Wicehrabia de Bragelonne/Tom V/Rozdział XIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wicehrabia de Bragelonne
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Vicomte de Bragelonne
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XIV.
SAMOZWANIEC.

W Vaux tymczasem rządy samozwańcze śmiało się rozwijały. Filip wydał rozkaz urządzenia wielkiego przyjęcia porannego dla tych, co gotowi już byli złożyć hołd swój królowi. Zdecydował się na nie, pomimo nieobecności d‘Herblaya, który nie zjawiał się, — czytelnikom naszym wiadomo dlaczego. Sadząc, że nieobecność ta nie przeciągnie się zbytecznie, młodzieniec, jak wszystkie zuchwałe umysły, chciał spróbować sił swoich i szczęścia, bez wszelkiej podpory i rady.
Otworzył więc drzwi na rozścież i kilkanaście osób weszło w milczeniu. Dopóki pokojowcy go ubierał, nie ruszył się z miejsca. Przypatrzył się bowiem w przeddzień tego zachowaniu brata. Udawał króla w ten sposób, aby nie obudzać najmniejszego podejrzenia. Na przyjęcie gości wystąpił w ubiorze myśliwskim.
Najpierw weszła Anna Austriacka, którą prowadził pod rękę brat królewski, następnie małżonka jego, Henryka, z panem de Saint-Agnan. Twarze tych ostatnich powitał uśmiechem, a na widok matki zadrżał.
Królowa, na szczęście, nie przyszła.
Anna Austriacka wszczęła mowę o przyjęciu, jakie zgotował pan Fouquet rodzinie królewskiej. Niechętne wyrazy przeplatała uprzejmemi słówkami do króla, pytaniami o jego zdrowie, macierzyńską troskliwością i manewrami, pełnemi dyplomacji.
— I cóż mój synu — rzekła nakoniec — czy postanowiłeś co względem, pana Fouquet?...
— Saint-Agnan — odezwał się Filip — zechciej dowiedzieć się, co słychać u królowej.
Saint-Agnan wyszedł.
Filip mówił dalej:
— Pani, nie znoszę, aby odzywano się przy mnie z niechęcią o panu Fouquet, wiesz o tem, i sama też niejednokrotnie przemawiałaś za nim przychylnie.
— Nie przeczę; zapytuję też jedynie, jak jesteś względem niego usposobiony.
— Najjaśniejszy Panie — przemówiła Henryka — ja zawsze bardzo lubiłam pana Fouquet. Jest on miłym i zacnym człowiekiem.
— I nadintendentem, który nigdy nie skąpi — dodał książę — a płaci złotem wszelkie przekazy, jakie mam do niego.
— Tutaj zanadto każdy o sobie tylko myśli, — odezwała się stara królowa. — A faktem jest, że pan Fouquet prowadzi państwo do upadku.
— Co znowu, moja matko! — cichym głosem odpowiedział Filip — czyż i ty także stajesz się tarczą pana Colberta?..
— Co to ma znaczyć?... — zagadnęła królowa matka zdziwiona.
— Bo odzywasz się w ten sposób, jakgdybym słyszał mówiącą twoją dawną przyjaciółkę, panią de Chevreuse.
Nazwisko to wywołało bladość na twarzy Anny Austriackiej, zacięła usta.
— Panie — odparła stara królowa — przemawiasz do mnie w ten sposób, iż zdaje mi się, że słyszę króla, ojca twego.
— Ojciec mój nie lubił pani de Chevreuse i miał zupełną słuszność — rzekł Filip. — Ja też nie lubię jej, i jeżeli poważy się nawiedzić nas, jak niegdyś bywało, siać rozdwojenie i nienawiść pod pozorem zebrania pieniędzy, wtedy!..
— Wtedy?... — wyniośle podchwyciła królowa, sama rozniecając burzę.
— Wtedy — odparł stanowczo młodzieniec, — wypędzę panią Chevreuse z królestwa, a z nią razem wszystkich sprawców tych tajemnych knowań.
Anna Austrjacka bliska była zemdlenia; oczy jej, otwarte szeroko, przez chwilę nic nie widziały przed sobą; wyciągnęła ramiona ku drugiemu synowi, który objął ją w uścisku, nie lękając się rozdraźnić króla.
— Najjaśniejszy Panie — szepnęła — okrutnie obchodzisz, się z swoją matką.
— W czem takiem, pani?... — odpowiedział. — Mówię, tu o pani de Chevreuse jedynie, a czyż moja matka przenosi ją nad spokój państwa a bezpieczeństwo mojej osoby?... Otóż powiadam, że pani de Chevreuse przybyła do Francji dla zaciągnięcia pożyczki pieniężnej, że udała się z tem do pana Fouquet, aby mu sprzedać pewną tajemnicę. Pan Fouquet, oburzony, kazał ją wypędzić, przekładając szacunek królewski nad wszelkie spólnictwo z intrygantami. Wtedy pani de Chevreuse sprzedała panu Colbertowi tajemnicę; a ponieważ nienasycona jest i nie dość jej tego, iż wydarła sto tysięcy talarów temu kanceliście, wyżej się skierowała, czy nie znajdzie tam bogatszych źródeł... Wszak to jest prawdą, pani?...
Królowa patrzyła nań z przerażeniem.
— Tedy — ciągnął dalej Filip — mam wszelkie prawo mieć urazę do tej kobiety. Jeżeli Bóg ścierpiał niektóre zbrodnie spełnione i w cieniu miłosierdzia swego je ukrył, nie przypuszczam, aby pani de Chevreuse miała władzę stawania wpoprzek Jego wyrokom.
Skończywszy mówić, Filip podniósł rękę jej do ust i ucałował z czułością. Nie pojęła królowa, iż w pocałunku tym, pomimo buntu i serdecznej urazy, tkwiło przebaczenie za osiem lat ciężkich męczarni. Filip zamilkł na chwilę, aby osłabić wzruszenie, które owładnęło obecnych; następnie jakby wesoło rzekł:
— Nie wyjedziemy stąd dziś jeszcze, mam pewien zamiar.
I zwrócił się ku drzwiom, gdzie miał nadzieję ujrzeć Aramisa, którego nieobecność ciężyć mu poczynała.
Wtej chwili ukazał się d‘Artagnan.
— A, d‘Artagnan! Powiedz mi, gdzie jest jego ekscelencja, biskup z Vannes, twój przyjaciel?...
D‘Artagnan wpadł w chwilowe osłupienie; lecz, zastanowiwszy się wkrótce, że Aramis opuścił Vaux potajemnie, jako wysłaniec króla, wywnioskował, iż temu ostatniemu chodziło o zachowanie sekretu.
— Najjaśniejszy Panie — odpowiedział — czy koniecznie Wasza Królewska Mość rozkazujesz, aby sprowadzić tu pana d‘Herblay?
— Nie tak znowu koniecznie — odparł Filip — nie jest mi on tak gwałtownie potrzebny, lecz gdybym go miał tutaj...
Aramis nie ukazywał się. Rozmowa poczęła się wyczerpywać w rodzinie królewskiej; Filip w roztargnieniu zapomniał pożegnać brata i małżonkę jego, Henrykę. Ci znowu pełni zdziwienia, poczynali tracić cierpliwość. Anna Austrjacka, pochyliwszy się do syna, rzuciła mu kilka słów po hiszpańsku. Filipowi obcym był najzupełniej ten język, niespodziana ta przeszkoda pokryła twarz jego bladością. Lecz jakgdyby duch nieobecnego Aramisa stał mu się puklerzem, niezmieszany bynajmniej, powstał nagle z siedzenia.
— I cóż ty na to?... Najjaśniejszy Panie. Odpowiedz mi — rzekła Anna.
— Co to za hałas?... — zagadnął Filip, zwracając się ku drzwiom, prowadzącym na boczne schody.
Naraz dał się słyszeć głos podniesiony:
— Tędy, tędy!... Kilka stopni jeszcze, Najjaśniejszy Panie!
Wszystkie spojrzenia zwróciły się ku drzwiom, skąd oczekiwano pana Fouqueta; nie on jednakże tam się ukazał. Okrzyk przeraźliwy dał się słyszeć ze wszystkich stron komnaty, okrzyk rozdzierający, który wyrwał się z piersi króla i całego otoczenia.
Ludwik XIV-ty ukazał się blady z brwią ściągniętą, stając pod draperją, zwieszającą się nad drzwiami od tajemnych schodów. Po za nim ukazała się twarz Fouqueta, nacechowana smutkiem i powagą. Królowa matka, trzymająca w swej dłoni rękę Filipa, ujrzawszy Ludwika XIV-go, wydała ten krzyk straszliwy, jakgdyby przerażające widmo ukazało się jej oczom.
Dwaj synowie Ludwika XIII-go, niemi, z piersią dyszącą, z ramionami, podanemi naprzód, jakby byli gotowi rzucić się jeden na drugiego.
Nagle Ludwik XIV-ty, jako gwałtowniejszy i nawykły do rozkazywania, rzucił się do okiennicy, która otworzył, drąc firanki. Jasne światło napełniło komnatę, zmuszając Filipa do cofnięcia się w głąb alkowy.
Ruch ten Ludwik pochwycił z zapałem i zwracając się do matki:
— Matko — rzekł Ludwik — nie poznajesz syna, skoro wszyscy zaparli się swojego króla?
Anna Austriacka wstrząsnęła się cała i wzniosła ręce ku niebu, nie będąc w stanie słowa jednego przemówić.
— Matko — głosem spokojnym odezwał się Filip — czy nie poznajesz twojego syna?
Tym razem Ludwik się cofnął. Anna Austriacka ze słabym jękiem osunęła się na siedzenie. Ludwik znieść nie był w stanie tego widoku. Skoczył do d‘Artagnana, którego zawrót głowy począł ogarniać, tak, że chwiał się, ku drzwiom sięgając, jako jedynego punktu oparcia, który mu pozostał.
— Do mnie, muszkieterze!... zawołał. — Spójrz na twarze nasze i osądź, który z nas dwóch jest bledszy.
Krzyk ten wytrzeźwił d‘Artagnana i poruszył w sercu jego gorączkę karności.
Otrząsnął z czoła ciężar zwątpienia, i bez dalszego wahania przystąpił do Filipa, i kładąc rękę na jego ramieniu, rzekł:
— Panie, jesteś moim więźniem!
Filip nie wzniósł ku niebu oczu, nie poruszył się z miejsca, gdzie stał jak wryty, ze wzrokiem, utkwionym w swego królewskiego brata.
Wzniosłe to milczenie pełne było wyrzutu za wszystkie nieszczęścia minione i ciężkie męczarnie w przyszłości. Filip zbliżył się do Anny Austriackiej i słodko, ze wzruszeniem, pełnem szlachetności przemówił:
— Matko, gdybym nie był twym synem, przekląłbym ciebie za to, żeś uczyniła mnie tak nieszczęśliwym.
D‘Artagnan uczuł dreszcz, przejmujący go do szpiku kości.
Z całym szacunkiem skłonił się młodemu księciu, i z głową schyloną, rzekł:
— Wybacz, mi książę, lecz żołnierzem tylko jestem, a przysięgałem temu, co wyszedł z tej komnaty.
— Dzięki ci, panie d‘Artagnan. Lecz co się stało z panem d‘Herblay?
— Wasza książęca mość, pan d‘Herblay jest bezpieczny — odezwał się głos poza nimi — nikt żywy ani umarły nie może sprawić, aby jeden włos spadł z jego głowy.
— Pan Fouquet!... — rzekł ze smutnym uśmiechem książę.
— Przebacz mi książę — przemówił Fouquet, klękając przed nim — lecz ten, który stąd wyszedł, był moim gościem.
— Oto dzielni przyjaciele i uczciwe serca — szepnął z westchnieniem. — Dla nich żałuję świata. Chodź, panie d‘Artagnan, idę za tobą.
Gdy kapitan muszkieterów opuścić już miał komnatę, ukazał się Colbert, który mu wręczył rozkaz królewski i zniknął.
Odczytał go d‘Artagnan i z wściekłością zmiął papier w dłoni.
— Co takiego?... — zapytał młody książę.
— Przeczytaj, Wasza książęca mość — odparł muszkieter.
Filip odczytał te słowa, skreślone naprędce ręką Ludwika XIV-go.
„Pan d‘Artagnan zawiezie więźnia na wyspę Ś-tej Małgorzaty. Twarz zasłoni mu maską żelazną, której więzień pod karą śmierci nie będzie mógł zdjąć.“
— Słusznie — z poddaniem rzekł Filip. — Jestem gotowy.
— Miał słuszność Aramis — cichutko przemówił Fouquet do d‘Artagnana — ten jak i tamten zarówno jest królem.
— Więcej!... — dorzucił muszkieter. — Brak mu tylko mnie i pana.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.