Wielki świat małego miasteczka/Tom II/X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wielki świat małego miasteczka |
Podtytuł | Powiastka |
Wydawca | Th. Glücksberg |
Data wyd. | 1832 |
Druk | Th. Glücksberg |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Chłopiec przyklęknął, chwycił w dłoń piasku,
Piekielnej wzywał potęgi,
Klął się przy świętym księżycu blasku,
Lecz czy dochowa przysięgi?
Emilija od czasu zaręczyn z wielkiém podziwieniem rodziców ciągle jest smutna, zamyślona, a raz nawet zastała ją matka całą we łzach. Niewiadoma tego przyczyna, lecz rodzice żałują już że, o ile się zdaje, córkę przeciw woli zaręczyli. Gurtleib znacznie się także od tego czasu odmienił — długo ukrywane wady zaczęły wychodzić na jaw. Niema już teraz w domu innego pana nad niego, służący jemu tylko są posłuszni, sam Pretfic nawet szemrząc musi się zgadzać na jego grymasy i dziwactwa, a matka surowo córkę i ojca za zły wybór ganić zaczyna.
Już i całe miasto brzmi tylko odgłosem jego wad, a zawczoraj w głównym kantorze plotek, rzecz tę następnie roztrząsano.
— Ja tego niepojmuję, mówiła aptekarzowa, jak się można w krótkim czasie tak zupełnie odmienić.
— A cóż będzie później? dodała burmistrzowa.
— Żal mi Emilii, dodał za żoną Pukszta, dobra to dziewczyna.
— Żeby tak mnie, przebąknęła doktorowa, dawnobym zaręczyny za nieważne uznała, a jegomości odprawiła z kwitkiem.
— Masz pani słuszność, dodał znów gospodarz wyciągając się na krześle, i jabym zrobił to samo.
— Uważcie panowie do czego to doszło, kiedy pozawczoraj oznajmił Gurtleib, żeby odtąd nikt się nie ważył w domu bez niego ani kolacii, ani obiadu dysponować.
— To jeszcze mniejsza, ale samę pannę narzeczonę to co chwila kryguje i rozprawia, że nieboraczce aż łzy w oczach stoją.
— Trzeba nam to jakkolwiek naprawić, z zapałem odezwał się Bomba, my jesteśmy głową miasta, i nie możem cierpieć aby jeden jakiś włóczęga miał tu nam i naszym pannom grać po nosie.
— To i cóż zrobić?
— Trzeba, rzekł Bomba nabrawszy ważnej i napuszonej miny, trzeba namawiać Pretficów aby zaręczyny za nieważne uznali.
— Nie można Mości Dobrodzieju! z drugiego końca pokoju odezwał się burmistrz, co się stało, odstać się nie może.
— Ot to także, krzyknęła obrażona doktorowa, gdyby jakiś chłystek jak ten chciał tylko po zaręczynach tak sobie panować! Takbym go wygoniła, żeby się gdzieś oparł za trzeciemi drzwiami. Wiesz pan że ludzie i od ołtarza odchodzą, ażeby też po zaręczynach nie można było jegomości powiedzieć, że z tego nic.
— A potém co za zaleta, ani kocza niema, ani karety — jużbym ja swojej córki nie dała.
— Ani ja.
— Ani ja, ale trzeba koniecznie jego wyforować, trzeba Pretficom wmówić, żeby przecie znali swoją godność. — Taż to jeszcze nie po ślubie.
— To właśnie i dobrze, że pan młody przed ślubem pokazał co umie — ja w tém jestem, dodała burmistrzowa, że z tego nic nie będzie.
— Ale to jeszczeście państwo nowych rzeczy o nim nie słyszeli: on to słyszę czterech jakichś swoich kolegów sprowadził tu do miasta i w domu Pretficów ulokował, oni ich muszą karmić, odstąpili im nawet dwóch pokoi.
— A co to, to rzecz niesłychana. W imie Ojca i Syna, coby to po ślubie było!
— Co się tycze tego, rzekł Mięta zażywając tabakę, to tego za dawnych czasów nie bywało. I jakiż przecię systemat ma ten pan Gurtleib? co on myśli?
— Zabrać posag, złapać pannę i siedzieć na karku rodzicom.
— Będziemy wszyscy usiłowań dokładać, ażeby to w łeb wzięło.
— Ot, wiecie co, rzekła z cicha doktorowa, użyjmy za narzędzie Kleofasa, to on go prędko wysadzi, czyżby nie lepiej było, żeby on się z nią ożenił.
Skrzywiła się na to cała familija burmistrzów, a sama jejmość dodała — Wprowadzilibyście pannę Emiliję z deszczu pod rynnę.
— A to czemu? zapytał Bomba. Wszyscy umilkli, a moi protektorowie postanowili wszelkich sił dołożyć do przywiedzenia do skutku zamiarów, pod warunkiem że będę musiał, jeśli się wszystko uda, kupić kocz i powieźć nim na przejażdżkę całe dostojne towarzystwo. Bomba w charakterze posła odebrawszy pół kopy zleceń rozmaitych, i w towarzystwie Mięty dodanego mu dla łatwiejszego wyłuszczenia rzeczy, wyszli skutkiem obrady z apteki, a jejmość mną się opiekując wytknęła jeszcze głowę z okna, gdy już byli za drzwiami i raz jeszcze zawołała na Bombę: — Ależ tylko proszę rozumnie, nie zapomnij waść o koczu!
Siedziałem właśnie w tej chwili w moim pokoju, w lubém mojém schronieniu. Jedną ręką podparłem się na stole, drugą machinalnie przewracałem leżący przedemną jeden tomik Sonetów Petrarki Litewskiego. Zadumałem się, wlepiłem oczy w jeden wiersz, a usta moje machinalnie powtarzały.
Usta się spotykają, oko ginie w oku,
Łza ze łzą i z westchnieniem miesza się westchnienie!!
Spadła wprawdzie wówczas i z moich oczu łza gorąca — ale, westchnąłem na to — nie zmieszała się z żadną inną łzą. Jeszczem tak siedział podobny posągowi, gdy się drzwi otwarły, a za niemi słyszeć się dało:
— Niech pan dobrodziej wchodzi — Proszę iść — Ale bez ceremonii. I w tej chwili, gdy to mówili, oba chcieli wejść bez ceremonii piérwsi i uwięźli w drzwiczkach; cienka jednak figurka Mięty, łatwiej się wewnątrz wsunęła, a Bomba wszedł powoli, po kilka razy uparte drzwi za sobą zamykając. Trudo tu było wynaleść jakieś zgrabne zaczęcie, spoglądali oba po sobie, nareście doktór temi słowy zaczął rozmowę.
— Wiedząc, iż pan niedomagasz na ciele, i że systemat fizyczny jego ukryty jakiś gnieździ w sobie defekt, przyszliśmy tu na chwilę go ze smutnych myśli rozerwać i razem — zaradzić o ile można jego słabości.
Rumieniec wystąpił mi na twarz, gdym usłyszał wzmiankę o słabości umysłowej, to jest: miłości. Prosiłem jednakże siadać, i w te się słowa odezwałem:
— Miło mi bardzo przekonywać się, żem u nich na jakążkolwiek zasłużył pamięć i nieskończenie jestem wdzięczny za ich o mnie staranie.
— Tylko proszę bez komplementów! lepiej szczérze powiedzieć, rzekł Bomba siadając, żem rad z waszego przybycia i kwita.
— Tak, dodał doktor, co się tycze komplementów, tych wcale za dawnych czasów nie bywało; teraźniejszy nowo-modny systemat, popsuł staro-polską prostotę.
— No, przerwał Bomba, jakże tam idą miłośne interessa? cóśto się jegomości z panną Emiliją nie udało.
Milczałem, a gdy nikt rozmowy nie zaczynał, rzekłem po chwilce zcicha.
— Tak! ale dziś piękny mamy wieczór.
— Nie idzie tu o wieczór, zawołał śmiejąc się dowódzca regimentu półmisków, ale o serduszko waszeci.
Nowa biéda, co tu mówić, jak tu odpowiedzieć? podpomógł mi jednak doktor, mówiąc:
— Wiemy już o wszystkiém, nie potrzeba tu wcale kryć się; owszem szczérze pan nam powiedz, czy chciałbyś się ożenić z panną Emiliją?
— Do czgoż dąży to zapytanie? rzekłem zdziwiony, a choćby i tak było jak pan powiadasz, wszakże już niema żadnej nadziei.
— Do ostatniego, póki w człowieku puls bije, poważnie powiedział Mięta, nigdy tracić nie trzeba nadziei. Wszystko jeszcze można poprawić, wszystkiemu zaradzić.
— Tak, dodał Bomba, powiedz pan tylko szczérze, jak się miały interesa, i bądź pewny, że nas do tego badania próżna tylko ciekawość nie wiedzie, ale własny jego interes.
— Umhu! interes, przebąknął Mięta zdziwiony wymową traktijernika, własny jego interes.
Rad nie rad tedy, zacząłem długą legendę, którą czytelnik ziéwając w piérwszym i tym tomie czytał. Gdym mówił, oczy posłów zwrócone były na mnie; Bomba wzruszał czasem ramionami, a doktor uśmiéchał się złośliwie.
— No, terazże ja panu powiem, rzekł Mięta gdym skończył, co masz robić. Trzeba nanowo zacząć bywać u Pretficów; znowu, nawet... nawet przy jej przyszłym stroić koperczaki.
— To być nie może, odpowiedziałem prędko, Emilija rozumie że jestem niestały, że się kocham w Burmistrzównie, że zwodzę córkę Pocztmajstra.
— Przeciw temu jest remedium, rzekł Mięta, a usunięcie tej zawady do nas należy. Pan tylko ze swej strony częściej znowu zacznij bywać u Pretficów, powoli wystaw im sprzeczność między sobą a rywalem, a my reszty dokończym.
Podziękowałem natychmiast moim przyjaciołom i w skutek ich rady, ubrałem się i poszedłem do Pretficów. Rozmyślając nad niestałością losu i charakteru ludzkiego minąłem fórtkę i wszedłem do pokoju. Ale! jakiś widok przedstawił się mym oczom, gdy wszedłem!!! Widok, który mię do łez prawie poruszył, ale którego mimo szczérych moich chęci w tym rozdziale opisać czytelnikom nie mogę.