Wierzyciele swatami/XXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wierzyciele swatami |
Wydawca | Nakładem J. Czaińskiego |
Data wyd. | 1902 |
Druk | Drukiem J. Czaińskiego |
Miejsce wyd. | Gródek |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Mari de Marguerite |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Co tam takiego, zapytał Rene zaniepokojony.
— Proszę pana, ojciec pański... nie mogłem go wcale powstrzymać... idzie tuż za mną.
Rzecz stawała się bardzo przykrą. O czem przekonamy się zaraz.
Małgorzata wiedziona instynktom, nagłym skokiem ukryła się po za storami osłaniającemi łóżko Renego.
Pan baron Ademar de Nangis wszedł krokiem majestatycznym, w kapeluszu na głowie. Zatrzymał się przed łóżkiem i z rękami skrzyżowanemi na piersiach rzekł:
— Otóż tedy nie zwiedziono mnie. Prawda rzeczywista. Leżysz tu z ręką owiniętą skrwawionym bandażem, raniony, bez przyjaciół, sam, opuszczony. Mój syn jedyny mógł był umrzeć bez uwiadomienia ojca. Ranie baronie, jestem z pana nie kontent.
— Przebacz ojcze, odpowiedział, rana którą otrzymałem, jest tak małej wagi, że nie uważałem za stosowne niepokoić cię taką drobnostką.
— Rana lekka, któż ci to powiedział?
— Lekarz, ojcze.
— Alboż lekarze są nieomylni. Czyliż nie zdarza się nieraz, że małe zakłucie szpilką powoduje niespodziewaną śmierć.
Rene uśmiechał się.
— Pozwól mi sobie powiedzieć, że się wcale nie obawiam czegoś podobnego.
— Być może, w każdym razie obowiązek nakazywał ci zawiadomić mnie o tem natychmiast.
— Przebacz mi ojcze.
— Dobrze, ale jedna sprawa jest ważna.
— Jakaż?
— Przyczyna owego pojedynku.
— Jesteś ojcze doświadczonym człowiekiem i wiesz że nieraz nic nie znacząca drobnostka...
— Znam tę przyczynę doskonale.
— Mój ojcze, wyrzekł Rene głosem błagalnym.
— Co prawda, nie chcę abyś był tak cnotliwym jak Kato. W każdym przecież razie nie życzę sobie abyś miał kochanki, kompromitował się i bił za nie.
— Mój ojcze, zawołał Rene głosem donośnym. Jesteś najfałszywiej powiadomionym... mylisz się, upewniam cię.
— Nie mylę się wcale, odpowiedział gwałtownie ojciec, moje wiadomości w tym względzie są rzetelne. Sprawa ta znana w całym Paryżu... Gazety opiewały ją, a pierwsze litery doskonale wyjaśniają osoby działające. Jesteś kochankiem kobiety zamężnej... pod okiem niegodziwca męża, który także żyje wraz ze swoją kochanką.
Rene usiłował zatrzymać ojca, lecz tenże perorował z tem większą deklamacją.
— Wszystko jest prawdziwe, rzetelne... nie ma co mówić. Biłeś się, ponieważ twoi koledzy, ponieważ wicehrabia de Bison mówił dość szeroko o tym podwójnym niemoralnym stosunku. Autorzy owego skandalu znani są dobrze: hrabia de Nancey i Lizely, baron de Nangis i hrabina de Nancey.
W chwili gdy wymawiał te wyrazy, dał się słyszeć huk jakby upadającego ciała.
— Cóżeś uczynił mój ojcze? zawołał Rene w rozpaczy.
— Trzeba było mnie uprzedzić że nie jesteś sam... zawołał baron Ademar zdumiony. Kto jest ta kobieta?
— Hrabina...
— Twoja kochanka.
— Nie jest nią; przysięgam na mój honor.
Ojciec wzruszył ramionami.
— Cokolwiek jest, trzeba ją ratować.
Hrabina przecież już powstała.
— Ach Rene! jestem zgubiona, zawołała, ty wiesz żem nie popełniła nic złego...
Rene w najwyższej rozpaczy zaczął drapać piersi rękami, bandaż się odwinął i krew popłynęła.
Któż u djabla mógł domyśleć się, że za łóżkiem ukryta jest kobieta! wybuchnął ojciec.
∗
∗ ∗ |
Małgorzata w najwyższym stopniu obrażona i cierpiąca, powróciła do Montmorency. Wiedziała teraz że ją zdradzano najbezczelniej.
Jakkolwiek ostatni wypadek zhańbił jej nazwisko, myślała jedynie o Rene. On bił się za nią, był raniony dla niej!
Napisała list do barona; list dyktowany namiętnem przywiązaniem, list nierozsądny, kompromitujący. Codziennie pokojówka obowiązana była zanosić listy na pocztę. Ta pokojówka była szczerą przyjaciółką lokaja Blanki Lizely. Listy więc wiadome były wszystkim.
Rene powoli powracał do zdrowia. Rana goiła się, gorączka zmniejszała się. Lekarz pozwolił mu wstać z łóżka, zbliżał się dzień, w którym będzie mógł udać się do Montmorency. Z jakąż niecierpliwością oczekiwał tej chwili.
Przenosimy teraz czytelnika w inną stronę. Wiadomo wszystkim, że Paweł wyjeżdżając z Blanką, zapowiedział, iż jego nieobecność będzie trwała zaledwie tydzień.
Blanka z wiadomych jej przyczyn, starała się przedłużyć ten termin pobytu, w końcu przecie po upływie dni dwunastu, skierowali się napowrót ku domowi.
Przybywszy zastali tam Rene de Nangis.
Hrabia ujrzawszy go, zmarszczył się. Blanka się nie zdziwiła.
Tego samego wieczoru miała ona tajemną rozmowę z wiernym lokajem, która ją też niezmiernie uradowała.