Walka o miliony/Tom IV-ty/XXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Walka o miliony |
Podtytuł | Powieść w sześciu tomach |
Tom | IV-ty |
Część | druga |
Rozdział | XXIII |
Wydawca | Nakładem Księgarni H. Olawskiego |
Data wyd. | 1891 |
Druk | Jana Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Marchand de diamants |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Czy jednak Aniela zechce opuścić Paryż? — zapytał Verrière.
— Nazbyt poniżasz swą władzę ojcowską, stawiając podobne przypuszczenie — odrzekł Desvignes. Musi chcieć, skoro ty chcesz... Kiedyś mi powiedziałeś, iż posiadasz jakąś małą ziemską własność w Villiers-sur-Marne?
— W Maluone... pomiędzy Chennevieres i Villiers.
— Tam to potrzeba będzie zawieźć pannę Anielę. Czy dom znajduje się w takim stanie, byśmy zamieszkać w nim mogli?
— My? — powtórzył zdziwiony Verrière. — Mamyż więc mieszkać razem.
— Dla wielu nader ważnych przyczyn jest to koniecznem.
— Ależ to oderwie nas od naszych zajęć finansowych.
— Będziemy przyjeżdżali codziennie do Paryża. Cała różnica, iż wypadnie nam wstać nieco raniej. Zresztą będziesz mógł pozostać i dwa dni w Paryżu, gdy ci się podoba. Powtarzam, czy dom znajduje się w dobrym stanie?
— Wystarczy dzień jeden, aby go do porządku doprowadzić.
— To dobrze... Powiedz dziś-wieczorem pannie Anieli, iż chcesz z nią lato na wsi przepędzić.
— Nie byłożby roztropniej zapytać o zdanie doktora?
— Owszem... uczyń to, gdy zechcesz; bądź jednak pewnym, że doktór ten zamiar potwierdzi.
— Jakaż stacya drogi żelaznej prowadzi do Malnoue?
— Villiers nad Marną, kwandrans drogi pieszo, trzy minuty powozem. Mój dom, który można nazwać pałacem, stoi w zupełnem odosobnieniu pośród rozległego parku.
— A! doskonale nam będzie! Któż dozoruje tej twojej ziemskiej własności?
— Stróż, tamże zamieszkujący.
— Napisz więc do niego coprędzej, by zabrał się do uporządkowania. Wszak Malnoue jest położonem w departamencie Sekwany.
— Nie, w departamencie Sekwany i Marny, jak Chenevieres, Villiers Le Plessis-Tréville i Emerainville, znajdujące w sąsiedztwie.
Tu obaj wspólnicy, wsiadłszy do powozu, udali się na cbiad do pałacu przy bulwarze Haussmana i przyjechali tam równocześnie z przybyciem doktora.
Bankier podszedł ku lekarzowi.
— Mój drogi doktorze — rzekł, ściskając mu rękę — cieszę się z naszego spotkania, a to tem więcej, że chcę w pewnym przedmiocie zasięgnąć twej rady. Jak sądzisz, czy podczas pięknych dni lata pobyt na wsi dla mojej córki wpłynąłby zbawiennie na jej uzdrowienie?
— Niewątpliwie... Uzdrowienie na świeżem powietrzu szybko postępuje.
— W takim razie, gdy się zgadzają nasze pogody, zrób mi tę grzeczność i zaordynuj sam pobyt na wsi naszej ukochanej pacyentce.
— Chętnie to uczynię.
— Zostaniesz u nas na obiedzie...
— Lecz... — zaczął doktór.
— Proszę z całego serca, nie odmawiaj. Uczyniłbyś tem wiele przykrości. Podczas obiadu wygłosisz swój nakaz w ciągu rozmowy.
— Zgadzam się zatem... — rzekł lekarz.
Czytelnicy przypominają sobie, iż rano w tymże dniu siostra Marya miała zamiar prosić Verrièra, by pozwolił Anieli wyjechać na wieś w jej towarzystwie.
List Misticota zmienił jej poglądy zupełnie.
Mały sprzedawca medalików miał dalej prowadzić swoje poszukiwania. Codziennie więc mógł potrzebować rad zakonnicy, która wrazie wyjazdu Anieli musiałaby jej towarzyszyć, a tem samem i wydalić się z Paryża, co w jej projektach znaczną uczyniłoby różnicę.
Siostra Marya mówiła o tem wszystkiem pannie Verrière, która zaaprobowała zapatrywania zakonnicy, pokładając w niej ufność zupełną.
Wszedłszy do salonu, bankier z Arnoldem i doktorem znalazł tam obie kuzynki.
— No! ukochane me dziecię — zapytał dobrotliwie, ujmując ręce swej córki — jakże twe zdrowie?
— Lepiej... znacznie lepiej... prawie zupełnie już dobrze — odpowiedziała Aniela — a kochany nasz doktór przybywa właśnie na czasie, aby potwierdzić, co mówię.
— Tak... w samej rzeczy — rzekł lekarz. — Cera twarzy jest naturalną, wyraz łagodny i oczy blasku nabrały. Nieco jeszcze spokoju i ciszy, a uzdrowienie będzie zupełnem.
Desvignes zbliżył się do panny Verrière.
— Słowa doktora napełniają mnie niewysłowioną radością... — rzekł głosem wzruszonym.. — Ach! gdybyś pani wiedziała, w jak śmiertelnej pozostawałem trwodze przez te dni i noce bez końca... Gdybyś wiedziała, ile cierpiałem!... Nauka zatryumfowała nad chorobą, za co dzięki składam panu doktorowi, a jednocześnie mam obowiązek wynurzyć mą wdzięczność przezacnej pani kuzynce, temu prawdziwemu aniołowi dobra, która dnie i noce czuwała nad panią z niewysłowioną tkliwością. Ach! czemuż panie nie możecie obie czytać w mem sercu!... Zrozumiałybyście natenczas cały ogrom mojej radości, wraz z niedającą się wyrazić wdzięcznością!
Panna Verrière starała się pokonać i ukryć wstręt, jaki czuła do tego człowieka, sprawcy jej wszystkich cierpień.
— Chcę wierzyć słowom pańskim... — odpowiedziała, jestem wdzięczną za jego dla mnie współczucie.
Verrière, słysząc to, pomyślał:
— Poczyna się oswajać, jak widzę... — poczem rzekł głośno: — Kochany doktór przyjął moje zaproszenie... zostanie u nas na obiedzie.
— Wydam stosowne rozkazy... — odpowiedziała, powstając Aniela.
— Nie... nie! pozwól, że ja cię wyręczę... — zawołała żywo zakonnica. — Jesteś jeszcze słabą, pozostań, proszę.
I wyszła z salonu.
— Siostra Marya doskonale panią rozumie... — rzekł, śmiejąc się, doktór.
— Tak, panie... Zgadzamy się z sobą we wszystkiem do zadziwienia. Możnaby powiedzieć, iż posiadamy obie jedno serce i jedną duszę... — odparła panna Verrière. — Nie wiem, coby się zemną stało, gdyby mi przyszło kiedy rozłączyć się z moją kuzynką.
— Na szczęście, nikt o tem nie myśli... — zawołał bankier.
W chwili tej weszła zakonnica, a wkrótce służący oznajmił, że obiad na stole.
Doktór podał rękę Anieli i wszyscy przeszli do jadalni.
Dziewczę, mimo całego na zdrowiu polepszenia, nie odzyskało jeszcze apetytu, na co lekarz zwrócił uwagę.
— To chwilowe... — rzekła panna Verrière. — I apetyt z czasem powróci.
— Przywołamy go... nakażemy mu się stawić... — rzekł lekarz. — A jeśli pani pozwolisz, wydałbym polecenie, do którego jednak potrzebaby było ściśle się zastosować.
— Będę posłuszną...
— Zresztą ja czuwać nad tem jestem gotów... — rzekł Verrière, zgadując, ku czemu doktór zmierzał.
— Jakież to polecenie? — pytała Aniela.
— Nic tak strasznego... przeciwnie... chodzi o wyjazd pani z Paryża.
Obie kuzynki zamieniły z sobą szybkie spojrzenie, co nie uszło uwagi Arnolda.
— Opuścić Paryż... — powtórzyła panna Verrière.
— Tak, moja uprzejma pacyentko, i to jaknajśpieszniej... Potrzebujesz ruchu, powietrza, zieleni, słońca i kwiatów. Trzeba ci się wiele przechadzać, ale nie pośród kurzu miasta, lecz po leśnych ścieżynkach i polach, przechadzać się do znużenia, a wtedy, apetyt powróci. Oto mój program... Jest on nader skromnym, lecz żądam, ażeby został wykonanym. Gniewałbym się, gdyby ojciec pani jaknajrychlej w czyn go nie wprowadził.
— Nie będziesz potrzebował gniewać się, doktorze — rzekł bankier. — Twoje polecanie bezzwłocznie wykonanem zostanie. Jutro zrana zatelegrafuję do mającego nadzór nad moim domem w Malnoue; wyślę po południu służbę dla przygotowania apartamentów, a pojutrze tam się ulokujemy. Otóż, co mi się właśnie podoba, ponieważ codziennie wieczorem i w każdą niedzielę, będę mógł na wsi mieć wypoczynek, którego bardzo potrzebuję.
— W Malnoue będę siedziała samotnie, ponieważ ty, ojcze, całe dnie będziesz przepędzał w Paryżu... — odpowiedziało dziewczę z niechęcią.
— Jakto samotnie? — zawołał Verrière. — Nie sądzę, ażeby siostra Marya miała zamiar odstąpienia ciebie?
— Nie wiesz, mój ojcze, czy nasza kuzynka będzie mogła nam towarzyszyć... czy jej co w Paryżu nie zatrzyma?
— Cóżby ją mogło zatrzymać! nabożeństwa?... Ależ w Malnoue mamy kościół, śliczna droga do niego prowadzi. Zresztą Malnoue leży tak blisko Paryża, iż moja siostrzenica będzie mogła odbywać tę krótką podróż, ile razy się jej podoba.
— Będę wam towarzyszyła, mój wuju — pośpieszyła odpowiedzieć siostra Marya — za nic w świecie nie odstąpiłabym mojej kuzynki nieco jeszcze słabej.
— Brawo! — zawołał bankier: — pozostaje nam więc tylko wyjechać, co uczynimy pojutrze bez opóźnienia.
Aniela się uśmiechnęła. Myślała sobie:
— A! przynajmniej na jakiś czas pozbędę się widoku tego Arnolda Desvignes.
Arnold zaś odgadywał:
— Zakonnica niewątpliwie zobaczy się jutro z Misticotem i będzie z nim miała naradę: Trilby wszelako, przez Scotta powiadomiony, będzie się miał na baczności.
— Tak więc wszystko załatwonem zostało i przez czas obiadu nie mówiono już więcej o podróży.
O dziewiątej siostra Marya odprowadziła pannę Verrière do jej pokoju, ponieważ doktór nakazał, ażeby chora wcześnie udawała się na spoczynek.
— Ach! ta wizyta doktora była dla nas fatalną... — rzekła Aniela do swej kuzynki. — Przyśpiesza ona wyjazd, który właśnie opóźnić należało.
— Przedewszystkiem zdrowie... ukochane dziecię! — odpowiedziała siostra Marya.
— W jaki więc sposób będziesz się mogła widywać z tym młodym chłopcem, który tak wiernie nam służy?
— Będzie to mniej dogodnem, lecz da się zrobić w każdym razie. Zamiast w Paryżu, na wsi widywać się z nim będę.
— Uprzedzisz go więc o tem, co zaszło?
— Tak... w dniu jutrzejszym.
— Lecz jakież środki ostrożności przedsięweźmiesz w Malnoue, by nie zwrócić uwagi służących na porozumiewanie się z Misticotem.
— Nic jeszcze nie wiem... pomyślę nad tem... noc dobrą radę przynosi.