Wicehrabia de Bragelonne/Tom V/Rozdział XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wicehrabia de Bragelonne
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Vicomte de Bragelonne
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XV.
GDZIE PORTHOS SĄDZI, ŻE JEST W POGONI ZA TYTUŁEM KSIĄŻĘCYM.

Aramis i Porthos, korzystając z czasu, udzielonego im przez Fouqueta, szybkością jazdy zaszczyt czynili kawalerji francuskiej.
Aramis postanowił wstąpić do Athosa, aby się z nim naradzić. Około dziewiątej wieczorem wysiedli przed bramą małego zameczku.
Tam to odnajdziemy Athosa i Raula, których, z chwilą odkrycia niewierności La Valliery, straciliśmy z oczu. Bolesna rana Raula, jego beznadziejne cierpienia, zbliżyły ku niemu ojca, a Bogu jednemu wiadomo, jak słodkiemi były pociechy, płynące z wymownych ust i szlachetnego serca Athosa. Rana ta jednak nie zabliźniała się wcale, lecz skutkiem rozmów z synem, zestawienia swojego życia z życiem młodziana, udało się Athosowi przekonać go po części, że boleść, spowodowana pierwszą niewiernością, potrzebna jest każdemu człowiekowi, i kto kocha zaznać jej musi. Bywało, że nieraz słuchał go Raul, lecz nie pojmował. W sercu, dotkniętem miłością, nic nie jest w stanie zastąpić wspomnienia ukochanego przedmiotu. Wtedy Raul odpowiadał ojcu:
— Panie, prawdą jest wszystko to, co mi mówisz; wierzę, iż nikt sercem tyle, co ty nie cierpiał; lecz nadto rozumnym jesteś, zbyt wytrawnym w nieszczęściu, aby nie wybaczyć słabości żołnierzowi, który po raz pierwszy tak cierpi. Płacę haracz, którego po dwakroć płacić nie będę; pozwól mi tonąć w boleści, niechaj w niej siebie zapomnę, niech rozum mój w niej utopię. Ludwika upadła! Ludwika nikczemna! A! panie, to okrutniejszem jest dla mnie, niż Raul opuszczony, Raul nieszczęśliwy.
Wtedy Athos używał trucizny jako lekarstwa. Brał stronę Ludwiki i przewrotność jej usprawiedliwiał miłością.
— Kobieta, która oddałaby się królowi dlatego, że jest królem — mówił on — zasługiwałaby na nazwę nikczemnej; lecz ona kocha Ludwika. Oboje młodzi, zapomnieli, on o swem stanowisku, ona o swoich przysięgach. Miłość rozgrzesza, Raulu. Oni kochają się szczerze.
Athos nie chciał aby obrażony kochanek zapomniał o czci, należnej królowi. A kiedy Bragelonne, rozgorączkowany, rozszalały, ponury, z obrazą mówił o słowach królewskich, o wierze zwodniczej, jaką szaleńcy pokładają w przyrzeczeniach, spływających z tronu, kiedy myślą przeskakując dwieście lat jął przeprowadzać, że przyjdzie czas innych pojęć, Athos mówił mu głosem jasnym i przekonywującym:
— Masz rację, Raulu, stanie się kiedyś, jak mówisz, bo i gwiazdy blask swój tracą, gdy czas ich się wypełni. Lecz nas już wtedy nie będzie, Raulu; a zapamiętaj to, co mówię: Na tym świecie potrzeba, aby wszyscy mężczyźni, kobiety i królowie, żyli w teraźniejszości; w przyszłości żyć powinniśmy tylko dla Boga.
Taka była rozmowa Athosa z Raulem, przechadzających się w długiej alei lipowej, gdy nagle zadźwięczał dzwonek, wzywający zwykle hrabiego na posiłek, lub oznajmiający wizytę.
Machinalnie, żadnej nie przywiązując do tego wagi, zawrócił wraz z synem z drogi, a wtem przy końcu alei spotkali się oko w oko z Porthosem i Aramisem.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.