[164]WASILEK.
(BALLADA.)
Poranne słońce na wioskę blask roni,
Do koła złoci się zboże,
I żółte fale pływają po błoni
Jak płyną fale przez morze.
Szczęśliwa wioska! szczęśliwe zagony!
Trzecia tu jesień s kolei
Najświéższe łąki, najbujniejsze plony
Wraca rolnikow nadziei.
Widzisz tę miedzę co zagon pszenicy
Zielonym przerzyna paskiem?
Daléj dwie kładki leżą na krynicy,
Za nią mogilnik pod laskiem?
Wiedz że tę miedzę, mogilnik i kładki
Wioska jak święte poważa,
S ponad krynicy dziewczęta rwą kwiatki
Na rownianki do ołtarza.
A kto obdarzył biednego pielgrzyma,
Siérotę przyjął w gospodę,
Wzięty s téj miedzy bławatek otrzyma,
Od całéj wioski w nadgrodę.
Bo trzecia jesień jak w ranną chwilę,
Przebiegłszy miedzy téj paskiem,
I po tych kładkach; na matki mogile
Płakał Wasilek pod laskiem.
„Niedobraś Mamo! dawniéj bywało
Chęć ma umiałaś zgadywać,
Dziś cię tak długo twe dziécie wołało,
Niechciałaś mu się odzywać.
[165]
Pukałem do drzwi twéj kamiennéj chatki,
Daremne łzy i wołanie.
Milczysz, a mnie tu tak sunutno bez matki,
A mnie już i łez niestanie!
Ciebie niestało, wszystkiego nie stawa,
Bo s tobą moje wesele;
Niosą mi strawę, do czegoż mi strawa,
Kiedy jéj s tobą nie dzielę.
Niosą mi cacki; na cóż mi te cacki,
Cóż w nich miłego zobaczę,
Ciebie niewidząc. Wziąłem stroj żebracki,
W żebrackim stroju tu płaczę.
Bo odzież jaką zobaczyłem w chacie
Wyniosłem, siadłem na progu;
Przyszli ubodzy. Weźcie, wszystko macie,
Polecajcie Mamę Bogu.
Biédni sąsiedzi weźcie nasze zboże,
Ah! mam kapotkę, wspomniałem,
A i to Mamy duszeczce pomoże,
Na mszę księdzowi oddałem.
Potém poszedłem do naszej obory:
Trzodko! do czegoż cię chować,
Odparłem wrota — bieżcie krówki w bory,
Niema was komu pilnować.
Ojcze mój matko! wy gdzieś obok siebie
Latacie skrzydłem motylka,
Ah! jak tam dobrze musi bydź w tém niebie,
Weźcie do siebie Wasilka.
Tak się żyć niechce. Ah! z życia przewłoką
Dla siéroty nędza sama,
Pan mój daleko, Pan Bóg mój wysoko,
Druga nie znajdzie się mama.
Smutno mi, smutno; wy twardo śpicie,
A ja wołam co chwilka:
[166]
„O! matko, ojcze, przytulcie swe dziécie,
Weźcie do siebie Wasilka!“
Klęka na grobie, rączki w górze trzyma,
I milczy i łzy nie biegą;
Tylko nieba pytał się oczyma
Czy wysłuchało prośb jego.
A przez to niebo, jak mgła przez jezioro
Białe się chmurki ciągnęły,
I w oddaleniu znikały nie skoro,
I nowe jak dym płynęły.
Lecz jedna chmurka samotna i blada
Nie płynie razem z innemi,
I coraz niżej na powietrzu siada
I coraz bliżéj do ziemi.
Ścichł wietrzyk, nieśmie blasku wód zatrzeć,
I liści ustało drżenie,
Zdaje się, na to umilkł świat, by patrzéć
Na osobliwsze zjawienie;
Oto na chmurze było dwóch gołąbków,
Białych jak księżyca promyk,
Skrzydełka miały s promienistych rąbków,
Nad nimi drżał siny płomyk.
Wzleciały, siadły na dziecka ramieniu,
Woń milszą wytchnęły kwiaty,
Słyszał Wasilek w gołąbków gorleniu
Głos swojéj mamy i taty.
„Wasilku! cnotę Bóg hojnie zapłaci;
Patrz, nie poznasz ojca, mamy,
Taki blask bije z ich nowych postaci,
Kłopotów ziemskich nie znamy.
Nad dolę naszę niema szczęśliwszéj,
Dom nasz na niebios błękicie.
Czém u was chwila roskoszy najżywszéj,
Tém u nas całe jest życie.
[167]
Jak my dopiéro zmienisz się w gołąbka,
I będziesz raju ozdobą,
Z róży na róże, od dąbku do dąbka
Lećmy s sobą, zawsze s sobą!“
Jakoż się w chwili ziścił wyrok boski,
Wasilek ginął i ginął;
Z główki tak małéj jako orzech włoski
Różowy dziobek wypłynął.
Gdzie dwoje oczu, błysły dwa światełka,
Piersi usrébrzył puch biały.
Z ramion promienne strzeliły skrzydełka,
I trzy gołąbki wzleciały.
Widzi to pastérz z bliskiego ugoru,
I z oznajmieniem wnet bieży;
Na ten cud zeszli ze wsi ze dworu,
Znaleźli resztki odzieży.
A gdzie kolanem wcisnął grób głęboko,
Wyrosł (dotychczas nieznany)
Kwiatek błękitny jak u Egli oko,
Podwójnie u nas nazwany.
My go bławatkiem, gmin wasilkiem zowie,
My dla barwy, gmin s powieści,
Chętnie on w wiejskiéj zakwita dąbrowie,
I wieśniaczek oczy pieści.
Starce, dziewczęta i prostszy gmin ludu
Wierzą w powieść pastérzową,
Kto sercem ślepém niewidział w tém cudu,
Wznosił ramiona, trząsł głową.
To jednak pewno, że od tego czasu,
Wsi tej nie rzuca stan błogi;
Zawsze tam zboża podobne do lasu,
I na łąkach jak mur stogi.
Krzywice r. 1823.
|