Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/383

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880
Pochodzenie Gazeta Polska 1880, nr 252
Publicystyka Tom V
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 11 listopada 1880
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1880
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


383.

Szkice historyczne dra L. Kubali. Seria II. O pierwszej pomieściliśmy w swoim czasie dość obszerne sprawozdanie. Druga jest poniekąd dalszym ciągiem, zawiera bowiem następne wypadki z czasów Jana Kazimierza. Poczyna się od procesu Radziejowskiego, o którym także pisał i Szajnocha. Kubala zgadza się ze swym poprzednikiem co do charakteru p. podkanclerzego. Była to jedna z najnikczemniejszych osobistości, jakie wydał wiek XVII. Potomek zwyczajnego domu szlacheckiego, który nie zasługą, nie na polach bitew, ale gardłem, i czapką wyrósł na dom magnacki, prowadził p. podkanclerzy dalej tradycję dworactwa i intryg. Był człowiekiem zdolnym, ogładzonym, wielkie podwoje miał już otwarte, więc szło mu łatwo. Łącząc się związkami małżeńskiemi z pierwszemi domami Rzeczypospolitej, umacniał swe stanowisko w rzędzie optymatów. Swoją drogą, był złym mężem, samowolnym, tyrańskim, rozpustnym i zamęczał swe żony. Nie przeszkadzało mu to jednak w pozyskiwaniu coraz silniejszego stanowiska na dworze. Został po Ossolińskim podkanclerzym koronnym; brał udział we wszystkiem, cieszył się zaś szczególnemi łaskami króla a zwłaszcza królowej, która prawie obejść się bez niego nie mogła. Ożenił się wkrótce ze Słuszkówną, wdową Kazanowską, najbogatszą kobietą w całej Rzeczypospolitej, i zyskał ogromny majątek. Ale odtąd właśnie poczęła się dla niego epoka niepowodzeń. Pani Kazanowska nie była, jak poprzednie jego żony, istotą bierną, gotową znosić wszystko. Poznawszy bliżej męża, nauczyła się nim pogardzać i zaczęła żyć osobno. Szajnocha broni ją przeciw wszystkim zarzutom, jakie czynili współcześni, z taką dobrą wiarą i przekonaniem, że Kubala mówi o nim, iż Bogu tylko wiadomo, kto więcej wiedział o pani podkanclerzynie, czy Szajnocha, czy jej mąż. Według Kubali faktem jest, że postać samej pani i jej stosunek do króla osłonięty jest dotychczas niezgłębioną tajemnicą, wobec której nie można niczego dowieść podkanclerzynie, ale można ją posądzać. Jakoż jest pewną rzeczą, że posądzał ją mąż, a nawet i królowa. Z drugiej strony pogarda jej dla Radziejowskiego jest zupełnie wytłumaczoną. Charakter tego intryganta, wichrzyciela a zarazem dworaka wychodził coraz bardziej na światło. Listy jego przejęte pod Sokalem pozbawiły go łaski królewskiej. Ale prawdziwie haniebną okazała się jego działalność dopiero po zwycięstwie beresteckiem. Był on jednym z głównych motorów oporu szlacheckiego i jednym z głównych sprawców, że wojna nie była dalej prowadzoną, a zwycięstwo nie zostało wyzyskane, gdyż pospolite ruszenie wróciło do domów. Tak więc Radziejowski, działając na złość królowi, działał jednocześnie na zgubę Rzeczypospolitej. Uszło mu to jednak bezkarnie i dopiero napad, wykonany pod bokiem królewskim na pałac swej żony, ściągnął na niego burzę. Sądem marszałkowskim skazany na utratę czci, majątku i gardła, starał się zmienić ten wyrok z pomocą trybunału piotrkowskiego. Sprawa przewlekła się aż na sejm z r. 1652, ów sławny sejm zerwany przez Sicińskiego, posła upickiego. Kubala poświęca jego przebiegowi szkic osobny. Radziejowski nie wygrał na nim sprawy choćby i dlatego, że sejm nie doszedł, schronił się więc na Szląsk.
Niezmiernie ciekawy i wprost sprzeczny z utartemi pojęciami jest pogląd Kubali na liberum veto. Liberum veto była to forma prawna, którą należało zachować, gdy znaczna część posłów życzyła sobie zerwania sejmu; mniemanie jednak, jakoby veto pojedyńczego posła było dostatecznem do zerwania, jest według Kubali stanowczo błędnem. Gdy zaś pewna część delegowanych życzy sobie spełznięcia obrad, nie ma według autora takiego sejmu na świecie, którego by nie można zerwać, jeśli cnota obywatelska i groza patriotycznej zdrowej opinii publicznej nie staje temu na przeszkodzie.
Veto też Sicińskiego i samo zerwanie sejmu nie było, jak twierdzi Kubala, wypadkiem, który się zdarzył po raz pierwszy. Zrywano sejmy od r. 1536 — i od tego czasu aż do rozbiorów przeszło 70 sejmów nie doszło. Z początku jednak, dopóki obywatelska cnota i patriotyzm przeważały nad fakcjami, zdarzało się to rzadziej i w wyjątkowych okolicznościach, później zaś nastały takie czasy, że starzy ludzie nie pamiętali wcale doszłych sejmów. Zerwanie tego, który się odbywał w r. 1652, miało nawet jedną dobrą stronę, a mianowicie, że wszyscy posłowie mieli według instrukcyj domagać się redukcji wojska do 20,000, a ponieważ sejm nie doszedł, pozostała i nadal obowiązująca taka liczba, jaka uchwalona została przed wyprawą berestecką. Było to potrzebne wobec coraz wzrastającej potęgi Chmielnickiego, który w tym czasie swatał syna Tymosza z hospodarówną wołoską. Starania te obejmują trzeci z kolei szkic, zatytułowany: Krwawe swaty. Spotyka się w nim znowu Kubala z Szajnochą, który w szkicu pt. Domna Rozanda opowiada też same wypadki. Ojciec Domny Rozandy, Lupul, hospodar wołoski, najbogatszy książe swego czasu ze wszystkich władców europejskich, był wielkim Rzeczypospolitej przyjacielem, przy niepewności bowiem życia i godności, w jakiej żyli zależni od Porty hospodarowie, spodziewał się na wszelki wypadek znaleźć w Rzeczypospolitej pewne schronienie i bezpieczeństwo. Tym celem starał się o indygenat polski, starszą córkę, Maryję Helenę, wydał za Janusza Radziwiłła, a o młodszą sunęli w konkury panowie: D. Wiśniowiecki i Piotr Potocki, a wedle Szajnochy i stary hetman Kalinowski, wówczas właśnie, gdy wybrał się po nią Tymosz Chmielniczuk.
Swatów, którym towarzyszyło kilkadziesiąt tysięcy kozactwa, trudno było odmówić, robił jednak hospodar, co mógł. Czas jakiś trzyma Rozandę w Konstantynopolu — potem udawał się o pomoc do króla, a wreszcie do „paniąt“ polskich. — Panięta okazały się w daniu pomocy najpochopniejsi. Młodzi kawalerowie ze znacznych domów chętnie rwali się na ratunek książęcej dziewicy, o której urodzie cuda prawiono. Wszystko to ciągnęło pod Batoh, gdzie i stary Kalinowski położył się na drodze Tymkowi. Sprawa, jak wiadomo, skończyła się straszną katastrofą pod Batohem, w której sam hetman i kawalerowie, jak przystało na szlachciców, do nogi wyginęli, a „krwawe swaty“ kozackie poszły na Wołoszczyznę.
Następny szkic, zatytułowany Czarna śmierć, jest jakoby luźnem opowiadaniem o klęskach elementarnych wśród przebiegu wypadków politycznych. Autor opisuje morową zarazę, która srożąc się często nad Rzecząpospolitą, doszła do swego zenitu w r. 1652. Obraz to istotnie straszliwy, tem bardziej, że kreślony z prawdą, prostotą i tym znakomitym talentem opowiadania, jaki Kubali nie opuszcza nigdy. Klęska ta miała wedle niego opłakane skutki pod każdym względem, ona to bowiem sprowadziła nie tylko wyludnienie, ale apatię, zwątpienie, lenistwo, rozprzężenie stosunków społecznych, a więc niemoc umysłową i moralną, które tak złowrogo odbiły się w dalszej działalności narodu.
Następny rok, 1653, pozwolił odetchnąć lżej, bo zaraza przeszła, ale przyniósł natomiast wojnę wołoską, w którą wmieszani byli, prócz Lupula, Tymoszka, już zięcia Lupulowego, Bassaraby mołdawskiego, także i Rakoczy, cesarz Ferdynand i Rzeczpospolita. Czasy to i wypadki nadzwyczaj zawikłane. Nienawiść dwóch hospodarów prowadzi ich do walki ze sobą, w której kto chce macza ręce. W bitwie pod Jałonicą Bassaraba bije Lupula i Tymoszka, obie zaś strony ubiegają się o pomoc Rzeczypospolitej. Ale ponieważ sprawa Lupulowa była już jednocześnie sprawą starego „Chmiela“ i Tymosza czyli kozacką, król więc przechyla się na stronę przeciwną. W tych ustawicznych zatargach, walkach, klęskach i zwycięstwach wyczerpują się wszyscy. Chmielnicki, nie czując się już na siłach sprostania Rzeczypospolitej, szuka pomocy Moskwy. Ale układy idą tępo, a osłabiają powagę Chmielnickiego. Tymczasem Tymosz, oblężony przez Polaków i Rakoczczyków w Suczawie, ginie. Kozactwo szemrze przeciw staremu wodzowi, że dla swych celów ich używa. Rozstrój wkrada się wszędzie. Po spełźnięciu układów z Moskwą, Chmielnicki raz jeszcze probuje podjąć wielką burzę na współkę z Tatarami, ale układy między królem a chanem zawarte pod Żwańcem stają temu na przeszkodzie. Z układów korzystają tylko Tatarzy, jedynym zaś rezultatem dotychczasowych kozacko-polskich wojen jest straszliwe wyczerpanie sił, wyludnienie całych miast, wsi i powiatów, oraz zupełne zniszczenie ziem rusińskich, które w znacznej części w głuchą się teraz zmieniły pustynię.
Ostatnim szkicem w książce Kubali jest Mieszczanin polski. Obraz ten pracy wytrwałej i spokojnej a uczciwej wśród ogólnej burzy ówczesnej nadzwyczaj miłe sprawia wrażenie. Niemało tu także materiału obyczajowego, który doskonale mógłby posłużyć powieściopisarzowi historycznemu. Ale przychodzi nam na myśl, że już służył, albowiem Kubala, nie przestając ze względu na studia i naukę być historykiem w poważniejszem znaczeniu, — z uwagi na dar opowiadania, na obrazowość i interes, jaki szkice jego budzą, jest zarazem i powieściopisarzem historycznym.
W słowach tych leży niemała pochwała, tytułu bowiem historyka i powieściopisarza zarazem, od śmierci Szajnochy nie było komu aż dotąd przyznać.









Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.