Wiedza tajemna/Rozdział VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Wiedza tajemna
Wydawca Wydawnictwo „Współpraca“
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia „Współpraca“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VII
WTAJEMNICZENI POSTEL I PARACELSUS

Nie będę się tu zatrzymywał nad alchemikami średniowiecza i epoki Odrodzenia. Również nie będę precyzował nauki Corneliusa Agrippy, zwanego niejednokrotnie zuchwałym profanatorem, który w swej „Philosophia occulta“ daje całkowitą teorię zaklęć i ewokacji. Wspominałem o nich w książce „Magia i czary“, która dla zrozumienia niniejszego jest nieodzownie potrzebną.
Obecnie przedstawię dzieje wtajemniczonych adeptów Wilhelma Postela i Paracelsa.
Wilhelm Postel, którego Eliphas Levi nazywa „pracownikiem niestrudzonym w dziedzinie kabały, gdyż jemu zawdzięczamy znajomość Sefer Jezirah i Zohary i który niewątpliwie zostałby największym inicjatem swego wieku, gdyby mózg jego nie poniósł szwanku przez mistyczną ascezę i przesadną wstrzemięźliwość płciową“ — otóż ten Postel jest niezwykle ciekawą jednostką.
Był synem biednego chłopa z okolic Barenton‘u w Normandii i dzięki niezwykłej wytrzymałości i pracy udało mu się posiąść wiedzę. Wkrótce stał się jednym z bardziej uczonych ludzi swego wieku, wprawdzie bieda prześladowała go stale, często sprzedawać musiał nawet ukochane książki. Znał niemal wszystkie języki, odkrył szereg cennych manuskryptów, między innymi Ewangelie apokryficzne i Sepher Jezirah. Okrył klucz do tej tak zawiłej kabały, której próbkę dałem w poprzednim rozdziale i pragnął tajemnice tam zawarte ludziom przedstawić.
Napisał więc dzieło p. t. „La clef des choses cachées depuis le commencement du monde“ (klucz spraw tajemnych od początku świata); we wstępie do niego zaklinał uczonych aby zastosowali się do jego wywodów i z nim starali uzgodnić oficjalną naukę.
Oczywiście nikt go nie pojął i uważano za wariata. Dla zrozumienia rzeczy najbardziej trudnych i zawiłych Postel posługiwał się tym, co byśmy dziś nazwali „medium rewelacyjnym“.
Wszedł w zażyłą przyjaźń ze starszą już kobietą z Wenecji — matką Joanną. Ta miewała objawienia — zaś wtajemniczony twierdził, że radem mu jest ją widywać w pozaziemskich stanach. Aczkolwiek więc miała lat z górą pięćdziesiąt, w chwilach ekstazy przeobrażała mu się w piękną i młodą dziewicę — udzielała rad, tłumaczyła niezrozumiałe ustępy kabalistycznych ksiąg.
Stosunek pomiędzy mistykiem, a matką Joanną trwał około pięciu lat, po upływie tego czasu umarła.
Obiecała jednak swemu przyjacielowi, że nigdy go nie opuści i pojawi się, wolna od cielesnych więzów.
„Dotrzymała słowa — mawiał później Postel — odtąd odwiedzała mnie często w Paryżu, oświeciła swym światłem, pogodziła rozum z wiarą. W dwa lata po zgonie jej ciało duchowe weszło w moje ciało, że obecnie żyje ona we mnie“.
Od tej epoki Postel nie nazywał nigdy inaczej samego siebie niźli Postellus restitutus“ — Postel odrodzony i istotnie ciekawa zmiana w nim zaszła; włosy dotychczas białe przemieniły się na czarne, zmarszczki, ze znużonej pracą i bezsennością twarzy, znikły, wyprostował się, a cera przybrała barwę młodzieńczą.
Wprawdzie złośliwi twierdzili, że ufarbował włosy i szminkował twarz — lecz jest mało prawdopodobne i Postel nie miał żadnego celu tak postępować. Ani nie fabrykował eliksirów młodości, ani nikogo nie chciał uzdrawiać, ani lekarstw nie sprzedawał. Daleko prościej przypuścić, że ów potężny fluid wszechświata, o którym wspomniałem w „Magii i Czarach“, opanowany przez niego, ożywił Postela, dał natchnienie i młodość — zaś by tym bardziej ukryć posiadany skarb — mienił go „matką Joanną“.
Filip Teofrast Bombast z Hohenheimu Paracelsus twierdził o sobie, że posiadł eliksir życia t. j. „duch ożywczy ciała“, że jest w stanie wytworzyć sztucznym sposobem człowieka t. zw. „homunculusa“ oraz że może swym systemem uleczyć wszystkie choroby.
Czy mógł on naprawdę wytworzyć sztucznego człowieka? — pozostaje zagadką. Czy istotnie posiadł eliksir życia? — jest wątpliwem, bo zmarł w 48 r. życia, w szpitalu. Natomiast jego kuracje po dziś dzień zdumiewają i zadziwiają i są jednym z najlepszych dowodów istnienia ciała astralnego, potężnie związanego z falami, rządzącymi wszechświatem.
Paracelsus leczył w ten sposób, że nie obchodziło go zgoła nasze ciało fizyczne — uważał je za coś w rodzaju starego ubrania, mogącego się podrzeć i być w każdej chwili zrzuconym. Leczył wewnętrznego „duchowego człowieka“.
Gdy więc kto cierpiał na rękę, palec etc. — lepił on takiż sam członek z wosku, poczem za pomocą siły woli, przenosił nań magnetyczną wrażliwość pacjenta (podobne doświadczenia czynił ostatnio de Rochas) i do woskowego ulepku przykładał rozpalone żelazo, witriolej, ogień etc. — kuracje miały się udawać stale i zawsze.
Prócz tego posiadał on sekrety słowa i dotknięć; za pomocą nałożenia rąk uzdrawiał paralityków, usuwał najsilniejsze gorączki, przywracał osłabionym siły i zdrowie.
Paracelsus wywoływał entuzjazm — lecz również posiadał nieskończoną ilość wrogów. W pierwszym rzędzie nienawidzili go oczywiście oficjalni lekarze — poza tym sam charakter cudotwórcy bynajmniej nie przysparzał przyjaciół.
Teofrast Bombast dalekim był od łagodności i dobroci Postela. Wielce zadzierzysty zakląwszy w rękojeść szpady — jak mawiał — swego geniusza przebiegał różne lądy i kraje, drwiąc z przedstawicieli oficjalnej nauki, a nawet w obecności swych uczni i zwolenników, palił ich pisma. Wielce lubił przesiadywać po szynkowniach, gdzie bynajmniej nie gardził winem — a później wiecznie pijany, a jednak trzeźwy, wykładał teorie, spierał się, przekonywał i uzdrawiał.
Pisma, które pozostawił po sobie, są cenne — lecz czytać je należy z wielką ostrożnością. Zawierają bowiem wiele ustępów, jakby umyślnie pragnących w błąd wprowadzić czytelnika, („Archidoxe magique“).
Lecz takim był już sposób pisania współczesnych adeptów i czynili to z rozmysłem, chcąc swą naukę udostępnić wyłącznie wtajemniczonym.
Zmarł Paracelsus, jak zaznaczyłem w 48 r. życia, wyczerpany nadużyciami i pracą. Pozostawił po sobie sławę wprost fanatyczną i po dziś dzień jest uważany za maga, nie tylko potrafiącego przechwalać się swą nauką, ale tę naukę zastosować do praktycznych celów.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.