem, jeśli kobietą, będziesz moją córką! Pokaż mi się! niech cię pobłogosławię...
Słysząc to dziewczę, wyszło z ukrycia i padła do nóg smutnej postaci.
— O, moja córko, — zawołała kobieta, Bóg ci zapłaci za twe miłosierdzie. Dziś rano idę na poszukiwanie mych zaginionych synów, kiedy wrócę, nie wiem. Weź te klucze, bądź tutaj panią, rób co chcesz i chodź dokąd sobie życzysz!
Oddała jej klucze i poszła.
Pewnego razu dziewczyna postanowiła zwiedzić cały pałac.
Doszedłszy do jakichś małych drzwiczek, otworzyła je kluczem danym przez czarno ubraną kobietę i weszła do środka.
Dziwny jej przedstawił się widok: na łożu spoczywali trzej piękni młodzieńcy.
Cudne ich oblicza były jak żywe, oczy mieli otwarte, ale ciała były nieruchome i martwe.
— Aha! — pomyślała dziewczyna, — to muszą być ci trzej synowie, których tak poszukuje nieszczęsna pani tego pałacu.
Tegoż wieczora powróciła czarna dama do domu, napróżno szukając w całej okolicy swych królewiczów.
Chodziła więc znów po komnatach i wołała; — O, moi trzej śliczni królewicze!
Kiedy przechodziła przez pokój, w którym nocowała sierota, rzekła do niej:
— Córko moja, Bóg ci zapłaci za miłość dla mnie!
Dziewczyna nie mówiła nic o znalezionych ciałach młodzieńców, ale wszelkiemi sposobami starała się dowiedzieć jakby ich do życia przywrócić.

Razu pewnego stojąc przy oknie, zauważyła jaszczurkę z trzema małemi.
Naraz wpadła druga jaszczurka i zabiła maleństwa.
Biedna matka wydała okrzyk bólu i szukać czegoś poczęła.
Znalazłszy poszukiwaną roślinę odgryzła ją z łodygą i przyniółszy, powiewać nią nad zabitemi poczęła.
Po chwili trzy małe jaszczureczki pełzać mogły wesoło ku radości swej matki.
Dziewczyna zeszła na dół do parku, rzuciła w jaszczurkę kamieniem, a ta wtedy uciekając, porzuciła owo zielsko, i puściła się do swojej norki.
Sierota wzięła roślinę i wszedłszy do pokoju, w którym byli trzej martwi młodzieńcy przywróciła im życie.
Natychmiast unieśli swe piękne oblicza ku niej, mówiąc:
— Kochana siostrzyczko! dziękujemy ci, żeś nas przywróciła do życia!
Dziewczę pobiegło do kuchni, zabiło kurę, a zagotowawszy rosół, napoiła nim osłabionych młodzieńców.
To powtarzało się przez dni kilka bez wiedzy ich matki, która jak okazało się była królową i panować miała ze swym najstarszym synem, gdy naraz zawistna czarownica uśpiła wszystkich trzech synów i zapowiedziała, że dopiero pałac będzie zamieszkany i odwiedzany, o ile kto w tym pustym budynku mieszkać dobrowolnie zechce.
Wieczorem, gdy czarna dama obchodzić poczęła pokoje, powiedziała dziewczyna, że nazajutrz ujrzy swych synów, trzeba więc sprosić dworzan i gości na tę uroczystość.
Na drugi dzień ubrała sierota królowę w jej najprzedniejsze szaty, włożyła koronę na jej głowę i otworzyła drzwi do małej komnaty.
Cóżto była za radość, gdy ujrzano trzech kwitnących zdrowiem młodzieńców!
Wyprawiono zaraz dziewczęciu wraz ze starszym synem królowej wspaniałe wesele i obwołano go królem.
Kochali się nad życie i byli bardzo szczęśliwi.

KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.