Wiem, ale nie powiem

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Niemojowski
Tytuł Wiem, ale nie powiem
Pochodzenie Trójlistek
Wydawca Józef Unger
Data wyd. 1881
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXI.
Wiem, ale nie powiem.

Znałem dziéweczkę dziesięciu lat,
Któréj wiośniany rozkwitał świat,
Zapał do nauk w jéj myśli tlał,
Hamując pustot dziecięcych szał,
Co tak okrutny gotuje los,
A przestróg Matki zbawienny głos,
Nie kazał nigdy zboczyć z tych dróg,
Po których kroczyć rozkazał Bóg,
Aby ominąć przygodę złą...
Wszak chcecie wiédzieć jak dziéwczę zwą?
Lecz jéj imienia nie powiem, nie,
Bo to dziéwczątko zrumieni się!

Kiedy do domu przyjechał gość,
Jednego słowa było jéj dość,
By wiedziéć w jaki trzeba wejść tor,
Chcąc dla rodzeństwa służyć za wzór;
Rozkazy Matki spełniała w mig,
Wszedłszy cichutko zrobiła dyg,
I każdy spojrzał życzliwie nań,
Gdyż w gronie starszych panów i pań,
Miała ruch wdzięczny i skromny gest.
Co? chcecie wiedziéć kim ona jest?
Lecz jéj imienia nie powiem, nie,
Bo to dziéwczątko zrumieni się!

Gdy nadszedł lekcyj codziennych czas,
Nauki darmo nie biegły w las,

Ale przez ciągły postępu chód,
Wdrażały w pamięć podjęty trud:
W książkach trzymała czystość i ład,
Od nieprzystojnych stroniła zwad,
Szanując zdanie poważnych głów,
Nie szafowała potokiem słów,
Które pustemi dźwiękami brzmi...
Chcecież ją poznać, powiedzcie mi?
Lecz jéj imienia nie powiem, nie,
Bo to dziéwczątko zrumieni się!

Kiedy siostrzyczek i braci rój,
Skończywszy zadań książkowych znój,
Splótł swoje dłonie w wesoły krąg,
Igrając pośród zielonych łąk,
Ona przy zmianie rozlicznych gier,
Rozsądkiem swoim trzymała ster,
Radząc jakich się trza trzymać miar,
By raźnych zabaw nie zmienić w swar,
A wszyscy za nią dążyli w ślad...
Poznać ją każdy z was byłby rad;
Lecz jéj imienia nie powiem, nie,
Bo to dziéwczątko zrumieni się!

Czasami w życiu trafia się dzień,
Że wszystko mroczny przybiera cień,
I jakąś postać nieszczęsną ma:
Zawodzi trud, nie idzie gra,
Ona wśród takich bolesnych trosk,
Miasto rozmięknąć z żalu jak wosk,
Miasto strumieniem łez rosić twarz,
Nad hartem ducha trzyma wciąż straż;

Obce jéj płacze, dąsy i kwas...
Kto ona, spyta nie jedno z was?
Lecz jéj imienia nie powiem, nie,
Bo to dziéwczątko zrumieni się!

Dla czego kréśląc szereg jéj cnot,
Milczę, gdy trzeba uczynić zwrot
Do jéj nazwiska? Otóż ja wam
Z tego sumienny rachunek zdam.
Ułudy tylko zwodniczéj czar,
Karmi się widmem znikomych mar,
Ale prawdziwa zasługi cześć,
Nie zdoła pochwał przedwczesnych znieść,
Ona się kryje jak skromny kwiat...
Więc, by nie oblać w rozkwicie lat,
Pąsem rumieńca tych czystych lic,
Jakie jéj imię — nie powiem nic!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Niemojowski.