Trzydzieści morgów/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Trzydzieści morgów |
Wydawca | Wydawnictwo imienia Mieczysława Brzezińskiego |
Data wyd. | 1912 |
Druk | F. Wyszyński i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Aplas żył sobie bardzo dobrze od śmierci starego Tomasza. Z początku tylko śmieli się ludzie na wsi z jego wygolonej gęby; polskiemu kmieciowi to jakoś poważnie jest, gdy nie ma ani wąsów, ani brody przy twarzy, ale Aplas to zupełnie patrzył na niemiecką małpę.
Nikomu wszakże do głowy nie przyszło, co to ogolenie znaczyć miało. Że zaś wkrótce broda i wąsy odrosły, więc i sprawa ta poszła w zupełne zapomnienie.
Do domu Bartkowego zaglądał Niemiec często.
Za tę sztukę z testamentem Jagna obiecała Aplasowi dziesięć rubli i zaraz mu na zadatek wetknęła w łapę pięcio-rublowy papierek. Potem dała mu jeszcze pięć rubli i myślała sobie, że już dosyć zapłaciła.
Aplas o więcej zaczął się upominać, roześmiała się Jagna i wprost mu powiedziała.
— Ho! ho! chcecie tyle pieniędzy, a robota wasza nie warta tego.
Ale Niemiec się uparł. Nie było więc co robić.
Jagna sięgnęła do kuferka i wyjęła trzyrublowy papierek.
— No wiedzcie, że jestem dobra kobieta — rzekła do Niemca. — Macie tu trzy ruble, ale to ostatnie. Więcej i nie przychodźcie, bo nic już nie wskóracie.
Niemiec nie odpowiedział nic, spojrzał jeno zpodełba na Jagnę i schował pieniądz do kamizelki.
Poszedł też zaraz do karczmy i mieszkał tam przez dwa dni, póki ostatniego grosza nie przepił. Gdy zaś wyspał się i wytrzeźwiał, poszedł wprost, jak ćma do ognia, do chałupy Bartka.
Skoro Jagna go ujrzała wchodzącego, pomyślała sobie, że trzeba Niemca wypędzić, bo inaczej on ciągle będzie łaził, jak się złasi.
— Czego chcecie? — spytała go ostro.
Ale Niemiec wcale się jej tonem nie zmartwił.
— Wy wiecie, czego ja chcę — odrzekł spokojnie.
— No, czego?
— Pieniędzy.
— Jakich znowu pieniędzy?
— Moich pieniędzy. Tych, co mi się od was należą.
— Nie gadalibyście po próżnicy — odrzekła Jagna. — Nic wam się nie należy i nic nie dostaniecie. Idźcie sobie, bo jak mój przyjdzie, to was jeszcze potłucze.
— Potłucze? — zapytał Niemiec spokojnie. — No, niech potłucze. Ja się nie boję.
Jagna samaby Niemca wyprała i wypędziła, bo to była silna i śmiała kobieta, ale z Aplasem nie miała jakoś odwagi. Krzątała się po izbie, zmywała garnuszki, a Niemiec wciąż siedział, nie myślał odejść.
To ją wreszcie zniecierpliwiło.
— Długo tu będziecie siedzieć? — zapytała.
— Dopóki mi pieniędzy nie dacie, — odrzekł Niemiec.
— No, a ileż chcecie?
— Dajcie, choć z dziesięć rubli!
— Bójcie się Boga — rzekła Jagna z kpinkami — toć wy sami nie jesteście tyle warci.
Niemiec nic na to.
— Ktoby tam dał tyle pieniędzy takiemu?
I żeby pozyskać święty spokój, dała mu jeszcze rubla.
Niemiec wziął go, przepił do wieczora, a nazajutrz rano znowu przyszedł do Jagny po pieniądze.
To ją rozgniewało okrutnie.
— Wynoście się — zawołała, nie pozwalając mu przestąpić progu. — Wynoście się zaraz.
Teraz Niemiec podniósł swój rudy łeb do góry.
— To tak — rzekł — no! to pięknie mi dziękujesz za to, żem gospodarzami was uczynił.
— No, no! — krzyknęła Jagna. — Nie mam czasu na rozmowy, wynoście się, bo...
I pochwyciła za polano drzewa.
Ale Niemiec nie zląkł się tego.
— Wy głupi jesteście, — rzekł do Jagny. — Moje słowo dało wam ten grunt; ale jak ja inne znowu słowo powiem, to i grunt wam odbiorą, i na całe życie do kryminału zapakują.
Jagna spojrzała na niego i struchlała.
— Co wy gadacie? — szepnęła.
— Wy prawa nie znacie — mówił Niemiec — a ja znam. Zrobiliśmy kryminał. Ja się tam tego nie boję; mnie wszystko jedno, tu żyć czy tam żyć. Ale jak was od gruntu odsadzą, zamkną w więzieniu, he! to wam nie będzie dobrze.
— Albo wy to możecie uczynić? — rzekła Jagna zalękniona.
— Jedno słowo i wy już w kryminale. Pójdę do sądu i powiem, żem to ja udawał Tomasza, a Tomasz już wtedy umarł.
Jagnę ognie przeszły.
— Siadajcie — rzekła do Niemca.
Aplas usiadł.
Wtedy Jagna zaczęła rozwodzić przed nim swoje żale i utyskiwać na brak pieniędzy. Widziała ona, że Niemca zapłacić będzie trzeba — rady na to niema, ale myślała, że choć utarguje z kilka rubli. Niemiec twardym nie był wcale. Wziął, co mu dała, i przyrzekł tak, jak chciała, że już więcej dopominać się nie będzie. A że wziął sześć rubli, nie pokazał się w chałupie Bartkowej przez cały miesiąc.
Jagna oddychała, myśląc, że już jej ten ciężar zupełnie zleciał z głowy. Tymczasem po miesiącu Niemiec znowu przyszedł i znowu zażądał pieniędzy.
A pieniędzy wtedy nie było w domu. Jagna ogarnęła wszystkich, Bartek podatki wniósł do sołtysa, i w domu, choć to był dom zamożny, nie było wtedy ani rubla.
Jagna pokazała cały kufer Aplasowi. Ale ten na to nie uważał.
— Dacie jeszcze dwadzieścia rubli — mówił nieustannie.
Jagna przypomniała mu, że przecież przyrzekł już, iż o nic upominać się nie będzie.
A Niemiec na to:
— Nic nie wiem. Wiem tyle, że dacie mi dwadzieścia rubli i musicie mi je dać.
Jagnę ogarniała pasya, ale wstrzymywała się.
— Dałabym wam — mówiła uprzejmie — ale przecież widzicie, że nie mam. Miejcie wyrozumienie.
— Nie macie — rzekł Niemiec, to sobie pożyczcie. Mnie nie pożyczą, ale wam to pożyczą.
— A od kogoż ja pożyczę?
— To wasza głowa. Mnie potrzeba dwadzieścia rubli.
Jagna pomyślała sobie, że Niemiec spokoju jej nie da.
— Przyjdźcie jutro, to wam dam.
Niemiec zabrał się do odejścia.
— Tylko żeby było już pewno — upominał Jagnę.
Jagna wysłała Bartka do żyda, aby pożyczył dwadzieścia rubli. Żyd wziął w procencie dwa korce owsa i pół kopy słomy. Ale Jagna nie żałowała tego. Dała nazajutrz pieniądze Aplasowi, kontenta nawet, że się odczepiła od niego na zawsze.