[8]Akt I.
Majdan w parku; w tyle niecoś wyżej trzy krzesła tronowe. Myśl w pstrokatym stroju — ścigana przez Daniela.
DANIEL:
Stój, stój nareszcie!
MYŚL:
Ja nie chcę stać.
DANIEL:
To patrz się chwilkę!
MYŚL:
Ja nie chcę widzieć.
DANIEL:
Tóż słuchaj, błaźnie!
MYŚL:
Ja nie chcę słuchać; (do siebie)
Ten Żyd mnie nie omami.
DANIEL:
Czyś głupi, jakiż to obyczaj,
Gdzież takt przyzwoitości?
MYŚL:
Przepraszam — taki to mój zwyczaj.
DANIEL:
Tak, tak? — A godność Waszej Mości?
MYŚL:
Nie widzisz pstrego mego stroju?
Nie dziwacznego jego kroju?
Ja jestem jak chameleon,
Co swych kolorów zmienia ton.
Ja nie mam miejsca ani domu,
Przychodzę szybko nakształt gromu,
[9]
Trzepocę nakształt nietoperzy.
Jak kogut kręcą się na wieży.
Raz jestem tam, gdzie djabli wyją.
Raz gdzie Anieli święci żyją;
Raz na królewskim bawię tronie,
Raz w burzycieli jego — gronie.
W zbrodniarzy sercach wzniecam wady
A mędrcom daję dobrej rady;
Współczuję smutek wśród boleści
A radość, gdzie się radość pieści.
Czem jestem? — Lodem czyli zniczem?
Mnie zmysły nie określą;
Ja jestem wszystkiem, jestem niczem,
Bo jestem ludzką — myślą.
DANIEL:
To więc symbolem — twe ubranie?
No, jeśli tak, to go nie ganię.
MYŚL:
Lecz w Baltazara króla grze
Nie będę znaczył nazbyt wiele.
Albowiem będę na jej tle
Dziś tylko błaznem w ludzkiem ciele.
— A teraz precz od burzyciela,
Bo ze mnie błazna — wielki zuch,
Lecz z ciebie mówi Boski Duch,
Tyś jest prorokiem Izraela.
DANIEL:
Ach, wiem-ci, jaki w życia dobie
Rozsądek stacza bój z głupotą,
Lecz uderz trafnie w struny obie,
A dźwięki wnet się zgodnie splotą!
[10]
MYŚL:
Gdy tak, to zgoda między nami!
Bo wiedz, gdy język prorokuje,
To myśl jedynie nim kieruje;
Myśl rządzi językami. (oddala się).
DANIEL:
Tak jest;
Lecz dokąd, dokąd? Stój, młokosie!
MYŚL:
Dziś mam przepyszne gody w nosie;
Bo ze mnie smakosz — a nie lada.
DANIEL:
Czyż jakiś ślub się zapowiada?
MYŚL:
Ślub Baltazara z Babilonu.
DANIEL:
Już przecież Próżność ma u tronu,
A przyrzekł wierność jej do zgonu.
MYŚL:
Szerokie jego jest sumienie;
— A gdzie pogański mieszka ród,
Tam mieszka w sercu spustoszenie,
Tam niema wiary, niema cnót.
Ha, choć tysiąca chciałby żon,
Dostarczy lud — ich z wszystkich stron.
DANIEL:
Lecz mówże, kogóż wybrał sobie
Król znów za lubą duszy swej?
MYŚL:
Wschód wielbi bogów w jej osobie —
A Bałwochwalstwo imię jej.
[11]
DANIEL:
Co, Bałwochwalstwo? — Biada mi!
MYŚL:
Nieprawdaż, Żydzie, przykro ci?
Ty chciałbyś, żeby wasza wiara,
Klęczała obok Baltazara,
Ha, wtenczas byłby los wasz złoty.
A z ust by znikła pieśń tęsknoty!
(zdala muzyka).
Cyt, słuchaj, co za słodkie tony!
To dla królewskiej drugiej żony.
Lecz zróbmy miejsce, chodźmy tędy,
I stamtąd ujrzysz gód obrzędy!
(oddalają się).
Patrz, jak się trony w słońcu skrzą!
— Ej, do stu djabłów — już tu są.
(Z jednej strony wchodzi Baltazar z Próżnością i zabiera miejsce u tronu; z drugiej strony Bałwochwalstwo w kłębach kadzidła — z liczną świtą).
BALTAZAR (witając Bałwochwalstwo):
O Bałwochwalstwo, sławna Pani,
My całem sercem ci oddani!
Co pereł zdobył Wschód przez lata,
Niech boską twoją skroń oplata!
Bo wszelkie piękno — i przyszłości
Wyblednie wobec twej piękności.
O witaj, witaj, sławna Pani,
My całem sercem ci oddani!
Posągi miasta i ołtarze
I co się złota na nich skrzy,
To wszystko składam tobie w darze,
Poświęcam dziś dla twojej czci.
O Bałwochwalstwo, sławna Pani,
[12]
My całem sercem ci oddani.
BAŁWOCHWALSTWO:
O Królu, wielki na twym tronie,
Potężny władco w Babilonie,
Przychodzą dziś na Wschód wspaniały,
By prawa moje nie ustały.
Bo gdy z potopu spustoszenia
Lud wyzwolony podniósł skroń,
Tu pierwsza wzniosła się świątynia,
By nam kadzidła oddać woń.
Z początku bogu Nymrodowi,
Następnie bogu Molochowi,
Aż koniec końcem nasza wiara
Przybrała bogów coniemiara,
Że dziś się wznosi dym kadzidła
Na naszą cześć jak orle skrzydła.
MYŚL (na którą wszyscy z rozkosznym patrzy uśmiechem:uśmiechem):
Ach, to mi życie, to mi los,
Gdy w niebie bogów cały stos!
Choć pacioreczek mój niedługi,
Odmówi jeden, da mi drugi (do Daniela).
— A tyś, proroku, tak uparty,
Że jeden tylko żyje Bóg,
Cóż zdoła jeden — to nie żarty,
Gdyż tu jest bogów cały stóg?
DANIEL (wznosząc oczy ku niebu):
Czyś Ty, co rządzisz sam, o Boże,
Nie jest mocniejszy niż...?
MYŚL (przytakując): Być może.
BALTAZAR (do Bałwochwalstwa):
A teraz przystąp w swej ozdobie
Do tej, com pierwiej wybrał sobie,
[13]
Ażebyście się w jedno zżyły
I dumy mojej dziećmi były!
BAŁWOCHWALSTWO (do Próżności):
Daj się uściskać, siostro droga!
PRÓŻNOŚĆ:
Nas nie rozdwoi żadna trwoga!
BAŁWOCHWALSTWO:
Zazdrościć jest co twej piękności,
Lecz bóg swym bogom nie zazdrości.
(Obie siadają po prawej stronie króla).
PRÓŻNOŚĆ:
A mnieby zazdrość spokój rozpłoszyła,
Gdy próżność by w zwycięstwa nie wierzyła!
BALTAZAR (do siebie):
Niepewnym jestem, którą wybrać sobie,
Bo co do wzrostu, to urodne obie.
BAŁWOCHWALSTWO:
A coś tak w myślach zanurzony?
PRÓŻNOŚĆ:
Czy cię przygniata blask korony?
BALTAZAR:
Twych oczu piękność mnie olśniewa,
Jak cały urok twój porywa.
— A ty, mej duszy druga Pani,
Niech to uznanie cię nie rani,
W miłości dowód chcę i tobie
Pokazać, co mam siły w sobie;
Nabuchodonozorze,
Coś niegdyś miasto Jeruzalem
Spustoszył aż doszczętu
I synów Izraela
[14]
W kajany okuł,
Jęczących w nich do dziś dnia
Wśród murów Babilonu,
Skąd nigdy, nigdy nie powrócą
Na miejsce swej tęsknoty,
Nabuchodonozorze,
Coś zabrał z ich świątyni
Kielichy, złoto i klejnoty,
By niemi zdobić swą koronę.
Dziś ciebie witam jako ojca,
Bom twoim jest dziedzicem.
— Lecz chociaż mnie do szczytu chwały
Wynieśli dziś bogowie,
Choć czuję rzewnie, jak w mem sercu
Twój duch się dziś powtarza,
Choć jestem władcą nad, brzegami
Eufratu i Tygrysu,
To jednak wszystko nie wystarczy
Tu (wskazując na pierś) dumie mego serca.
Dopóki ciebie nie wywyższy
Twój syn i — spadkobierca.
PRÓŻNOŚĆ:
O jak olbrzymi w swej potędze!
BAŁWOCHWALSTWO:
Co za majestat w oczach jego!
DANIEL:
O biada tobie, Izraelu!
O Boże, zmiażdż tę pychę!
BALTAZAR:
Oto patrzcie na tę wieżę,
Która dzisiaj sterczy w gruzach!
— By Jehowie opór stawić,
[15]
Chcieli ongiś ją przodkowie
W górę wynieść aż pod niebo.
— Bóg pomieszał ich języki
A narody te rozprószył.
Lecz nienawiść ku Jehowie
Raz powzięta nie ustała;
Tak do dziś dnia wre i we mnie,
Lecz piekielniej dziś zawrzała,
Bym budowli tej dokonał.
— Jeszcze dzisiaj rozpoczniemy!
Piętrzcie góry i kolosy,
Piętrzcie ścian i skał ogromy,
Aż zajęknie lud i ziemia
Pod tem jarzmem i ciężarem!
Wszyscy, coście mi podwładni,
Wytężajcie swoje siły,
Aby powstał gmach nad gmachy,
Coby sięgał hen błękitu,
Coby wznosił się pod chmury,
Coby wznosił się do niebios
I tam szydził z Boga — Stwórcy!
O tak będzie, tak się stanie,
Jeśli, ty, Próżności moja,
Jeśli ty, me Bałwochwalstwo,
Wspomożecie me zamiary.
Któżby wątpił, że mnie zwodzi
Niezachwiana moja wiara:
Że po wszystkie wytrwa wieki
Dzieło Króla Baltazara!
BAŁWOCHWALSTWO:
Ja będę chwałę twą opiewać
I tylko twojem życiem żyć!
[16]
PRÓŻNOŚĆ:
A ja chcę twoje dni olśniewać
I zawsze twojem światłem być.
BAŁWOCHWALSTWO:
A ja ci składać woń kadzidła,
Jeżeli chcesz się bogiem zwać.
PRÓŻNOŚĆ:
A ja ci orle podać skrzydła.
Jeżeli nieśmiertelnym stać.
BAŁWOCHWALSTWO:
A ja ci posąg zaś wytworzyć
I modlić się codziennie doń.
PRÓŻNOŚĆ:
A ja niezwiędłe wieńce złożyć
I laurem zdobić twoją skroń.
BALTAZAR:
Jak słodkie będzie z wami życie,
Słodziuchne, bo bez wszelkiej troski:
Któż mógłby zerwać jego kwiecie?
Któż mógłby — mówcież?
DANIEL: Palec Boski.
BALTAZAR:
Kto ten bezczelny, co przeszkadza?
MYŚL:
Ja nie.
BALTAZAR: No, któż?
DANIEL: Ja, Baltazarze.
BALTAZAR:
Co? Żydzie, ty? — O wy zbrodniarze!
Skąd wam to prawo, skąd ta władza?
Czyś już zapomniał, żeś w niewoli,
[17]
Że jęczysz w pętach jako wróg.
Któż ciebie z nich wyzwoli? (dobywa miecza).
DANIEL: Bóg!
BALTAZAR (którego ramię ubezwładniało):
To ramię, ach to ramię trupa
Zdrętwiało nagle jak skorupa.
— Przeklęte słówko! (głośno): O katuszo!
(Znów nie może dobyć miecza — do Daniela):
Idź precz mi z oczu, podła duszo!
PRÓŻNOŚĆ:
Daj spokój! — Duch ten pobożności.
Już zmniejszył miarę mej próżności.
BAŁWOCHWALSTWO:
O Bałwochwalstwo, co za cios!
BALTAZAR:
Ha, jemu dziękuj, że o włos
Nie leżysz martwy na barłogu,
Chcesz mieć, ty malcze, lepszy los,
Mnie ufaj, a nie — Swemu Bogu!
(Oddalają się wszyscy z dźwiękiem muzyki, z wyjątkiem Daniela).
DANIEL:
Ach, żeśmy tu przy rzekach Babilonu
Miast na Syonie, gdzie wesele gości;
Ach, żeby uszy nigdy nie słyszały,
Jak Król z Jehowy sobie kpi wszechmocy!
— O nienawiści groźna, ty przetwarzasz
Jagnięce serca — w serca dzikich czartów
A Babilon w jaskinię wszelkich grzechów!
Cześć, chwała temu, co ci złem odpłaca,
Cześć, chwała temu, co twe dzieci depcze
I miażdży je o mury tego miasta!
[18]
— O rozprósz, Panie, mrok tej długiej nocy,
O pomnij na nas, ześlij nam pomocy!
ŚMIERĆ (jeszcze za sceną):
Poczekaj — przyjdzie tejże jeszcze nocy!
(Kilka tonów na harmonjum z pieśni „Dies irae“; Śmierć wchodzi na scenę).
DANIEL:
Straszydło nocy nigdy nie widziane,
Co patrzysz na mnie tak piekielnie dziko?
Kim jesteś, widmo? — Nigdy nie ujrzałem
Coś podobnego na tym świecie!
(Ponowne dźwięki pieśni „Dies irae“)
ŚMIERĆ:
Proroku Boży, ja wszystkiego końcem,
Co rośnie, kwitnie, czuje na tej ziemi.
— Szatańska zazdrość, co wam nie życzyła
Rozkoszy rajskich, danych wam przez Boga,
I grzech Adama zgubę przynoszący —
Są rodzicami, co mi życie dali.
— A gdy mnie Abla krew na świat ściągnęła,
Od świata tego nic mnie nie oderwie.
Zostanę tutaj jako mściciel Boga,
By jego klątwę srodze wykonywać.
Jam grzechu synem; krążę jako taki
Około życia — najmniejszego ruchu;
Na kwiaty, oczy, usta i rumieńce
Bez serca rzucam swoje szare cienie
I bez litości ściągam wszystko w grób.
Grzech mą kolebką — a me imię: śmierć.
Wyboru nie znam, biorąc również tych,
Co o mnie, śmierci, nie chcą nawet słyszeć.
— A teraz słuchaj, co nas obu wiąże:
[19]
Jak tyś wyroków Boskich jest prorokiem,
Tak ja wyroków Boskich wykonawcą.
Więc sprzymierzeni z Bogiem ty i ja,
A ty i ja ze sobą sprzymierzeni;
Wyrokiem Boskim ty — a rózgą Boską ja!
Lecz czemuż lęk i strach ogarnął umysł twój?
Nie bój się: ty i ja to jednolity zwój!
DANIEL:
Ach, jak się nie bać, jak się nam nie lękać?
Sam Bóg — tak widzi dziś mój duch proroczy —
Sam Bóg, nasz Stwórca, będzie się w Ogrójcu
Przed tobą lękał, będzie krwią się pocił,
A nad Nim nawet słońce się zlituje,
Gdy swe oblicze w całun przyodzieje;
A skały pękną, cała ziemia zadrży.
Dzień jasny umrze, nim nadejdzie noc.
— Żałować będzie wszystko jego duszy,
Jedynie ty nie! — Twoja dłoń Go skruszy!
ŚMIERĆ:
Tak — mówisz słusznie; Tęcz zadanie moje
Jest dzisiaj tylko, pójść za twą mądrością.
Tyś wolą dziś, ja ręką, co ją spełnia;
Ja spełniać mam — a ty masz rozkazywać.
Rozkazuj więc, ja niecierpliwie czekam,
By dać ci próby swej mistrzowskiej sztuki.
— Duch ludzki, piękności potęga wszelka
Daremną zbroją są przeciwko mnie.
Najwyższe twierdze, orle nawet gniazda
W urwiskach skryte, — najsilniejszy wał,
Co murołomom nawet opór stawia,
Igraszką tylko wszystko jest przede mną.
— Tak najpierw Abla życia pozbawiłem.
[20]
Tysiące ich w potopie wyniszczyłem
A Faraona zanurzyłem w morzu,
Spaliłem miasta siarką aż doszczętu,
Znienacka wpadłem Goljatowi w mózg:
I Baltazara mogę skrócić dni,
A chciałbyś, bracie, to przyrzeknę ci,
Że dziś we własnej będzie pływał krwi.
DANIEL:
Wyroków srogi wykonawco,
Posłuchaj, co nakazał Bóg,
Co jego Boski Duch mi mówi:
Ja nie chcę, żeby nawet wróg,
Co Stwórcy bluźni, umarł w grzechach,
Lecz się nawrócił ze swych dróg
I zerwał pęta, jak je zrywa
Niewolnik ze swych rąk i nóg.
Patrz — Baltazar to znaczy i skarb,
A wiedz, że każdy człowiek nosi,
— I zbrodniarz — w sobie taki skarb.
A ten kosztowny skarb — to dusza,
A dusza ta — to obraz Boski.
Ten klejnot musisz dziś ocalić,
Ratować duszę Baltazara.
— Nie wolno tobie, jego zgubić,
Lecz wolno tylko, go przestrzegać.
— Przypomnij mu, że jest śmiertelnym!
ŚMIERĆ:
O jakież ciężkie, ciężkie jarzmo
Bóg włożył mi na barki!
Ach, ręka moja jakby oschła,
Ma noga jakby obumarła;
Ach, członki me zdrętwiały;
[21]
Zarzewie gniewu mego zgasło.
— Jeżeli tylko mam przestrzegać,
Nie zgubić Baltazara,
Wystarczy jeden cień mej złości,
Wystarczy jeden ton lamentu.
Hola, Myśli!
MYŚL (wchodzi):
Któż ten, co woła?
ŚMIERĆ: Ja ten, co woła.
MYŚL:
A ja ten, co o tobie nigdy
Ni słówka nie chce słyszeć.
ŚMIERĆ:
A cóż tak drżysz?
MYŚL: Bo lękam się.
ŚMIERĆ:
A cóż to: lęk?
MYŚL: No, lęk — to strach.
ŚMIERĆ:
A cóż to strach?
MYŚL: Ej, strach — to trwoga.
ŚMIERĆ:
Ja nie znam nic — coś podobnego,
Nic coś takiego czułem.
Lecz gdzie jest Baltazar?
MYŚL: W ogrodzie,
Gdzie się przechadza z małżonkami.
ŚMIERĆ:
To przywiedź szybko mnie do niego!
MYŚL:
Tak, tak — z prędkością myśli (do siebie)
Powiedzieć „nie“, brak mi odwagi.
[22]
ŚMIERĆ (do siebie):
Bajeczne, Baltazara Myśl
Przywiedzie mnie do swego pana. (głośno).
No chodź! (Obaj wychodzą).
(Kurtyna spada).
Skan zawiera grafikę.
|