Nie sądź ludzi po minie. Rada to nie nowa:
Kiedyś, bajką o Myszce stwierdziłem te słowa,
A oto przykład drugi; nie baśń, prawda szczera:
Treść jej, oraz rysopis mego bohatera,
Znajdziecie w pismach Marka Aureliusza. Żył nad Dunajem Wieśniak, dobra dusza,
Ogorzały, włochaty, brodaty, kosmaty, Nawet nieco zezowaty;
Wargi miał grube, nos krzywy, Słowem, niedźwiadek prawdziwy. Na barkach skóra, na nogach sandały,
Na biodrach pas z sitowia, oto ubiór cały. W owym to czasie, Senat dumnej Romy, Zaborczy, chciwy, łakomy, We wszystkie świata ówczesnego strony Na łup wyprawiał legiony, I w każdy kątek ujarzmionej ziemi Sięgał dłońmi drapieżnemi.
Ów Wieśniak, z naddunajskich siół wysłany zatem
Jako poseł do Rzymu, stanął przed Senatem,
I tak rzekł: «O wy wszyscy, którzy mię słuchacie, Rzymianie, wielki Senacie!
Błagam, niech mi swej łaski użyczą Bogowie, Abym nie wyrzekł w tej mowie Słowa, godnego nagany.
Bo bez opieki Bogów, umysł obłąkany, Złe tylko pełnić zdolny i bezprawia,
Ich nawet wolę gwałci, depcze i zniesławia.
Myśmy tego świadectwem, mówię bez bojaźni,
My, ofiary chciwości rzymskiej i ciemięztwa;
Rzym, raczej dla win naszych, niż przez swe zwycięztwa, Jest narzędziem naszej kaźni.
Zmienny jest Los, a tajne Przeznaczenia drogi:
Pomnijcie, o Rzymianie, że potężne Bogi
Na wasz kraj zesłać mogą łzy nasze i nędzę;
Może kiedyś, za karę, ich wyrok surowy
Sprawi, że waszej wydarci potędze, My wam nałożym okowy.
Za co niewolnikami jesteśmy waszemi?
Za co wam oddajemy swe mienie i życie?
Na jakich praw podstawie dumnie się wznosicie Nad wszystkie ludy na ziemi?
My, do roli i rzemiosł wprawne mamy dłonie: W ciszy pracując na rodzinnej niwie, Żyliśmy bez trosk, szczęśliwie:
Wy mord i gwałty w nasze wnieśliście ustronie. Czegoż, przez wasze długie panowanie, Nauczyli się Germanie? Wszakże was przeszli w zręczności, w odwadze: Gdyby w ich sercach wasze chucie tkwiły, Może mieliby dość siły Nad światem zagarnąć władzę,
A wierzę, iż posiadłszy Rzymianów podboje, Łaskawiej rządy sprawialiby swoje.
Ucisk waszych pretorów pomsty nieba woła. Przemoc, bezprawie dokoła; Nawet majestat ołtarza Ich niecny zarząd obraża,
Bo Bogi na nas patrzą; a z waszej przyczyny,
Widzą wszędzie łzy, nędzę, rozpacz i ruiny,
Znieważone świątynie, pogardę dla wiary,
I tylko chciwość, chciwość bez granic i miary.
Rzym nowych nam zarządców nadsyła co chwila;
Wszystko dla nich zamało: krwawym zlana potem
Napróżno żyzna gleba się wysila, Aby ich nasycić złotem.
Odwołajcie pretorów; zastąpcie innemi: Dla tych nikt nie chce już uprawiać ziemi; Kto żyw, rozpaczą przejęty
Rzuca sioło, rodzinę, ucieka w pustynię, I z drapieżnemi zwierzęty Podziemne dzieli jaskinie. Nad losem dzieci każdy ojciec płacze; O hańbo! nawet pożąda ich zgonu: Nie chce, by z synów wyrośli siepacze Wpośród rzymskiego legionu.
Odwołajcie pretorów: cóż nam wskazać mogą? Czego nauczyć? Przekupstwa i zdzierstwa, Występku, gwałtu, morderstwa.
Ledwie przez bramy Rzymu przestąpiłem nogą, Te zbrodnie, na każdym kroku Zjawiły się memu oku.
Gdy nie sypiesz podarków, purpury i złota,
Minie cię sprawiedliwość; tysiączne odwłoki Krępują prawo i jego wyroki: Gdzież prawość, sumienie, cnota?
Pewnie ta śmiała mowa budzi niechęć waszą.
Kończę więc. Szczerą skargę niechaj śmierć ukarze.
Otom jest: przed ofiarne wiedźcie mię ołtarze; Mnie męczarnie nie zastraszą.»
To rzekłszy, pada na twarz; a Senat zdumiony,
Uwielbia jego męztwo, hart duszy, prostotę,
Wymowę, rozum i cnotę.
W tryumfie tysiącznemi podniesion ramiony, Wieśniak uzyskał godność patrycyusza. Uznano bowiem, iż tak wielka dusza,
Takiej kary jest godną po takiej przemowie.
Odwołano pretorów, a Senatorowie
Rozkazali, by wszystkim mówcom dla przykładu,
I ku wiecznej pamięci, spisano te słowa.
Lecz wprędce z Rzymu znikła gdzieś bez śladu Tego rodzaju wymowa.