[97]LIST DRUGI
Pytasz mnie o przyczyny, czemu dziś milczy moje pióro,
czemu przekleństwo więzi skrzydła me władzą ponurą,
czemu drzemią me siły wklęte w liści uschniętych zawieje,
czemu w pogardzie gorzkiej mam daktyle, jamby i trocheje — ? —
O, gdybyś mękę życia mego znał, serca pęknięcie —
zrozumiałbyś, wybaczył pióra zamilknięcie;
— pocóż mi walkę wszczynać? — muru nie przebiję głową,
pocóż prastarą, piękną mowę przetwarzać na nowo — ? —
W lutni mej śpią tajemne i otchłanne dźwięki —
mamże je jako lichy towar wieść na ludzkie rynki — ? —
mam nowe formy tworzyć, przymilne obrazki
i pisać tak, by zyskać u tłumu oklaski — ? —
Odpowiesz mi, że przecież muszę myśleć o przyszłości,
zwracać uwagę na poezje moje społeczności,
nazwisko u władz kraju bez przerwy lansować
i ustosunkowanym damom wiersze dedykować;
wstręt duszy powinienem rozsądkiem zadusić — ? —
mój drogi, niejednego ten system zdołał u nas skusić,
poszczęściło się pięknie już wielu poetom; idąc tędy i owędy
wierszami na intratne wpięli się urzędy,
— co tylko nagryzmolą możnym dedykują,
po kawiarniach warcholą, w salonach grasują;
że zaś ścieżki żywota obfitują w ciernie —
względy niewiast zdobywać potrafią misternie,
uwieść je poezjami — by, gdy mąż zostanie
ministrem, — mógł przychylnie o wsparcie załatwić podanie.
Dlaczego dla rozgłosu nie piszę, dla uznania — ? —
cóż począć! — słowa moje na puszczy to wołania;
[98]
gdy chciwość i zmysłowość dzisiejszy dzień pustoszą —
sława jest omamieniem, którą partacze głoszą,
by bóstwa swe, wrzodzianki malutkiej współczesności,
postawić obok wielkich duchów w tumie wiekuistości.
Mamże pieśń swą rymami wielkiej miłości głosić,
która w współżycie winna braterskość ludów wnosić — ?
operetkowy chór mamż zwiększyć Manelaja
by rymu podzwanianiem rozmarzała się zgraja — ?
Jak cały świat tak i niewiasty są dobrem często przeszkoleniem,
bądźże kochankiem ich a rychło spotkasz się z cierpieniem;
w tej akademji pięknej Wenus studjuje uczniów wielu —
młodzi, najmłodsi — wszyscy wraz do jednakiego dążą celu —
zaledwie wąs się sypnie mięki — już uczniak idzie tam, gdzie ona włada —
lecz ta świątynia pyszna dziś — już jutro w gruzy się rozpada.
Pamiętasz ty studenckie lata, owe marzenia, sny, nadzieje — ?
i starych, dobrych profesorów co wertowali wieków dzieje,
szukali wiedzy w grubych tomach, które skrywała szafa czarna —
i, trzeba prawdę rzec, w tych księgach mądrości znachodzili ziarna;
słyszę ich pomruk dobrotliwy, szmer jakby rzeki: horum‑harum,
tak nawpół śpiąco nas wwodzili w ten nervus rerum gerendarum,
mówili o egipskich królach, pokazywali nam planety,
z nieutajoną nabożnością wświetlali nauk w nas podniety.
Tak, jeszcze widzę astronoma, który — przed iluż to już laty — ?
z niewiarogodną wprost łatwością z mgieł wielkie wywoływał światy
i pewną ręką nam rozgarniał całej wieczonściwieczności gęste chmury —
jedną epokę wiązał z drugą jak perły nanizane w sznury,
— aż poczuliśmy, że nam w głowie młyńskie obraca koło rzeka,
i czuliśmy, jak Galileusz, że ziemia nam z pod nóg ucieka...
[99]
Zgubieni w strasznej gmatwaninie — tak tego było wiele —
nie rozróżnialiśmy dokładnie, co mumje, co nauczyciele,
bo patrząc w sufit poprzez który ogromny pająk ważnie kroczy —
słyszymy słowa: Egipt, Ramzes, — lecz w myślach mamy modre oczy;
najpłomienniejsze wpisujemy poezje, gdzie się da w zeszycie,
jakto Klotyldę alobalbo Zosię kochamy strasznie, ponad życie...
Tak naprzemiany krotochwilnie w myślach obierał sobie leże,
to promień słońca, to król Krety, lub zgoła jakieś inne zwierzę —
jeno stalówek wartkich skrzyp naświerszczał owe zbożne chwile —
dusza marzyła zieleń pól, rozkołysanych zbóż idyllę —
...opada głowa na brzeg ławy, sen piękny omgłą oczy kryje...
dopiero dzwonek przypomina, że przecież Ramzes już nie żyje!
Tak, wierzyliśmy wtedy w świat, któryśmy sami sobie budowali;
w rzeczywistości tkwiąc realnej, myśmy w szaleństwie jeno trwali,
lecz dzisiaj wiemy nazbyt dobrze jak ścieżka życia jest zdradziecka,
gdy tak wchodzimy w złą powszedniość z bezradną naiwnością dziecka;
klęska cię czeka, gdy z marzeniem chcesz przejść ziemskiemi wądołami —
zgubionyś, jeśli grzać się pragniesz w zamrozie serc ideałami...
Przeto nie pytaj o przyczyny, czemu dziś milczy moje pióro,
czemu przekleństwo więzi skrzydła złą władzą i ponurą,
czemu me siły drzemią wklęte w liści uschniętych zawieje,
czemu w pogardzie gorzkiej mam daktyle, jamby i trocheje —
— gdybym dziś wiersze pisać chciał i poezjami się zabawić,
napewnoby współczesność mnie zaczęła gromkim głosem sławić,
lecz chociaż nie dotyka mnie nienawiść społecznego chlewu,
to jednak rozpętałaby ich chwalba we mnie pożar gniewu!
|