Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1881/19
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1881 |
Pochodzenie | Gazeta Polska 1881, nr 127 Publicystyka Tom V |
Wydawca | Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff |
Data powstania | 10 czerwca 1881 |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Zakład Narodowy im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór artykułów z rocznika 1881 |
Indeks stron |
Julian Klaczko. Wieczory florenckie (Causeries Florentines). Z upoważnienia autora tłumaczył St. Tarnowski (Revue de Deux Mondes 1880). Tłumacz w przedmowie do tego znakomitego studium oświadcza, że prace z zakresu literatury powszechnej lub sztuki należą do najrzadszych zjawisk literackich. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest, iż nasza własna literatura jest jeszcze nie dość uprawnem polem, któremu też musimy poświęcać największą część sił i pracy. Z drugiej strony jednak nic tak nie dowodzi naszego związku z oświatą powszechną, jak rzeczy pisane przez Polaków, a treścią swoją cały świat obchodzące. Do takich właśnie prac należy studium Klaczki o Dancie i Michale Aniole. Tarnowski zalicza je do prawdziwie świetnych zjawisk w zakresie krytyki i twierdzi, że po przeczytaniu całego dialogu oświecony czytelnik musi powiedzieć tak, jak jedna z osób do dialogu wchodzących: „Ta rozprawa wyjaśniła dantejską zagadkę; a to, co w niej odnosi się do Michała Anioła, otworzyło przede mną nowe i nieznane widoki“. Sama forma dialogowa rozprawy jest pomysłem nader trafnym, wskrzeszającym zapomniany już cokolwiek sposób pisania a uprzystępniającym wielce zrozumienie zawiłych pytań. W willi hrabiny Albani pod Florencją zbiera się doborowe kółko gości, które pod przewodnictwem uroczej i niepospolicie inteligentnej pani domu zajmuje się co wieczór rozstrzyganiem kwestyj z zakresu literatury i sztuki. Do gości należy b. konserwator jednego z wielkich muzeów papieskich, którego wedle godności i orderu nazywa autor komandorem, Florentczyk Marchese Arrigo, książe Canterani i czterech cudzoziemców: członek akademii, Francuz, młody dyplomata, opat Dom Felipe, i Polak, którego zebrani goście nazywają po prostu Bolskim. Pewnego razu hrabina pyta zebranych, który z jej gości potrafiłby jej wytłumaczyć tragedię Dantego, i stąd wywijają się rozprawy, trwające kilka wieczorów, o Dantem i Michale Aniole. W rozprawach tych stawiane jest i roztrząsane porównawczo pytanie, dlaczego z pojęciem Danta łączy się jakoś zawsze pojęcie niezmierzonej boleści i smętnego przeznaczenia. Losy poetów innych były smutniejsze od jego losów; wygnanie, na które był skazany, stanowiło wówczas fakt powszedni, dlaczegóż z jego przede wszystkiem imieniem łączy się smutek i wspomnienie losów ponurych? Roztrząsając tę kwestię uczeni goście hrabiny wnikają w ducha Dantego, w jego nastrój, malują nam jego umysł i serce na tle stosunków ówczesnych, zastanawiają się głęboko nad Boską komedią i nad Vita Nuova, czytelnik zaś ani spostrzega, jak dalece wyczerpująco poznaje autora i dzieło i jak dalece „rozprawa wyjaśnia dantejską zagadkę“. Co do Michała Anioła, to, co autor mówi o nim samym i o jego ujemnym wpływie na rzeźbę jak i na malarstwo — otwiera istotnie „nowe a nieznane widoki“. Są tam pojęcia oryginalne i dotychczas zupełnie nieznane. Dwa pokrewne duchy wychodzą oświecone nowem światłem. Tragedia Michała Anioła leży w jego tytanicznej naturze. Tworzy on bez przeszłości i bez przyszłości, bo, wedle twierdzeń uczonych gości, ma na nią wpłynąć ujemnie. Czując to, cierpi. Odrzucając wszystkich, widzi się samotnym. — Tragedia Danta nie leży, jak powszechnie mniemają, ani w nieszczęściach zwykłych poetów w ogóle, ani w jego nieszczęsnej miłości do Beatryczy. Obecny między gośćmi hrabiny Polak zapatruje się wielce sceptycznie na uczucia włoskich poetów w ogólności, a Danta i Petrarki po szczególe. Widzi on w tych uczuciach sztuczność, symbolikę i naciąganie, a brak prostoty, prawdy i naturalności. Z jego dowodzeń wypada, że ani Dante nie kochał swej Beatryczy, ani Petrarka Laury, wspomnienia zaś obydwóch kobiet posłużyły obydwom tylko jako oś, około której obracała się pewna część ich działalności literackiej. Ale ogień ich uczuć był tak sztuczny, jak i forma, w której je wypowiadali. Ten zarzut prowadzi innych gości do wyjaśnień i uczuć i formy. Kwoli tym wyjaśnieniom następują rozprawy o trubadurach poezji prowansalskiej, poglądach na miłość i wierność właściwych owej epoce i krajowi. Dante i Petrarka wychodzą obronną ręką. Czuli oni prawdziwie, później zaś żyli wspomnieniem, na czem sztuka, która ma właściwe sobie prawa perspektywy, wyłączające bezpośredniość wrażeń, wyszła najlepiej. Obronę tę do pewnego tylko jednak stopnia czytelnik może uwzględnić. — Zresztą, jest ona małem tylko odstąpieniem od pytania, co stanowi tragedię Dantego. Pokazuje się z niej jednak, że nie miłość. Zatem co? Czy to pojęcie bezmiernej boleści, związanej z jego imieniem, powstało stąd, że Dante opisywał piekło? Nie — bo opisywał prawie zarówno czyściec i niebo, w opisach tych zaś jest spokojnym, harmonijnym i słodkim. W czemże leży jego brzemie i cały smutek jego życia? Odpowiedź czytelnik znajduje dopiero w końcu rozprawy. Dante był wielkim konserwatystą, większym niż ktokolwiek inny ze spółczesnych. Pragnął jedynego państwa, tak jak jedynego Kościoła. Żyjąc w czasach rozprzężenia i stopniowej zaguby średniowiecznych ideałów państwowych i kościelnych, całą duszą wyrywał się ku owym ideałom, a jednocześnie on więcej niż kto inny otwierał czasy nowsze i przykładał topór do starego pnia. Dusza jego — mówiąc inaczej — była konserwatywną, działalność rewolucyjną. W tym tragicznym rozstroju leży źródło tej boleści, z jaką zrosło się jego imie. Ale pytanie to i odpowiedź nie jest ani główną treścią, ani głównem zadaniem książki. Posłużyło ono autorowi na to, by, jak wspominaliśmy, nakreślić nam całego Danta i pokrewnego mu duchem Michała Anioła, by wytłumaczyć nam ich geniusz i dzieła, rysy wspólne geniuszu i różnice. Jakoż przyjdzie nam zgodzić się z tłumaczem, że nigdy jeszcze w kwestiach literatury zagranicznej lub sztuki nie było napisanem przez Polaka nic, co by wagą swoją, głębokością nauki, przenikliwością myśli, wykwintnością krytycznego i artystycznego smaku, a werszcie układu, — doskonałą proporcją i stylu świetnością choćby z daleka bardzo przybliżało się do tych Florenckich wieczorów.
Tej bogatej treści odpowiada język przekładu, który pod względem jasności w wypowiadaniu myśli i pod względem toku i ścisłości jest wprost bez zarzutu.