<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł U pala męczarni
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 10.02.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Córka Tygrysiego Serca

Buffalo Bill należał do tych, którzy kują żelazo póki gorące. W niespełna godzinę po zamknięciu Rady był już na siodle, dążąc w kierunku namiotu szczepu Czejennów, pozostającego pod wodzą Białego Wilka.
Ponieważ koń Billa był zmęczony wczorajszą podróżą, Samotny Niedźwiedź ofiarował mu jednego ze swoich. Trzech dzielnych wojowników towarzyszyło Królowi Granicy.
Czterech jeźdźców posuwało się ostrożnie naprzód. Szczęśliwie uniknęli spotkania z dwiema niewielkimi grupami Dakotów, które dostrzegli zdaleka. Walka nie była obecnie celem Buffalo Billa.
Rankiem drugiego dnia podróży, nasi podróżni zatrzymali się na brzegu lasku. Jeden z Indian, wskazując białemu widniejącą w odległości około dwu mil większą grupę drzew, rzekł: — Za tymi drzewami płynie niewielki strumień, nad którego brzegiem stoją namioty Białego Wilka i jego ludzi. Biały wódz pojedzie dalej sam... To szaleństwo! Biały Wilk nienawidzi bladych twarzy. — Wodzowi o długich Włosach grozi śmierć!
Buffalo Bill uśmiechnął się w odpowiedzi. Rozważył on skrupulatnie wszystkie trudności i niebezpieczeństwa, zanim zdecydował się na tę wyprawę. Teraz nic go nie mogło powstrzymać od wykonania przedsięwzięcia. Śmiejąc się, pożegnał Cody ruchem ręki swych czerwonoskórych przyjaciół i ruszył lekkim galopem w stronę obozu Czejennów.
W pewnej chwilo, gdy Buffalo zsiadł z konia, by poprawić rozluźniony popręg, koń jego zaczął zdradzać dziwne zaniepokojenie. Kręcił się wkoło, wyrywał cugle z rąk Cody’ego i parskał, drżąc przytym na całym ciele. Król Granicy rychło odgadnął przyczynę zaniepokojenia rumaka. Niezawodny instynkt syna prerii powiedział mu, że w pobliżu musi znajdować się jakiś wielki drapieżnik.
Tymczasem koń zdradzał coraz wyraźniejsze oznaki niepokoju. Buffalo Bill zaczął uważnie badać okolicę, zwracając bystre oczy zwłaszcza w tym kierunku, skąd dął wiatr, gdyż koń kierował się niewątpliwie powonieniem.
Wreszcie Cody dojrzał drapieżnika. W odległości kilkudziesięciu kroków widniała wśród trawy jakaś szara masa — był to grizzly — szary niedźwiedź, najokrutniejsza bestia Północnej Ameryki. Olbrzym ten, gdy stanie na tylnych łapach, przewyższa wzrostem najroślejszego mężczyznę. Jego potężne łapy zaopatrzone są w straszliwie zakrzywione pazury, którymi grizzly z łatwością potrafi rozszarpać bawołu. Najdzielniejsi wojownicy obawiają się spotkania z tym „samotnikiem prerii“, straszniejszym w walce od dziesięciu wrogich wojowników.
Buffalo niejednokrotnie polował na niedźwiedzie, których szare, o srebrnym połysku futro jest niezmiernie cenne, lecz obecnie znajdował się w specjalnie niesprzyjających okolicznościach. Nie chciał czynić użytku z broni palnej, by nie zdradzać swej obecności ewentualnym wrogom, a walka z grizzlym przy pomocy broni białej równała się pewnej niemal śmierci. Pozostawała jeszcze możliwość, że niedźwiedź nie zaatakuje naszego bohatera, lecz było to mało prawdopodobne, gdyż szare niedźwiedzie są bestiami niezwykle krwiożerczymi.
Tymczasem grizzly zwęszył zdobycz. Podniósł swój ogromny łeb, wciągnął kilka razy ze świstem powietrze i ruszył w stronę Buffalo Billa. W tej samej chwili koń wyrwał się z rąk wywiadowcy i pomknął w step — ucieczka była więc niemożliwa...
Król Granicy wydobył szybko z za pasa swój długi nóż myśliwski i gotował się do spotkania ze straszliwą bestią. Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl — postanowił użyć sposobu łowców indyjskich, gdy przyjdzie im stanąć oko w oko z „samotnikiem prerii“. Szybko wydobył z kieszeni kurtki garść prochu i czekał na atak niedźwiedzia.
Grizzly zbliżał się szybko. Był to okaz niezwykłej wielkości, o potężnych łapach i straszliwych kłach, połyskujących złowrogo w otwartej paszczy. Jego małe ślepia błyszczały gniewnie a z potężnej gardzieli wydobywał się pomruk wściekłości. Potwór stanął na tylnych łapach i runął jak lawina na Buffalo Billa. Król Granicy zręcznym skokiem wywinął się z pazurów bestii i rzucił jednocześnie garść prochu w ślepia niedźwiedzia. Oślepione zwierzę ryknęło z bólu i wściekłości, szukając dokoła siebie poomacku wroga. Cody jednym skokiem znalazł się tuż przy niedźwiedziu. Jego nóż myśliwski błysnął w powietrzu i zanurzył się po rękojeść w piersi drapieżnika. Bohater nasz z szybkością myśli odskoczył od rannego niedźwiedzia i zaatakował go powtórnie z drugiej strony.
Oślepiona bestia daremnie usiłowała dosięgnąć pazurami przeciwnika. Cody walczył szybko i skutecznie. Skrwawiony nóż jeszcze dwukrotnie zanurzył się w cielsko grizzly, który rycząc z wściekłości kręcił się w kółko jak oszalały. Wreszcie niedźwiedź usiłował rzucić się do ucieczki, lecz było już zapóźno. Krew upływała z ran zadanych mu przez Króla Prerii i wkrótce drapieżnik padł w agonii na trawę stepową.
Buffalo Bill nie czekał dłużej. Musiał teraz odnaleźć konia, by móc kontynuować swą podróż. Przestraszony rumak nie chciał zbliżyć się do miejsca, gdzie padł niedźwiedź i Cody musiał długo uganiać się za wierzchowcem po stepie, nim zdołał ująć śmiertelnie przerażone zwierzę.
Gdy Król Granicy znalazł się wreszcie na siodle, ruszył natychmiast ostrym cwałem w kierunku obozu Czejennów. Spieszył się bardzo — chodziło przecież o uratowanie plemienia Czejennów Niedźwiedzi. Po kilku godzinach szybkiej jazdy Cody znalazł się wreszcie w pobliżu obozu Czerwonoskórych.
Bohater nasz obserwował właśnie okolicę, chcąc znaleźć najdogodniejszą drogę do celu, gdy nagle, prawie spod samych nóg wierzchowca zerwała się młoda dziewczyna i natychmiast oddaliła się na pewną odległość, jak jelonek, zaskoczony znienacka.
Nie wydawała się być zatrwożona. Przeciwnie, na widok białego oblicza niespodziewanego gościa zawołała z gniewem: — Czego tu szukasz, psie o bladej twarzy!
Nie czekając na odpowiedź, ukryła się szybko za drzewem i wypuściła w stronę Buffalo Billa strzałę ze swego łuku.
Król Granicy był nieco zakłopotany. Prawo prerii nie pozwala kierować broni przeciwko kobiecie, nawet gdyby ta zagrażała życiu ludzkiemu. Z drugiej zaś strony wydawało się, że młoda Indianka nie pozwoli białemu posuwać się w stronę namiotów swego plemienia.
Pozostało mu jedynie wyjaśnienie przeciwniczce celu swej podróży i pozyskanie w ten sposób jej zaufania.
Buffalo Bill nie widział jeszcze nigdy Indianki o tak rzadkiej urodzie. Rysy jej były regularne i delikatne. Jej oliwkowa cera była nieco jaśniejsza niż u innych indyjskich squaw. Ruchy dziewczyny były pełne harmonii i wdzięku, jak ruchy młodego daniela. Należało przypuszczać, że Indianka pochodziła z wysokich sfer swego plemienia.
Nasz bohater pozdrowił uprzejmie swą przeciwniczkę w języku czejeńskim i spytał ją o drogę do obozu Białego Wilka. Lecz nie wpłynęło to bynajmniej na zmianę w usposobieniu małej amazonki.
— Biały Wilk nie posiada przyjaciół wśród bladych twarzy! — zawołała, napinając powtórnie cięciwę swego łuku. — Wódz nie żąda niczego od białych, prócz tego, by nie wkraczali na jego tereny łowieckie.
— Jestem wysłannikiem i muszę niezwłocznie stanąć przed obliczem wodza, — odparł Buffalo Bill. — Muszę z nim odbyć rozmowę, od której zależy honor i dobro waszego plemienia.
— Honor Czejennów nie wymaga opieki bladych twarzy — odparła pogardliwie dziewczyna, lecz powodowana kobiecą ciekawością dodała zaraz: — A cóż to za poselstwo?
Buffalo Bill nie miał powodu do ukrywania celu swego przybycia, chciał jednak ukarać młodą Indiankę za jej zaczepną postawę. Rzekł więc:
— Mogę to wyjawić tylko przed wodzeni i wojownikami na Radzie. Nie rozmawiam o rzeczach poważnych z pierwszą lepsza squaw, napotkaną na prerii. Jestem posłem wielkiego wodza Czejennów — Niedźwiedzi, Samotnego Niedźwiedzia! To wystarczy.
Słowa te wywarły ogromne wrażenie na dziewczynie. Odrzuciła łuk i zbliżyła się do Króla Granicy. Pochyliła się w ukłonie przed białym, a z oczu jej popłynęły niepowstrzymywane łzy wzruszenia. Gdy teraz spytała, z jakim poselstwem przybył Buffalo, ten zrozumiał, że nie było to podyktowane zwykłą ciekawością. Spytał więc:
— Czemu tak bardzo pragniesz poznać cel mojego poselstwa? Może ci go wyjawię...
Dziewczyna podniosła głowę i rzekła: — Nie wstydzę się mej ciekawości. Wiedz, biały człowieku, że kocham Samotnego Niedźwiedzia... Dawno już wstąpiłabym do jego namiotu, gdyby mój wuj, Biały Wilk, nie wygnał go z obozu wraz z jego wiernymi wojownikami.
— Goddam! — zaklął z cicha Buffalo Bill. — Otóż i nowa komplikacja... Dlaczego Samotny Niedźwiedź nic mi o tym nie wspomniał?...
— A czemuż to nie opuściłaś plemienia wraz z Samotnym Niedźwiedziem? — zwrócił się do dziewczyny.
Wyraz cierpienia odmalował się na twarzy Indianki. Odpowiedziała:
— Uczyniłabym to chętnie. Z ochotą dzieliłabym z Samotnym Niedźwiedziem jego walki i troski, lecz moja matka i młodsza siostra mieszkają w namiocie Białego Wilka i gdybym opuściła obóz, wódz zemściłby się na nich straszliwie... Biały Wilk tak powiedział i wiem, że w tym wypadku dotrzymałby słowa.
Cody nie wahał się dłużej. W krótkich słowach nakreślił przebieg wypadków i zobrazował niebezpieczeństwo, zagrażające plemieniu Czejennów — Niedźwiedzi. Gdy dziewczyna dowiedziała się, że biały złączony jest z Samotnym Niedźwiedziem braterstwem krwi, stała się w stosunku do Buffalo Billa tak przyjacielska, jak przedtem była wroga.
Po poważnym namyśle młoda Indianka rzekła:
— Biały Wilk nie uczyni nic, by pomóc Czejennom — Niedźwiedziom. Nienawidzi on Samotnego Niedźwiedzia.
— Cóż więc uczynimy? — zapytał Cody ponuro.
— Pozostaje nam jedno — odrzekła dziewczyna. — Musimy skłonić wojowników, by stanęli po stronie Czejennów — Niedźwiedzi wbrew woli wodza.
— Czyż to możliwe? — spytał niedowierzająco Buffalo Bill. — Któż z pośród plemienia odważy się wystąpić przeciw Białemu Wilkowi? Słyszałem, że władza jego w obozie jest nieograniczona.
— Tak! — odparta Indianka. — Jest jednak w obozie osoba, której wpływy są tak samo wielkie jak wpływy wodza.
— Któż to jest? — spytał Cody z ożywieniem.
Dziewczyna odpowiedziała spokojnie: — Ja!
Widząc zdumienie malujące się na twarzy Buffalo Billa, narzeczona Samotnego Niedźwiedzia wyjaśniła: — Tak, to prawda. Ojcem moim był Tygrysie Serce, największy z pośród wodzów czejeńskich. Gdy zginął na ścieżce wojennej przed czterema laty, obrano wodzem jego brata, Białego Wilka. Lecz wojownicy nie zapomną nigdy Tygrysiego Serca, który prowadził ich tyle lat na zwycięskie walki! Jestem jego córką i stanowisko moje w plemieniu jest bardzo wysokie. Wojownicy cenią mnie i kochają. Myślę, że zdołam ich przekonać, by przeciwstawili się Białemu Wilkowi podczas Rady i by zdecydowali się na wypowiedzenie wojny Dakotom. Wiem, że nie będzie to łatwe...
— Udajmy się więc natychmiast do obozu! — zawołał Buffalo Bill.
— Nie, to byłby fałszywy krok — rzekła dziewczyna po chwili namysłu. — Ja pójdę pierwsza, biały człowieku. Porozmawiam z kilkoma wojownikami, którzy najbliżsi byli sercu mego ojca; przygotuję ich do twego przybycia, aby wiedzieli jak zabrać głos na Radzie. Potem dopiero możesz się zjawić w obozie. Musisz być dumny i wyniosły. Zażądasz natychmiast po przybyciu zwołania Rady. Zbierz całą twą odwagę i przytomność umysłu. Jeżeli Biały Wilk zauważy na twym obliczu choć cień niepewności, nie opuścisz już nigdy obozu Czejennów, biały człowieku.... Gdyby wódz dowiedział się przed zwołaniem Rady o twej misji, również grozi ci śmierć.
— Niech moja czerwona siostra nie boi się o mnie — rzekł Cody z uśmiechem. — Bywałem już w gorszych opałach.
— Człowiek, którego Samotny Niedźwiedź nazywa swoim bratem, nie może być tchórzem — rzekła dziewczyna z zaufaniem. — Bądź więc, biały człowieku, również bratem Smukłej Trzciny! A więc żegnaj. Spotkamy się na Radzie!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: [[Autor:an]onimowy|an]onimowy]].