<<< Dane tekstu >>>
Autor Arthur Conan Doyle
Tytuł Widmo przeszłości
Wydawca Nakładem „Kuriera Litewskiego“
Data wyd. 1910
Druk Józef Zawadzki w Wilnie
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Mystery of Cloomber
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.
W jaki sposób stałem się członkiem Cloomberskiego garnizonu.

— Idź do swego pokoju, — zawołał ostro generał, stając pomiędzy nami i rozkazującym gestem wskazując Gabrjeli tajemniczy zamek.
Gabrjela rzuciła na mnie ostatnie, błagalne spojrzenie, przeszła przez otwór w parkanie i wolnym krokiem podążyła w kierunku domu. Wówczas generał zwrócił się do mnie, a na twarzy jego malował się gniew tak straszliwy, że mimowoli cofnąłem się, ściskając w ręku ciężką, dębową laskę.
— Pan... pan... — przemówił starzec urywanym głosem, przyciskając drżącą rękę do gardła, jakby go złość dusiła. — Pan ośmieliłeś się wedrzeć się do mego domu. Czyż pan sądzi, że ścianę tę wzniosłem po to, iżby wszyscy tu przychodzili? O, śmierć niedaleko była od pana. Do ostatniego dnia swego życia nigdy nie będziesz pan od niej bliżej. Patrz pan, — wyjął z zanadrza krótki, gruby pistolet. — Gdyby jeden krok ośmielił się pan postawić na mojej ziemi, zastrzeliłbym pana jak psa. Nie życzę sobie, aby kręcili się tu próżniacy i włóczęgi. Wiem dobrze, jak należy się z nimi obchodzić, bez względu na to, czy twarze ich są czarne, czy białe.
— Sir, — rzekłem, — nie chciałem uczynić nic złego, i w istocie nie pojmuję pańskiego wzburzenia. Jednak, pozwól pan sobie zauważyć, że wciąż jeszcze celujesz we mnie, ręka zaś pana drży, łatwo więc może nastąpić wystrzał. Jeżeli nie schowa pan pistoletu, będę zmuszony, dla samoobrony, uderzyć pana laską po ręce.
— Pocóż więc tutaj pana djabli przynieśli? — zapytał generał spokojniejszym już głosem, chowając pistolet do kieszeni. — Czyż człowiek nie może żyć spokojnie, aby go nie oglądano i nie szpiegowano? Czy nie ma pan nic lepszego do roboty? Jakim sposobem poznał się pan z moją córką? Czego pan chciał dowiedzieć się od niej? Nie przyszedł pan tutaj chyba jedynie przypadkowo!
— O nie, — rzekłem śmiało, — nieprzypadkowo. Nieraz już widywałem pańską córkę i miałem sposobność poznać wielkie zalety jej serca i umysłu. Przyszedłem tutaj dziś, aby się z nią zobaczyć, jesteśmy bowiem po słowie.
Generał był zdumiony.
— Nie radzę panu starać się jej zobaczyć, — odezwał się po chwili, — źle mogłoby to się skończyć. Przytem córka moja nie jest dla pana.
— Nie chce pan chyba spotwarzać własnej córki?
— O, jej nie można nic zarzucić. Nikomu jednak nie radziłbym wejść w naszą rodzinę. Powiedz pan, czemu nie powiadomiliście mię o wszystkiem?
— Obawialiśmy się, sir, że pan nas rozłączy, — odpowiedziałem, czując, że zupełna otwartość będzie najlepszą drogą w drażliwej sytuacji. — Być może, żeśmy się mylili. Zanim pan cokolwiek postanowi, racz pan zważyć, że idzie tu o nasze wspólne szczęście. W pańskiej mocy jest rozdzielić nasze ciała, dusze nasze, jednak połączyły się nazawsze.
— Sam pan nie wie, o co pan prosi, — rzekł generał, już bez gniewu w głosie. — Między panem, a członkami rodziny Levis leży przepaść, której niczem zapełnić niepodobna.
Na te słowa duma moja zawrzała.
— Może, przepaść ta nie jest tak wielką, jak się panu wydaje, — rzekłem chłodno. — Pochodzę z dobrego rodu, z ojca strony; matka zaś moja nosiła nazwisko Baguen z Baguen. Zapewniam pana, że bynajmniej nie ustępujemy pańskiemu rodowi.
— Źle mnie pan zrozumiałeś. To my nie możemy zbliżyć się do pana. Istnieją przyczyny, dla których Gabrjela musi żyć i umrzeć samotną. Pan nie powinien się z nią ożenić.
— Ależ sir, — nalegałem, — ja sam chyba najlepiej mogę osądzić, co jest dla mnie złem lub dobrem. Niczego bardziej nie pragnę, jak, żeby kobieta, którą kocham została moją żoną. Jeżeli tylko to stoi na przeszkodzie naszemu związkowi, to powinien pan zgodzić się na moją prośbę; śmiało stawię czoło każdemu niebezpieczeństwu, wytrzymam każdą próbę; ożeniwszy się z Gabrjelą, zniosę wszystko z rozkoszą.
— Młody uparciuchu, — rzekł generał z uśmiechem, — łatwo to nie bać się niebezpieczeństwa, gdy go się nie zna.
— Cóż to więc za niebezpieczeństwo? — zawołałem. — Nic niema na ziemi, coby mię zmusiło do opuszczenia Gabrjeli. Na Boga! powiedz mi pan wszystko!
— Nie, nie, to na nic się nie przyda, — odpowiedział z westchnieniem, a zamyśliwszy się dodał, jakby do siebie. — A może lepiej byłoby zwierzyć mu się?
Stał zadumany, zapomniawszy o mej obecności.
— Otóż, West, — rzekł wreszcie, — mam poważne powody sądzić, że na dom mój urządzony będzie napad. Powiedz pan, czy w takim wypadku, mogę liczyć na pańską pomoc?
— Przyrzekam ją panu z całego serca.
— A więc, jeśli kiedykolwiek wezwę pana jednem słowem: — „przyjeżdżaj“, lub też poprostu „Cloomber“, wiedz pan, że wzywają pana na pomoc. Przyjedzie pan wówczas w najburzliwszą noc?
— Bezwarunkowo, — odpowiedziałem, — czy mogę jednak się dowiedzieć, jakie właściwie grozi panu niebezpieczeństwo?
— Jeżeli pan będzie wiedział wszystko, to i tak nic się nie zmieni. Może nawet nie zrozumiesz mię pan. Ale teraz muszę cię już pożegnać, — dodał generał, — zbyt długo tu jestem. Pamiętaj więc pan, że uważam go za członka garnizonu Cloomber-Hall’u.
— Jeszcze jedno pytanie, — rzekłem pośpiesznie, — czy mogę się spodziewać, że nie będziesz pan gniewał się na córkę za wszystko, com panu powiedział? Tylko przez wzgląd na mnie, Gabrjela trzymała w tajemnicy naszą znajomość.
— Dobrze, — odpowiedział generał ze zwykłym sobie, chłodnym, nieprzenikliwym uśmiechem na ustach. — Co zaś do kwestji waszego małżeństwa, radzę panu, jak przyjaciel, wszelkiej o niem poniechać myśli; jeżeli zaś uważa pan to za niemożliwe, proszę, aby w każdym razie obecnie nie było o tem mowy. Nie można przewidzieć, jaki obrót wezmą wypadki w najbliższej przyszłości. Dowidzenia.
Generał oddalił się szybko i wkrótce znikł za drzewami parku.
Tak skończyło się to dziwne spotkanie, na początku którego stary generał mierzył we mnie z pistoletu, a w końcu — uznał za ewentualnego zięcia. Naprawdę, nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, czyli też smucić.
Z jednej strony było prawdopodobnem, że zacznie teraz bacznie strzedz córkę, aby przeszkodzić jej widywać się ze mną, z drugiej zaś obiecał mi pozwolić kiedyś wznowić moje starania. Ostatecznie zdecydowałem, że spotkanie to polepszyło nasze położenie.
Co zaś do tajemnicy Cloomber-Hall, jedna rzecz uderzyła mię nadewszystko. I ojciec i syn mówili, że choćby nawet wyjaśnili mi, jakie im grozi niebezpieczeństwo, to prawdopodobnie nie zrozumiałbym całej jego ważności.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Arthur Conan Doyle i tłumacza: Anonimowy.