[23]Akt II.
(Występują Baltazar, Bałwochwalstwo i Próżność).
BAŁWOCHWALSTWO:
Ach, co za brzemię trosk, mój Królu......
PRÓŻNOŚĆ:
Ach, co za smutek, co za ból......
BAŁWOCHWALSTWO:
Pomieszał wszystkie myśli twoje?
PRÓŻNOŚĆ:
I zmącił spokój twego serca?
BALTAZAR:
Bogowie, jak mój mózg sterany!
(Wchodzą Śmierć i Myśl, Śmierć z księgą w ręku.)
MYŚL:
Ha, patrz — on tu; a my szukamy wszędzie.
ŚMIERĆ (napół głośno):
To chodźmy na bok, — ale pocichutku!
(Cofają się niecoś).
BALTAZAR;
Ach, pomny jeszcze owej Boskiej ręki,
Tej ręki, którą Daniel mi groził,
Ze strachem muszę ciągle o niej myśleć,
A mózg mi pęka od tych groźnych myśli,
Co mi ten Bóg za karę ześle.
SMIERĆ (nagle występując naprzód):
Mnie, mój Królu!
BALTAZAR:
Bogowie, cóż to? — Skądeś, niecna maro?
Przeklęte widmo, jakeś się tu wkradło?
Któż cię dopuścił do mnie bez mej wiedzy?
[24]
MYŚL (do siebie):
Ciekawy to paniczek!
ŚMIERĆ:
Jak dzień, o Królu, ziemię tę oświeca,
Tak jam jest nocą, która ją zaciemnia;
Ja tak przychodzę, jak przychodzi dzień,
Nie pytam się, czy tobie się podoba.
— Jak dzień tak noc swą własną chodzą drogą.
BAŁWOCHWALSTWO:
Lecz kimże — kimże on, że słowa jego
Tak odwróciły od nas Króla myśl?
MYŚL (do siebie):
Och, jak ja głupim, żem go przyprowadził!
BALTAZAR:
Lecz czego chcesz ode mnie, ty upiorze?
ŚMIERĆ:
Ja wierzycielem twym — a jako taki
Od ciebie żądam tylko swego prawa.
BALTAZAR:
Co? prawa? ty? — Co ciebie ze mną wiąże?
ŚMIERĆ:
Tu z tego pisma możesz to wyczytać.
(podaje mu książkę).
BALTAZAR:
Ach, to jedna z owych ksiąg,
Co z sobą Żydzi — niewolnicy
Przynieśli z Jeruzalem. — Pozwól!
(czyta):
Aż wrócisz, o człowiecze,
Do ziemi, z którejś wzięty,
Jeść będziesz chleb swój
W czoła pocie!
[25]
Pamiętaj bowiem, żeś jest prochem;
I w proch się znów obrócisz!
ŚMIERĆ:
Ot — to jest wyrok Boski!
Niech będzie ci przestrogą!
Ja dziś go jeszcze nie dokonam,
Odwłoka jest potrzebną;
Lecz, żebyś zawsze pomnym był
Swej winy, weź to pismo! (wychodzi).
BALTAZAR:
Ja prochem? Ja, com panem Babilonu,
Którego ludy mienią nieśmiertelnym,
Na cześć którego wznosi świat ołtarze,
To żarty, bajki, to smalone duby,
Ułuda to i wymyślone brednie!
O Bałwochwalstwo, słynna moja pani,
Czyś ty nie boską w swoim Babilonie?
MYŚL:
Me serce ku niej jak kominek płonie.
BALTAZAR:
Czyś ty nie wieczną, dumna ma Próżności?
MYŚL:
To moja luba w smutku i radości.
BAŁWOCHWALSTWO:
Ciekawam, co to pismo w sobie mieści,
Że jego myśli tak się niem zajęły.
PRÓŻNOŚĆ (Baltazarowi pismo to z ręki wyrywając):
Zobaczmy więc!
MYŚL: Ach tak, myślałem sobie.
Że płocha ty Próżności
Dokażesz swej chytrości
I skradniesz pamięć śmierci.
[26]
BALTAZAR (do siebie):
Co za udręka, co za ból!
PRÓŻNOŚĆ (przeczytawszy):
Niedobre kartki, niech was wiatr
Rozwieje! (Rzuca kartki te w powietrze).
MYŚL (dmuchając za niemi):
Trzepocą jak motyle.
BALTAZAR (jakby snu się budząc):
To wy tu jeszcze?
PRÓŻNOŚĆ: Cóż ci to?
Tyś się przebudził z takim lękiem,
Jak gdybyś był coś złego śnił.
BALTAZAR:
Okropne mroki i ciemności,
Złowrogie duchy owładnęły
Me zmysły poplątane.
Lecz dzięki — już te zmory nikną,
Co tak straszyły duszę mą;
To nie dziw — wyście przecież przy mnie!
— Bo tonąć w grobie musi cień,
Jeżeli ujrzy, jak się z wami
Cudniejszy dla mnie budzi dzień!
BAŁWOCHWALSTWO:
Jak my szczęśliwe, żeś ty znowu zdrów!
Służące zwołam zaraz tu do ciebie,
By starły ślad ostatni twej zgryzoty
Taneczną krotochwilą.
PRÓŻNOŚĆ:
A ja wachlarzem z pawich piór
Powiewać będę, drogi Królu,
By chłodzić twą gorącą skroń.
[27]
MYŚL:
I ze mnie wachlarz — a nie lada,
Ha, więcej niźli ręka twa;
Wachluję wciąż jak ogon psa.
PRÓŻNOŚĆ:
Tyś więcej równy chorągiewce.
— Lecz wnet się zaczną korowody
I tak czarowny, cudny śpiew,
Że i ptaszęcy chór przyrody
Ucichnie wśród kwitnących drzew.
Radości, spływaj w te ogrody,
Byś znów rozgrzała Króla krew!
(Służące wchodzą z Bałwochwalstwem i rozpoczynają korowód).
Korowód.
(PIEŚŃ O WIOŚNIE).
Dalej, dalej w gaj zielony,
Strójcie w kwiaty swoją skroń,
A wiosennych piosnek tony.
Niech się snują w niebios toń!
Nućcie, nućcie, ptaszki małe,
Nućcie wśród kwitnących drzew;
Niech i nasze życie całe
Będzie jakby jeden śpiew!
Płyńcie, płyńcie, wy strumyki
Het w daleki jasny kraj,
A słoneczne wy promyki,
Stwórzcie, stwórzcie z ziemi raj!
(Podczas gdy śpiewaczki wychodzą, wsuwa się powoli Śmierć). [28]
ŚMIERĆ:
O jak czarowna ta piosenka!
Syrena śpiewa, łudząc świat,
By nie uwierzył, że tu jakiś gad
Żarłoczny, chciwy jak krokodyl
W bagnisku czyha. — Na nic ma przestroga.
Przekleństwo tobie, czcza Próżności!
O wymuś teraz ty, mój bracie,
Co mnie się dotąd nie udało!
Bo mym bliźniakiem — to jest sen.
Gróź ty mu śmiercią, przestrasz jego serce,
Niech wie, co znaczy, z Bogiem żyć w rozterce!
(Baltazar wpada w głęboki sen).
BAŁWOCHWALSTWO:
Patrz, zdaje mi się, że już zasnął.
PRÓŻNOŚĆ:
Niech tylko zbudzi się wesoło!
— A teraz śpieszmy do budowli,
Tam boską ci pokażę moc,
Tej wieży, którą Król buduje,
Do której lata są potrzebne,
Dokona Próżność (wskazując na pierś) w okamgnieniu.
BAŁWOCHWALSTWO:
A ja chcę posąg mu wystawić,
Któremu lud się kłaniać musi.
(wychodzą).
MYŚL (patrząc na Króla):
Już powiek twych zasłona
Okrywa oczy twe,
To i twa myśl znużona
Swe oczka zamknąć chce (zasypia).
[29]
ŚMIERĆ:
Ach, nie wierzcie, żeby tylko
Odpoczynkiem był wasz sen!
Bo co noc, gdy zasypiacie
I się ze snu obudzacie,
Umieracie w pierwszym razie,
Jako w drugim się rodzicie.
Jakby trupy dychające,
Tak leżycie na pościeli.
— To króciutkie życie swoje
Dacie temu snu-mordercy.
Nikt atoli nie przeczuwa,
Że on tylko upomnieniem,
Jak znikome życie wasze.
Ludzki sen to jad słodziutki,
Który ducha znużonego
Odurzywszy, ubezwładnia
I w ponurą rzuca noc.
Sen wasz, ach to zapomnienie,
To kajdany, których zerwać
Nikt nie zdoła na tym świecie,
Przed któremi się nie może
Żadna ludzka ukryć myśl.
Wszystko, co w człowieku żyje,
W te kajdany jest okute.
— Któżby chciał spokojnie włożyć
W takie pęta swoje członki?
Ach, to szał — to szał, a za nim
Idzie zmór i mar tysięcy,
Którym zdaniście na łaskę —
A co gorsza, że szukacie
Jego jeszcze jakby złota.
Chociaż słusznie, że widzicie
[30]
We śnie ludzkim obraz śmierci
Wszyscy jednak doń idziecie,
Nikt nie zrywa, nikt nie łamie
Tego jarzma, myśląc zawsze,
Że ulotna to ułuda.
Któż to, któż to pojąć może?
— Ot i Baltazar zaczerpnął
Z tej trucizny i zapomniał
Odurzony o tym świecie,
— Com odwłóczył, niech się stanie!
Teraz przyszła jedna z scen,
Jakiej z dawna byłem chciwy,
Idź (dobywa miecza) zbrodniarzu niegodziwy.
Gdzie cię czeka wieczny sen.
DANIEL (znienacka wpadając):
Stój, stój!
ŚMIERĆ:
Kto mi w tem przeszkodzi? — Kto?
DANIEL:
Ja. — Bo jego grzechów miara.
Jeszcze nie jest napełniona;
Toteż zguba Baltazara
Ma być jeszcze odłożona.
ŚMIERĆ:
Ach, dlaczego znów odroczyć
Zasłużoną jego karę?
Ach, dlaczego znów odwłóczyć. —
By przepełnił jeszcze miarę?
— Jeśli umrze na Golgocie,
Jak ty mówisz, i sam Bóg,
Czemuż żyć ma Jego wróg,
[31]
Co się tarza w grzechów błocie?
— Lecz tam śpieszą jego żony,
Chodźmy tędy — poza trony,
Tam usłyszysz z ich rozmowy
Ich bezbożny zamiar nowy! (Oddalają się).
(Bałwochwalstwo i Próżność wchodzą z pannami niosącemi girlandę; oświetlenie fjoletowe).
BAŁWOCHWALSTWO:
Baltazarze z Babilonu,
Który na ramionach snu
Jakby ożywiony trup,
Leżąc jak we własnym grobie,
Raz oddychasz umierając,
Raz umierasz oddychając!
BALTAZAR (półsenny):
Kto tam, kto tam? Czyj to głos?
Mam dowierzać zmysłom swoim?
Otoś ty jest, ma Próżności,
Otoś ty, me Bałwochwalstwo!
BAŁWOCHWALSTWO:
Tak wszechwładny Baltazarze,
Ja tu, twoje Bałwochwalstwo;
Z nieba wyżyn dziś zstępuję,
Aby posąg ci poświęcić,
Który tobie wystawiłam,
By się jemu lud twój kłaniał
I ci boską składał cześć.
PRÓŻNOŚĆ:
Patrz i ja tu, twoja Próżność,
Która, chodząc po tym świecie,
Wszystkich niemal nęci ludzi.
— Lubo w piekle ma kolebka.
[32]
Chcę do nieba jednak wstąpić;
Bo na niebotycznej wieży
Chcę poświęcić ci świątynię,
Gdzie się wzniesie posąg twój.
BAŁWOCHWALSTWO:
Wielki Królu Baltazarze.
Otośmy tu zgromadzeni,
By cię laurem przyozdobić
I ci godnie towarzyszyć
Na to niebywale święto.
BALTAZAR (jeszcze półsenny):
Co za blaski i triumfy!
— Jakiem szczęściem i słodyczą
Napełniają dziś me serce!
Daj mi tylko, Bałwochwalstwo,
Dużo świątyń i ołtarzy
I posągów i kadzidła,
Bym się nieśmiertelnym stał!
Tyś musiała z nieba zejść,
Aby Próżność w górę wznieść,
BAŁWOCHWALSTWO (do śpiewaczek):
Nim ruszymy, niech piosenki
Znów rozgrzeją Króla krew,
Niechaj jego życie całe
Będzie jakby jeden śpiew:
(Korowód śpiewaczek powtarza się; — Pieśń o wiośnie).
BAŁWOCHWALSTWO (po korowodzie):
Teraz weźcie w swoje koło
Króla dziś tak szczęśliwego,
Wszystko czeka już na niego;
Marsze dźwięczą już wesoło (zdala muzyka)
Z ganków wieży Babel.
[33](Śpiewaczki otaczają Króla girlandą i porządkują się w pochodzie; z dala miękkie tony marsza; fjoletowe oświetlenie; Śmierć i Daniel wychodzą ostrożnie).
ŚMIERĆ:
Słyszysz? — Daj mi wolną rękę!
DANIEL:
Nie, by zgubić, dam ci wolność,
Lecz by przestrzec raz ostatni. (wychodzi)
ŚMIERĆ (jakby czarodziej zaklinając — wielkim głosem):
Wieżo Babel, ty kolosie,
Spal się, spal jak łotr na stosie,
Ruńcie, ruńcie, szczytne mury,
Co wznosicie się pod chmury,
Zniknij, zniknij, wieżo w grobie,
By się nikt nie modlił w tobie,
Gromy, grzmoty i żywioły
Stłuczcie gmach ten na popioły!
(Rzuca dzidę, i wychodzi; ogromny łoskot zwalającej się wieży; jaskrawo-czerwone oświetlenie; płomienie wpadają aż na scenę). KRZYKI:
Gwałtu, rety, umieramy!
Gmach się wali! — Gwałtu, rety!
(Ponowne łoskoty, płomienie i wołanie, wszystko się schrania.)
PRÓŻNOŚĆ:
Żar mnie patrzy!
BAŁWOCHWALSTWO: Strach mnie bierze!
PRÓŻNOŚĆ:
Jak me świetne blaski bledną
Wobec wyższych słońc promieni!
BAŁWOCHWALSTWO:
Ach, i moje nikną, bledną
Przed Jehowy wiarą jedną!
[34]
BALTAZAR (który się tymczasem całkiem obudził):
Pozostańcie, nie odchodźcie,
Wydzierając mi ostatnich
Obiecanych mi świetności!
MYŚL (nagle się budząc):
Hola, hola, mówże panie,
Cóż to jest za gruchotanie?
BALTAZAR:
Przyśnił mi się Myśli moja,
Nadzwyczajny, słodki sen
Wszyscy bowiem w Babilonie
Hołdy boskie mi składali,
Ale gdy się przebudziłem,
Cóż mi, cóż mi pozostało
Z tych mamideł czarodziejskich?
Ach, jedynie — twe błazeństwo.
MYŚL:
Aj — a cóż ci się to stało?
BALTAZAR:
Otóż słuchaj! — Spoczywałem
Jakby nigdy, tak spokojnie
I widziałem we śnie Próżność,
Jak wzbijała się ku niebu
I wznosiła aż pod gwiazdy
Moją sławę nieśmiertelną.
Z czarodziejską swą prędkością
Zbudowała mi świątynię.
I widziałem Bałwochwalstwo,
Co jest drugą moją żoną,
Jak głęboko się kłaniała,
Gdy w świątyni mi oddała
Z dumą boski obraz mój.
[35]
— I przychodzą obie po mnie,
By w pochodzie uroczystym
Towarzyszyć mi na miejsce
Niebotycznej wieży Babel.
Pochód ten już naprzód rusza.
Gdy trafiony Śmierci strzałem
Cały gmach z łoskotem runął,
Z nim świątynia wieży Babel,
Z nią mój posąg nieśmiertelny
A z posągiem obraz mój.
— Teraz pojmiesz, czem jest Próżność:
Kwiatem tylko migdałowym,
Który kwitnie — a umiera,
Gdy nań pierwszy pada szron;
Pojmiesz, czem jest Bałwochwalstwo:
Różą tylko, która więdnie
I opada, gdy zawieje
Pierwszy wiatr z północnych stron.
(Kurtyna spada).
Skan zawiera grafikę.
|