<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Leroux
Tytuł Upiór opery
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Leona Nowaka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le fantôme de l'Opéra
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


EPILOG

Tak przedstawia się prawdziwa historja Upiora Opery. Jak już wzmiankowałem na początku tej opowieści nie można obecnie wątpić o tem, że Eryk żył naprawdę. Zbyt wiele dowodów jego istnienia, dostępnych dla każdego, wplata się w całą akcję dramatu braci Chagny.
Nie potrzebuję powtarzać do jakiego stopnia sprawa ta zaciekawiła stolicę. Porwanie artystki, niezwykła śmierć hrabiego de Chagny, zniknięcie jego brata i dziwny sen pracowników centrali oświetlenia Opery!... Co za dramaty! Co za namiętności! Jakież zbrodnie łączą się z idyllą Raula i słodkiej czarującej Krystyny!... Co się stało z wspaniałą tajemniczą śpiewaczką, której świat nie miał już nigdy usłyszeć?... Przedstawiano ją, jako ofiarę rywalizacji dwóch braci i nikt nie domyślił się, co zaszło; nikt nie zrozumiał, że jeśli Raul i Krystyna gdzieś zniknęli, to dlatego, że oboje młodzi pragnęli się usunąć jak najdalej od świata, aby zakosztować szczęścia, którem nie chcieli się cieszyć wobec wszystkich, po niewytłumaczonej śmierci hrabiego Filipa...
Chociaż rychło potem śledztwo sądowe, które nie doprowadziło do niczego, zostało zamknięte jednakże prasa, od czasu do czasu, starała się jeszcze przeniknąć tajemnicę i zastanawiała się nadal, czyja to taka tajemnicza ręka przygotowała i spowodowała tyle niesłychanych katastrof.
Jeden z dzienników bulwarowych, który znał wszystkie plotki zakulisowe, napisał kiedyś:
„Była to ręka Upiora Opery”.
Jedynie tylko Pers, którego nikt nie chciał wysłuchać i który po wizycie Eryka nie ponawiał swej pierwszej wycieczki do władz sądowych, znał całą prawdę. I w rękach jego znajdowały się najgłówniejsze dowody całej sprawy, które zdołał uzyskać razem z pamiątkami, otrzymanemi od Upiora... On udzielał mi wszystkich najcenniejszych wskazówek i on również skierował mnie do p. Poligny, którego zastałem, niestety, już umierającego. Na pytanie moje odpowiedział paroma zdaniami bez związku, które jednakże świadczyły do jakiego stopnia, w swoim czasie, Upiór Opery utrudniał mu życie.
Kiedy przedstawiłem Persowi nikłe rezultaty mej wizyty u p. Poligny, on uśmiechnął się tylko i rzekł: „Poligny nigdy nie zdawał sobie sprawy, do jakiego stopnia ta szelma Eryk potrafił nim kierować. Poligny był zabobonnym i Eryk o tem wiedział, tak samo, jak wiedział wiele rzeczy, dotyczących jawnych i tajnych spraw Opery.
Gdy Poligny usłyszał w loży № 5 tajemniczy głos, szepcący mu o jego sprawach, oraz o zaufaniu do jego wspólnika, nie pytał już o nic więcej. Uważając to początkowo za głos z nieba, sądził, że Opatrzność przestrzega go przed dalszymi grzechami, lecz potem, kiedy głos domagał się pieniędzy, przekonał się, iż jest poprostu wyzyskiwany przez potężnego szantażystę, którego ofiarą padł już i Debienne. Obaj tedy, mając dość kierownictwa Opery z rozmaitych powodów, odeszli, nie usiłując już dalej zgłębiać tajemnicy Upiora Opery.
Tak wyrażał się Pers o pp. Debienne i Poligny. W związku z tem zacząłem mówić o ich następstwach i wyraziłem zdziwienie, iż pan Moncharmin, który początkowo w swoich pamiętnikach opisywał wszystko co dotyczyło Upiora z wszelkimi szczegółami, przestał potem niemal zupełnie o nim wspominać. W odpowiedzi na to Pers wskazał mi następujący ustęp pamiętników, który uważać można za specjalnie interesujący, wyjaśnia on bowiem w jak prosty sposób zakończyła się słynna historja przepadłych dwudziestu tysięcy franków.
„Co się tyczy Upiora Opery (brzmią słowa p. Moncharmina) o którego dziwacznych pomysłach pisałem na początku tych pamiętników, chcę jeszcze powiedzieć tylko to, iż pięknym gestem nagrodził wszystkie przykrości, wyrządzone memu drogiemu koledze jak również i mnie. Uznał zapewne, iż dla wszystkich żartów istnieją granice, zwłaszcza kiedy to kosztuje tak drogo i kiedy sprawa ma się oprzeć o Komisarza policji, gdyż w kilka dni po zniknięciu Krystyny, kiedy mieliśmy właśnie wyjaśnić całą sprawę p. Mifroid, znaleźliśmy na biurku Richarda kopertę z napisem: „Od Upiora Opery“ a w kopercie tej dość znaczne sumy, wycofane przedtem, jakby przez figle, z kasy dyrekcyjnej. Richard uznał odrazu, iż powinniśmy się tem zadowolnić i nie rozgłaszać sprawy. Zgodziłem się z nim: wszystko jest dobre, co się dobrze kończy. Nieprawdaż, drogi Upiorze Opery?“
Oczywiście Moncharmin, zwłaszcza po zwrocie tych pieniędzy, nie przestawał mniemać, iż przez chwilę stał się ofiarą dziwacznego żartu Richarda, tak samo jak Richard, który sądził nadal, iż Moncharmin przez zemstę za drwiny, wymyślił całą historję o Upiorze Opery.
Po tych wyjaśnieniach zapytałem jeszcze Persa przy pomocy jakiej sztuczki Eryk mógł wydostawać banknoty z zapiętej agrafką kieszeni Richarda. Odpowiedział mi na to, że wprawdzie nie zgłębiał tego szczegółu, lecz, że jeśli zechciałbym „popracować“ na miejscu, to odnalazłbym niezawodnie klucz tej zagadki właśnie w kancelarji dyrekcyjnej. Należało tylko pamiętać, iż Eryk niedarmo był nazywany „mistrzem zapadni“. Mogę odrazu oznajmić czytelnikowi, iż rezultaty przedsięwziętych przeze mnie później poszukiwań były całkowicie zadawalniające. Mogę pozatem, z całą znajomością rzeczy, poradzić czytelnikom, co następuje: Udajcie się którego dnia do Opery, postarajcie się pozbyć natrętnego cicerone, wejdźcie do loży Nr. 5 i zastukajcie laską w ogromną kolumnę, oddzielającą tę lożę od sceny. Specjalny dźwięk upewni was iż kolumna jest wewnątrz pusta. I potem już przestańcie się dziwić, iż mógł z niej wychodzić głos Upiora. Kolumna ta nie budziła żadnych podejrzeń gdyż wygląda, jakby była wykuta z jednolitego marmuru. Eryk zaś korzystając ze swych zdolności brzuchomówcy, urządzał się tak, że głos zdawał się dochodzić ze strony przeciwnej. Nie wątpię, iż kiedykolwiek uda mi się odnaleźć w ornamentacji kolumny miejsce, w którem znajduje się otwór, umożliwiający przedostawanie się do jej wnętrza.
Oczywiście wszystko, co udało mi się odnaleźć, jest niczem w porównaniu z tem, co Eryk musiał stworzyć w całym olbrzymim gmachu Opery, lecz wszystkie te odkrycia oddałbym chętnie za to jedno, którego dokonałem w obecności administratora w kancelarji dyrektorskiej. W pobliżu stojącego przed biurkiem fotelu znalazłem zapadnię, o szerokości i długości zwykłej deski w podłodze. W wyobraźni mej spostrzegam wysuwającą się z tej zapadni rękę, która zręcznie i szybko wykonywa odpowiednie manewry około zwieszającej się poły dyrektorskiego fraka...
Tamtędy więc ulotniło się te 40.000 franków... Tamtędy też później powróciły...
Wspominając o mojem odkryciu Persowi, zapytałem:
„Jeśli więc te pieniądze wróciły do właścicieli — czyżby Eryk robił to wszystko dla żartu?“
„O niech pan tak nie sądzi, — odpowiedział Pers. — Eryk potrzebował pieniędzy. Stojąc niejako poza społeczeństwem, nie był skrępowany żadnemi skrupułami i posługiwał się swą niezwykłą zręcznością i pomysłowością, jakiemi obdarzyła go natura, wynagradzając tak jego potworną brzydotę, — dla eksploatowania ludzi i to czasami w sposób godny podziwu. Jeżeli własnowolnie oddał pieniądze, to znaczy, że w danej chwili ich nie potrzebował! Zrzekł się swego małżeństwa z Krystyną Daaé i potem zrzekł się wszystkiego na ziemi“.
Według słów Persa, Eryk pochodził z małego miasteczka w okolicach Rouen. Był synem przedsiębiorcy budowlanego. Wcześnie opuścił dom rodzicielski, gdzie jego brzydota budziła niemal trwogę. Przez jakiś czas popisywał się na jarmarkach, gdzie impresarjo pokazywał go, jako „żywego trupa“. W ten sposób przewędrował niemal całą Europę. Ten okres egzystencji Eryka jest zresztą dość niejasny. Po pewnym czasie ukazuje się on na jarmarku w Niżnim Nowgorodzie, gdzie popisuje się z wielkiem powodzeniem. Śpiewał już wtedy cudownie wieloma głosami, występował jako brzuchomówca i pokazywał niezwykłe sztuki żonglerskie, o których ciągnące do Azji karawany opowiadały po powrocie do domów nadzwyczajne rzeczy. W ten sposób sława jego dotarła aż do pałacu w Mazanderanie, w którym mieszkała główna faworytka wielkiego szacha. W następstwie tego szef policji otrzymał polecenie sprowadzenia Eryka. Po pewnym czasie ten przybył do Persji, gdzie przez kilka miesięcy odgrywał niezmiernie ważną rolę. Dokonał tam wielu okropności, gdyż dobro i zło zdawało się dla niego nie istnieć i z całym spokojem współdziałał swoją djabelską pomysłowością w kilku głośnych morderstwach politycznych. Stał się przyjacielem samego szacha. Poznawszy jego niezwykłe zdolności architektoniczne, szach polecił mu zbudować pałac, z którego to polecenia Eryk wywiązał się w sposób tak pomysłowy, iż Jego Wysokość mógł się przechadzać po całym pałacu, pozostając niewidzialnym i znikać nagle, niewiadomo gdzie. Kiedy szach stał się panem podobnego skarbu, rozkazał na wzór jednego z carów rosyjskich, aby genjalnemu budowniczemu wyłupiono oczy. Pomyślał jednak iż nawet ślepy, Eryk mógłby zbudować dla innego władcy równie niesłychaną siedzibę i że, bądź co bądź, pozostając przy życiu mógł zdradzić tajemnice cudownego pałacu. Postanowiono więc uśmiercić Eryka, jak również wszystkich robotników, którzy pracowali pod jego rozkazami. Szef policji otrzymał polecenie wykonania tego ohydnego rozkazu! Eryk jednakże oddał mu poprzednio liczne przysługi i był jego przyjacielem. Ocalił więc Eryka, umożliwiając mu ucieczkę. Miał potem zapłacić głową za swoją szlachetność. Ponieważ jednak pochodził on z rodziny królewskiej, skończyło się tylko na wysiedleniu. Skarb perski przyznał mu niewielką rentę, dzięki której mógł spokojnie zamieszkać w Paryżu.
Eryk tymczasem udał się do Azji Mniejszej, a potem dostał się do Konstantynopola, gdzie wstąpił do służby sułtana. Jemu to zawdzięczać należy istnienie głośnych tajemnych schodów, przejść i kryjówek, które po ostatniej rewolucji tureckiej wykryto w Yildiz-kiosku.
Naturalnie musiał oppścić służbę u sułtana dla tych samych powodów, które zmusiły go do ucieczki z Persji. Za wiele wiedział. Wówczas znużony awanturniczem życiem, zapragnął żyć „jak inni ludzie“. Stał się przedsiębiorcą budowlanym. Zaangażowano go do udziału w pracach nad budową gmachu Opery. Kiedy zapoznał się z olbrzymiemi podziemiami teatru, natura jego wzięła górę. Zapragnął stworzyć sobie siedzibę nieznaną dla nikogo, w której mógłby ukrywać się przed spojrzeniem ludzi.
Reszta jest bądź wiadoma, bądź też łatwo ją odgadnąć. Biedny, nieszczęsny Eryk! Czy trzeba go żałować, czy też potępiać? Chciał on tylko stać się człowiekiem takim, jak wszyscy. Ale był zbyt ohydnym! Musiał ukrywać swój talent, lub posługiwać się nim dla robienia sztuczek, gdy ze zwykłą ludzką twarzą mógłby być jednym z wybitniejszych przedstawicieli ludzkości!...
Doprawdy, Upiór Opery godzien jest współczucia...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Leroux i tłumacza: anonimowy.