W krainach wiecznego lodu/4
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | W krainach wiecznego lodu |
Wydawca | M. Arct |
Data wyd. | 1907 |
Druk | M. Arct |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Julia Kietlińska-Rudzka |
Tytuł orygin. | V krajích věčného ledu |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Na krańcach kuli ziemskiej, w górzystych położeniach przy t. zw. linji śnieżnej znajdują się tedy kraje wiecznego lodu. Linja śnieżna jest w tym miejscu, gdzie para wodna tylko już w postaci śniegu opada na ziemię. Ten wysoki punkt w zachodnich Alpach dosięga 2700 m, we wschodnich 2800 m. W miarę zbliżania się ku równikowi, linja śnieżna wyżej się podnosi. (Na Kaukazie znajduje się ona poza 3570—4300 m., w Azji w Himalajach za 4940 do 5670 m., w Afryce 5000, w południowej zaś Ameryce 4500—5620 m). Im bliżej biegunów, czyli północnych stron naszej ziemi,
tym niżej opada ta linja śnieżna. W Islandji znajduje się na wysokości 936 m, na Szpicbergu 460 m., i tam już spotykamy krainy przez cały rok pokryte lodem, a lodowce sięgają aż do samych brzegów morza (rys. 15). Prócz takich lodowców, jakie bywają np. w Alpach, istnieje tam całkowite zalednienie t. zw. lód wewnętrzny. W Grenlandji np. znane są pola lodowe, obejmujące przestrzeń 30000 mil kwadratowych, skorupa zaś lodowa dochodzi do 1900 i 2000 m. grubości (rys. 14).
Gdzie tylko oko dosięże, nie dojrzysz nic więcej, jak tylko olbrzymie przestrzenie lodowe, śniegiem zasłane; to bezmierne pole oddzielone jest od morza wązkim pasmem ziemi, przysłoniętym również zwykłym śniegiem i cienkim lodem. Jeno gdzieniegdzie wychyla się «nunatak», jak zwą Eskimowie pojedyńcze odłamy skał, jedyne dowody, że pod tą masą śnieżną ukrywa się ziemia.
Posłuchajmy, co mówi Nordenskiöld o lodzie wewnętrznym, przez niego pilnie obserwowanym.
Pole lodowe poryte bywa jakby głębokiemi, bezdennemi szczelinami, między któremi zimowe burze rzucają kruche mosty ze śniegu. Zakrywają one tak doskonale całe przepaście, że można stać nad samym ich otworem, nie przypuszczając nawet, że się tam one znajdują. Ktoby nie przedsięwziął środków ostrożności, niezbędnych w podobnym wypadku t. j. nie połączył się za pomocą grubej liny ze swemi towarzyszami, puściwszy się przez ten śnieg puszysty, olśniewająco biały, miękki jak aksamit, lecz niepokryty najcieńszą nawet skorupą lodową — łatwoby przez jeden krok fałszywy znalazł śmierć w przepaściach. Kto zaś, zaopatrzywszy się we wszelkie środki bezpieczeństwa — wyprawi się przez one pola lodowe, z tym przekonaniem, że warstwa gładkiego, równego śniegu ułatwi dłuższą drogę — omyli się bardzo prędko. Dochodzi się bowiem do miejsc, gdzie lód poprzerywany jest wązkiemi korytami, po obu stronach których wznoszą się strome przepaście, dochodzące do 15 m. głębokości. Trudno się przez nie przedostać i trzeba przejść różne zakręty, by znaleźć się w tym punkcie, w którym głębiny napełnione są śniegiem, a tym samym możliwe do przejścia. W lecie, kiedy śnieg pokrywający lodową skorupę, roztaje — roztacza się przed nami jako grunt — lód brudny, niebieskawy, zaprószony szarym, gliniastym piaskiem. Piasek ów przynoszą tutaj z oddalonych wyżyn górskich silne wiatry. Szczegółowe badania wykazały, że w piasku tym znajdują się cząsteczki, pochodzące ze wszechświatowych przestrzeni, a obejmujące i ziarnka magnetycznego żelaza, jakie bywają w meteorach, czyli, że jest to piasek pochodzenia kosmicznego.
W tym piasku formuje się cieniutka warstwa roślin, najczęściej tak niepozornych, jak rzęsa.
I ta jednak mizerna roślinka odgrywa ważną bardzo rolę. Pomaga mianowicie słońcu w walce, jaką ono prowadzi z lodem przez całe lata i wieki, i przyczynia się do jego zwycięstwa. Ciemna glina i ciemne cząsteczki roślin pochłaniają ciepłe promienie słońca i zatrzymują je lepiej niż lód, tym więc przyczyniają się do szybszego tajenia lodu. Po roztopieniu się śniegu występuje mnóstwo nierówności, szczelin, które poprzednio pokryte były słabym mostem ze śniegu i przed oczyma podróżnych roztaczają się ze wszech stron czarne, bezdenne przepaście.
Na niektórych miejscach w lodzie widać drobne rozpadliny, z nich zaś wypływa niezliczona ilość strumieni, jakie po korytach lazurowego lodu płyną z taką obfitością wody, że tworzą się z nich istotne rzeki. Strumienie owe wpadają do jezior, leżących pośrodku dolin, w których spodnia warstwa wody najczęściej odpływa przez jaskinie lodowe. W innych znów miejscach spostrzegamy rzekę, co przebiła sobie otwór w pokryciu lodowym i znika w nim nagle z ogromnym hałasem i łoskotem. Niedaleko od tego punktu, z lodu wydostaje się słup wody, która, podobnie jak gorące gejzery w Islandji, wytryskuje wskutek potężnego prądu, w połączeniu z pęcherzykami powietrza. Wytryskuje ona w pewnych odstępach, a zawsze do znacznej wysokości. Nieraz słyszeć się daje grzmot, łoskot, jakby wystrzał armatni w środku masy lodowej. Wówczas to albo tworzy się nowa szczelina, albo oderwał się łom lodowca i wpadł do morza».
Im dalej się zapuszczamy w tych krainach, tym mniej spotykamy szczelin, i wydostajemy się na równą płaszczyznę, pokrytą wiecznym śniegiem. Jest on olśniewającej białości, tak, że nie chcąc narazić wzroku, nie można się nań patrzeć bez ciemnych okularów. Śnieg gromadzący się tutaj, wskutek ogromnego ciśnienia, przemienia się w lód, ciągle zaś przybywając, wypycha na bok spodnie warstwy lodu. Wypchnięty lód, napotkawszy na swej drodze odłamy skał, («nuntaki») rozbija się o nie na kry i wyszukuje sobie wolniejsze przejścia między górami i przez nie, ze znaczną szybkością (20 m. dziennie), wali się z hałasem, łamie, kruszy, i w postaci tysiąca odłamów kry wpada do morza (rys. 15).
Tak więc ze środka podbiegunowych krain przedostają się do morza kry lodowe, częściowo pochodzące z rozpadniętego lodu śródziemnego, częściowo z końców obsuwających się lodowców, jakie się w morzu rozpadają i tworzą potężne góry lodowe.
Mieszkańcy północy mówią, że lodowce przez to odłamywanie rozmnażają się; tym powiedzeniem chcą oni zaznaczyć, iż góry lodowe są ich odnogami. Góry lodowe wystają nad morzem niekiedy do 100 m, a ponieważ dziesiąta przeszło część ich wysokości zanurza się w wodzie, więc łatwo można sobie przedstawić, jak olbrzymiemi, być muszą te bałwany lodowe. Góry, mające objętości 16—28 miljonów metrów sześciennych nie należą bynajmniej do osobliwości, a znane są i góry o 27 miljonach metrów sześciennych.
Wspaniały, ale groźny zarazem przedstawia widok oderwanie się takiej ogromnej bryły od lodowca. Z przeraźliwym łoskotem rozpada się góra lodowa, a rozpryskujący się lód i wytryskująca woda sprawia wrażenie spadającej, ciemnej chmury. Odłamana góra zatacza w wodzie różne kręgi, by powrócić do równowagi, jednocześnie zaś ze wszystkich jej stron opadają śpiczaste końce, rozpryskując się przy upadku na niezliczoną ilość kawałów kry.
Nie mielibyśmy dokładnego wyobrażenia o morzu lodowym, przepełnionym płynącemi górami, pochodzenia śródziemnego, gdybyśmy sobie nie przypomnieli, iż morza, podobnie jak inne wody, zamarzają w zimie i posiadają swoją własną krę.
Lód morski tworzy rozległe pola lodowe. Nieraz trwa on tylko jedną zimę i potym, jak na rzekach, łamie się, trze i płynie w kierunku prądów morskich, co stanowi trudną do przezwyciężenia przeszkodę w żegludze. Często jednak lód morski istnieje dłużej; wówczas podlega rozmaitym przemianom. Lecz potym, skoro i on się łamie, — pola lodowe i kry posuwają się w kierunku odwrotnym, pękają i znów się łączą, formując nowe pokrycie lodowe, które w postaci olbrzymich torosów stają się zgubą dla odważnych podróżnych, wybierających się w strony biegunowe.
Góry podbiegunowe opuszczają swą ojczyznę północną i wędrują na południe do północno-zachodniej części morza Atlantyckiego. Okręty, płynące między Europą i Ameryką, spotykają nieraz owe góry. Od bieguna południowego przychodzą one nieraz aż do przylądka Dobrej Nadziei.
Jak już wyżej zaznaczyłem, lód przy tajeniu spotrzebowuje wielką ilość ciepła, więc góry lodowe, tając w cieplejszych morzach, ochładzają silnie powietrze.
Jeśli podczas naszego lata zawieje wiatr z owych stron, to wówczas temperatura u nas spada gwałtownie jak to miało miejsce 1882 r.
Góry lodowe unoszą z własnej ojczyzny znaczną ilość kamieni, a często i ogromne odłamy pobrzeżnych skał i pozostawiają je tam, gdzie same roztają.