Wiera (Kuprin, 1929)/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wiera |
Podtytuł | Dzieje jednej miłości |
Pochodzenie | Wiera |
Wydawca | Bibljoteka Powieści i Romansów |
Data wyd. | 1929 |
Druk | „Oświata” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Гранатовый браслет |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe opowiadanie Cały zbiór |
Indeks stron |
Prócz tego był to dzień jej imienin — siedemnasty września. Przemiłe wspomnienia z lat młodości czyniły jej zawsze ten dzień drogim, a każdego roku spodziewała się właśnie w tym dniu jakiegoś cudownego szczęścia. Jej mąż, zanim nad ranem wyjechał do miasta, dokąd pilne sprawy go wzywały, zostawił na jej nocnym stoliku maleńkie puzderko z parą wspaniałych kolczyków, o perłach w kształcie gruszki. Ten podarek spotęgował jeszcze jej dobre usposobienie.
Była sama w domu. Brat jej Mikołaj, który zazwyczaj mieszkał u nich, również musiał wyjechać do miasta, gdzie objął posadę zastępcy prokuratora. Mąż obiecał jej przyprowadzić paru najbliższych przyjaciół. Na szczęście wypadły imieniny na czas jej pobytu na wsi. W mieście musieliby urządzić wystawne przyjęcie, może nawet wydać bal — podczas gdy na wsi wydatki dały się łatwo ograniczyć. Z powodu swego przodującego stanowiska, mógł książę tylko z trudem koniec z końcem związać. Skutkiem marnotrawnego życia przodków wielkie rodowe dziedzictwo znacznie się skurczyło, niemniej jednak musiał książę żyć ponad stan: przyjęcia, dobroczynność, toalety, wierzchowce i wszystko inne pochłaniało moc pieniędzy. Żona, której początkowa namiętność przemieniła się z czasem w szczerą i wierną przyjaźń, pomagała mu w miarę możności uniknąć ruiny; nie dając mu tego poznać, odmawiała sobie wiele i ograniczała wydatki jaknajbardziej.
Chodziła właśnie po ogrodzie i ścinała kwiaty do przyozdobienia stołu. Na zaniedbanych grzędach znajdowały się jeszcze gdzieniegdzie duże barwne goździki, kilka lewkonij nosiło na swych cienkich łodygach po parę kwiatów, a na krzewach różanych po raz trzeci w tym roku otwierały się małe, karłowate i zdegenerowane pączki. Astry i begonje roztaczały swój chłodny przepych przesycając powietrze jesienno-melancholijnym zapachem. Inne kwiaty zwiędłe po szlachetnej miłości i szczęśliwem macierzyństwie, pokryły ziemię niezliczonymi nasionami nowego życia.
Nagle od gościńca odezwał się znany głos trąbki automobilowej, zwiastującej przybycie Anny Nikołajewnej Friese, siostry księżnej Wiery. Jeszcze rano przyrzekła telefonicznie pomoc przy przygotowaniach do przyjęcia.
Wiera wyszła na spotkanie siostry; czuły słuch nie omylił jej. Po chwili zatrzymał się przed wejściem elegancki samochód; szofer zgrabnie zeskoczył i otworzył drzwiczki. Siostry uścisnęły się serdecznie. Od dzieciństwa łączyła je gorąca przyjaźń. Starsza Wiera odziedziczyła po matce dumnej angielce wysmukłą postać, regularne, lecz chłodne rysy, piękne, choć nieco za duże ręce i wspaniały tors, jaki się na starych minjaturach widuje. Młodsza odziedziczyła raczej mongolską krew ojca, tatarskiego księcia, którego przodek dał się ochrzcić dopiero z początkiem dziewiętnastego stulecia i który wywodził się w prostej linji od Tamerlana, a raczej Lang Temira, co po mongolsku oznacza „krew pijący“. Anna, szersza w barkach i o głowę od siostry niższa była ogromnie żywa, lekkomyślna i szydercza. Jej odstające kości policzkowe, przymrużone krótkowzroczne oczy, wyraz pychy zaczajony w drobnych zmysłowych ustach, a szczególnie wystająca nieco szczęka dolna, słowem cała jej twarz wskazywała na mongolski typ. Roztaczała jednak dziwny i nieprzemożony urok, pochodzący może z jej uśmiechu, bardzo kobiecych rysów, lub też kokieteryjnej mimiki. Jej urocza brzydota zwracała częściej i silniej uwagę mężczyzn, niż arystokratyczna piękność siostry.
Jej mąż był bardzo bogaty, lecz prostoduszny; niczem się nie zajmował, pozostawał tylko w stosunkach do jakiejś dobroczynnej instytucji i miał tytuł radcy kameralnego. Pomimo, że nim gardziła, urodziła mu syna i córkę; potem jednak postanowiła, że nie będzie więcej matką i słowa dotrzymała. Jej siostra Wiera pragnęła dzieci, ponieważ jednak oczekiwania nie ziściły się, darzyła namiętną, wprost chorobliwą miłością dzieci Anny. Było to dwoje miłych, zawsze poprawnych i posłusznych stworzeń o anemicznych twarzach i lnianych, jak peruki, lokach.
Charakter Anny był zmienny i pełen uroczych, nieraz dziwnych sprzeczności. Nie stroniła od flirtu, choćby najryzykowniejszego i uprawiała go we wszystkich stolicach i kąpieliskach Europy, nigdy jednakże nie zdradziła swego męża, choć drwiła z niego przy każdej sposobności. Była ogromnie rozrzutna, lubiała hazard, taniec i dwuznaczne sztuki teatralne, zwiedzała zagranicą podejrzane kawiarnie, była jednak równocześnie dobrotliwa a tak szczerze i głęboko pobożna, że w tajemnicy nawróciła się do katolicyzmu.
Posiadała niebywale piękne ciało; na bale dekoltowała się głębiej, niż pozwalała na to moda i obyczaj; utrzymywano jednak, że pod głęboko wyciętą suknią nosiła cienki jedwabny trykot.
Wierę natomiast, cechowała surowa prostota, tudzież chłodna i nieco wyniosła grzeczność wobec wszystkich. Ponieważ była niezależną, nie wypadała nigdy z tego prawdziwie królewskiego spokoju.