Chrystus umierał. W ony Piątek Wielki
Zaćmiły słońce ołowiane chmury
I wionął smutek beznadziejny z góry
I opanował twór tej ziemi wszelki.
Kirem dokoła wszystko się osłania;
Bieleje tylko postać Twa rozpięta
I w blaskach gloryi płonie głowa święta,
A tuż u krzyża słychać płacz i łkania.
Święte od grobów przemknęły się cienie
I świata możnym spadła z ócz zasłona,
Widzą, jak za nich dziś na krzyżu kona
Prorok, co niósł im w miłości zbawienie.
Wkrótce spoczęło w grobie święte Ciało;
A na rozkazy cnych kapłanów wrogie
Pozaciągano przy niem czaty mnogie,
By na anioła głos nie zmartwychwstało.
Ciągnął za miasto wiernych orszak cały,
Z nim Magdalena, łkając, podążała;
Kresem ich drogi była naga skała,
Której czeluści chłodem śmierci wiały.
— „Czemuż duch wzleciał Twój do nieba, Chryste?!“
Święta niewiasta woła w głos stroskana.
Z płaczem tłum wszystek upadł na kolana!
Milczą dokoła złomy gór skaliste.
Znajdziesz w tym tłumie pełnym win, sromoty
I Magdalenie równe pokutnice,
Jawnogrzeszników, i jawnogrzesznice
I cień wyblakły zdrajcy Iskarioty.
Patrz, i dziś przyszli wszyscy ci pospołu,
Którym zgrubiały w ciężkiej pracy ręce
I myśliciele w zwątpień wiecznej męce,
Ofiary walki, gwałtów i mozołu.
Patrz, jakże urósł dzisiaj tłum ten szary...
Czemuż wskrzeszenie Twoje się odwleka,
Na które milion tych milionów czeka,
Żywiąc w swem sercu wieczny płomień wiary.
Dziś przed Twym grobem staje każdy, Panie,
Dłonie wyciąga, woła bólu głosem:
— „Zlituj się, Święty, nad ludzkości losem
„I przyśpiesz, przyśpiesz Twoje Zmartwychwstanie!“