Wicehrabia de Bragelonne/Tom III/Rozdział XXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wicehrabia de Bragelonne |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Literacka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Vicomte de Bragelonne |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cały tekst |
Indeks stron |
Wszyscy jedli kolacje w zamku, a po kolacji zajęli się przebraniem. O ósmej wieczorem zaczęto przybywać do księżnej.
Po uderzeniu godziny ósmej, weszła Jej Królewska Wysokość do wielkiego salonu z damami honorowemi i zastała wielu dworzan, czekających na nią od dziesięciu minut. Ale prawie w tej samej chwili, gdy kończyła przegląd, zapowiedziano księcia. Wszedł on w towarzystwie hrabiego de Guiche.
Pan de Guiche był dzisiaj tak przystojny, iż każdy zwracał nań uwagę — wyróżniały go pewna interesująca bladość, omdlenie w oczach, białość rąk, wychylających się z pod koronek i melancholijne usta.
Księżna patrzyła nań obojętnie, ale, jakkolwiek obojętne było jej spojrzenie, miły rumieniec wywołało na jej czoło. Księżna widziała hrabiego de Guiche tak pięknego i wytwornego, że gotowa była pocieszyć się nim po zdobyczy królewskiej, jaka się jej z rąk wymykała.
Książę, przybierając minę poważną, zbliżył się do żony.
— Księżno — rzekł, całując jej rękę — jest pewien nieszczęśliwy wygnaniec, którego poważam się polecić twoim względom. Pomnij, proszę cię, że jest to jeden z moich najlepszych przyjaciół i że sposób, w jaki go przyjmiesz, mocno mię obchodzi.
— Jaki wygnaniec?... — zapytała księżna, spoglądając wokoło siebie i nie zatrzymując oka na hrabi.
Była to chwila dla zbliżenia się protegowanego. Książę uchylił się i pozwolił przejść hrabiemu, który z pokorną miną zbliżył się do księżny i składał jej uszanowanie.
— Alboż to — rzekła księżna, jakby doznawała najwyższego zdziwienia — alboż to hrabia de Guiche jest wygnańcem?
— Tak, proszę więc, przebacz temu biednemu chłopcu.
— Jemu przebaczyć?... a cóż ja mam do przebaczenia panu de Guiche?
— Tłumacz się, hrabio de Guiche, jeżeli chcesz, ażeby ci przebaczono...
— Niestety!... Jej książęcą mość wie o tem dobrze — odpowiedział hrabia obłudnie.
— Księżno, bądź łaskawa podać mu rękę — rzekł Filip.
— Jeżeli księciu sprawia to przyjemność...
I z trudnem do opisania poruszeniem oczu i ramion, podała księżna młodzieńcowi piękną rękę do ucałowania.
Łatwo się domyśleć, że długo usta trzymał na ręce i że księżna jej nie cofała.
Położenie było godne uwagi i wiele osób zauważyło je. W tej chwili zapowiedziano przybycie króla.
Księżna, jako gospodyni domu, powstała, aby przyjąć królewskiego gościa. Jakkolwiek musiała być nim zajęta, rzuciła spojrzenie, które uprzedzony Guiche wziął do siebie, a które spoczęło pannie de La Valliere, na której twarzy widzieć się dawał silny rumieniec i niepokój wzruszenia. Wszystkie czoła pochyliły się przed Jego Królewską Mością; kobiety skłaniały głowy, jak pyszne i wyniosłe lilje przed akwilonem. Król tego wieczora nie miał w sobie nic posępnego, można nawet powiedzieć, nic monarszego. Pewien rodzaj wesołej radości i dobre usposobienie ożywiły wszystkie umysły.
Król powitał księżnę i zaczął pytać Filipa o kąpiel; opowiadał, spoglądając na damy, że poeci zamierzali wierszem opisać miłe zabawy w kąpieli w Valvins i że mianowicie jeden z nich, pan Loret, widocznie otrzymał zwierzenia od jednej z nimf wodnych, albowiem wiele było prawdy w jego rymach. Niejedna dama zarumieniła się. Król korzystał z tej chwili, aby spojrzeć naokoło. Montalais nie tak znów bardzo się zapłoniła, aby nie zważać na króla, widziała więc, jak pożera on wzrokiem pannę de La Valliere. Ta śmiała dama honorowa, którą nazywano Montalais, zmusiła króla do spuszczenia oczu i uchroniła Ludwikę de La Valliere od sympatycznego ognia, który wypływał ze spojrzenia królewskiego.
Króla natomiast zajęła księżna i obsypała pytaniami, nikt zaś na świecie nie umiał lepiej od niej zapytywać. Król pragnął rozmowę uczynić powszechną i dlatego podwoił zwykła grzeczność i dowcip. Księżna chciała komplementów i zamierzyła je jakimbądź okupem wydostać od króla.
— Najjaśniejszy Panie — rzekła. — Ty, który wiesz wszystko, co się dzieje w Jego państwie, musisz znać najprzód wiersze, opowiadane panu Loret przez nimfę. Czy nie zechce Wasza Królewska Mość nam ich udzielić?
— Pani — odparł król z największą grzecznością — nie śmiem... to pewna, że pani sama nie mogłabyś słyszeć wszystkich szczegółów. Ale pan de Saint-Agnan cudownie opowiada i doskonale pamięta wiersze, jeżeli zaś nie pamięta, to improwizuje. Zaręczam pani, doskonały z niego poeta.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł Saint-Agnan — Wasza Królewska Mość przebaczy mi zapewne, że niebardzo pamiętam wiersze, podyktowane panu Loret przez Nimfę; lecz skoro król mało pamięta, czegóż ode minie wymagać?...
Księżna dosyć mile przyjęła tę przemowę dworaka.
— A!... księżna pani — dodał Saint-Agnan — dzisiaj nie chodzi o to, co mówią nimfy wodne. Mogę zapewnić, że nic interesującego nie dzieje się w królestwie wodnem. Na ziemi jednak wielkie zdarzają się wypadki. Na ziemi to są opowiadania zajmujące...
— Dobrze — odrzekła księżna — cóż więc dzieje się na ziemi?...
— O to trzeba zapytać drjady — odparł hrabia. Drjady zamieszkują w lasach, jak Wasza książęca mość wie o tem.
— Wiem nawet, że z natury są gadatliwe, panie de Saint-Agnan.
— Prawda, Wasza książęca mość, ale kiedy piękne opowiadają rzeczy, byłoby niesprawiedliwem obwiniać je o gadatliwość.
— Piękne opowiadają rzeczy?... — zapytała księżna. — Panie de Saint-Agnan, podniecasz moja ciekawość, i gdybym była królem, rozkazałabym ci natychmiast opowiedzieć, co mówią drjady, albowiem zdaje się, że tylko ty rozumiesz ich język.
— W tym względzie, Wasza książęca mość, jestem na jej rozkazy — żywo odpowiedział hrabia.
— Zacznij pan swe opowiadanie — rozkazała księżna.