Walki w obronie granic/Pojedynek maszynisty kolejowego z samolotem niemieckim

<<< Dane tekstu >>>
Autor red. i wybór Alojzy Horak
Tytuł Walki w obronie granic
1 — 9 września
Podtytuł Kampania wrześniowa w oświetleniu niemieckim
Wydawca Wojsk. Biuro Prop. i Ośw.
Data wyd. 1941
Druk Thomas Nelson and Sons Ltd.
Miejsce wyd. Londyn
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
POJEDYNEK MASZYNISTY KOLEJOWEGO
Z SAMOLOTEM NIEMIECKIM.
Kesserling — »Unsere Flieger über Polen« — Str. 13-19.

1 września z jednego z lotnisk pod Olsztynem w Prusach Wschodnich startuje niemiecki samolot rozpoznawczy z zadaniem rozpoznania, co się dzieje na lotniskach i jak wygląda koncentracyjny ruch kolejowy w obszarze Brześć Litewski — Równe — Sarny — Bielsk Podlaski.
W locie nad Sarnami dogania go klucz polskich lotników PZL. 24. Radiotelegrafista odstrzeliwuje się ze swego karabinu maszynowego. Myśliwcy polscy wyglądają jak złowrogie bąki o napęczniałych kadłubach i krótkich skrzydłach. Jeden z nich jest już o 400 m. i strzela. Białe smugi jego amunicji ciągną się za nami, zdają się nas chwytać.
»Trupie palce!« — ryczy mi towarzysz w ucho. Twardy trzask, jakby metal uderzył o metal to pierwszy traf, po tym jeszcze jeden i jeszcze. Odłamki latają po maszynie. Radiotelegrafista jest lekko ranny. Jeszcze jeden traf tym razem w stery. Samolot nasz chowa się w chmury. Zawraca w nie parokrotnie, a po tym się wynurza. W tym momencie znów twardy, metaliczny stuk o kabinę. Jeden z myśliwców polskich utrzymał się nam na piętach i bierze nas, znowu pod ogień z odległości zaledwie 200 m. Lotem nurkowym samolot nasz rzuca się w chmury, a wynurzywszy się po pół godzinie nie widzi już myśliwca za sobą.
W drodze powrotnej, na przestrzeni Warszawa — Białystok, spostrzegamy pociąg towarowy. Nalatujemy lotem przyziemnym w kierunku lokomotywy i po oddaniu krótkiej serii z kotła lokomotywy tryska pionowo strumień pary. Lokomotywa zatrzymuje się. Zawracamy ostro, lecimy tak nisko, że szczyty drzew uginają się w pędzie powietrza, w kierunku trafionej lokomotywy. Jest to nieskończenie długi pociąg towarowy. Paru ludzi, hamulcowi, biegną jak szaleni przez pole w stronę pobliskiego lasu, tylko z przodu jeden stoi na miejscu. Widocznie maszynista, mały czarny drab i składa się z karabinu. Obserwator wali znowu serię w gruby połyskujący, brzuch kotła. Wtem szczęk tuż za mną. Odwracam się gwałtownie, pocisk karabinowy przebił siedzenie obserwatora i trafił w górze w pompkę benzynową.
Ten drab ma myśliwskie szczęście. Gdybym siedział na moim miejscu byłaby to prawdopodobnie moja ostatnia lewatywa. Jeszcze jeden wiraż, jeszcze jeden nalot. Doprawdy ten drab stoi tam dalej! W swoim niebieskim, zasmarowanym stroju montera, stoi przy lokomotywie i złożył się znów z karabinu.
Przez chwilę odczuwam coś jak głęboki szacunek przed tą twardą, gotową do czynu męską postacią, która nie zna lęku przed stokrotnie przeważającym przeciwnikiem. Jego lokomotywę diabli wzięli. Gdy samolot nasz winduje się do góry, stoi ona, wypuszczając z wielu dziur parę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Alojzy Horak.