Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom VIII/XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wojna i pokój Tom VIII |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1894 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Война и мир |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom VIII |
Indeks stron |
Kutuzow siedział dotąd na owej ławce przykrytej kilimkiem, z głową na piersi opuszczoną, upadając prawie pod ciężarem ciała osłabionego. Tam go zobaczył był Piotr po raz pierwszy dziś z rana. Nie dawał żadnych rozporządzeń. Chwalił jedynie lub ganił to, z czem do niego przychodzono.
— Tak, tak... słusznie... zróbcie tylko tak, a będzie dobrze... — mówił głową potakując. Lub posyłał kogoś nowego przypolecając:
— Idź mój drogi... zobacz, przekonaj się! — Albo też: — Niepotrzeba... to zbyteczne... czekajmy!
Słuchał jednak z uwagą raportów, które mu składano. Wydawał żądane rozkazy, nie tyle zwracając uwagi na słowa wymawiane, ile na ton i minę mówiących. Długoletnie doświadczenie i mądrość starca, przedstawiały mu jasno i dobitnie, że jednemu człowiekowi niepodobna rozporządzać stu tysiącznem wojskiem, walczącem ze śmiercią. Wiedział on doskonale, że losu bitwy nie rozstrzyga ani dobór broni, ani ilość dział, i miejsce gdzie stoi baterja; tylko owa siła nieuchwytna, nieokreślona, niespożyta, która nazywa się zapałem żołnierzy. Tę siłę starał się on podniecać, kierując nią rozumnie i z pożytkiem, o ile to było w jego mocy. Twarz Kutuzowa wyrażała spokój uroczysty. Wyraz ten nie licował wcale ze słabością ciała, ubezwładnionego wiekiem sędziwym i mnogiemi trudami. O jedenastej z rana zapowiedziano mu, że owe okopy niedokończone, a zabrane chwilowo przez Francuzów, wydarto im napowrót. Przy tem jednak wypieraniu nieprzyjaciela, został rannym książę Bagration. Kutuzow krzyknął przerażony i głową potrząsł boleśnie zadumany.
— Prosić do mnie natychmiast jego książęcą mość Piotra Iwanowicza — zwrócił się z rozkazem do adjutanta. Skoro nadszedł książę Würtembergski, przemówił doń w te słowa:
— Czy by wasza książęca mość nie raczyła objąć dowództwa nad pierwszym korpusem armji?
Książę odjechał natychmiast. Nie dotarł był jeszcze do Semenowska, a już posłał adjutanta, żądając posiłków. Kutuzow zmarszczył brwi. Wyprawił następnie Dokturowa, aby objął dowództwo po Bagrationie, a księcia kazał przywołać nazad, pod pozorem, że nie może obejść się bez jego światłej rady, w bardzo ważnych okolicznościach. Dowiedziawszy się o wzięciu do niewoli Murata, uśmiechnął się dziwnie. Cały sztab pospieszył powinszować mu tej pomyślności.
— Czekajmy panowie, nie tryumfujmy zawcześnie, czekajmy! Wygraliśmy bitwę, to jest niewątpliwem. Ujęcie w niewolę Murata, nie jest też niczem nadzwyczajnem. Nie trzeba jednak cieszyć się jeszcze tak bardzo.
Posłał jednak adjutanta, aby o tem pojmaniu w niewolę króla neapolitańskiego, dał znać żołnierzom. Trochę później, gdy przybył Szerbenin, zapowiedzieć mu, że Francuzi opanowali na nowo okopy pod Semenowskiem, Kutuzow odgadł po wyrazie jego twarzy i z wieści nadchodzących z pola bitwy, że idzie Rosjanom nie najlepiej. Wstał natychmiast i rzekł wziąwszy go na bok:
— Mój drogi, idź do Jermołowa i zobacz, w czemby mu można pomódz.
Kutuzow znajdował się w Górkach, a więc w samem centrum rosyjskich operacji. Konnica Uwarowa, odepchnęła była kilkakrotnie z najwyższą dzielnością atak Napoleona na rosyjskie lewe skrzydło. W centrum, wojsko francuskie nie posunęło się było dotąd po za Borodyno. O trzeciej po południu Francuzi zaprzestali ataku. Kutuzow mógł teraz sprawdzić na twarzach tych wszystkich, którzy z pola bitwy nadpływali, jak i w swojem najbliższem otoczeniu, uniesienie dochodzące prawie do szału. Powodzenie armji rosyjskiej przechodziło jego najśmielsze nadzieje, siły wypowiadały mu jednak posłuszeństwo. Głowa starca opadała co chwila na piersi i usypiał mimowolnie. Przyniesiono mu obiad. Podczas gdy jadł, zbliżył się do niego Woltzogen. Był to ten sam, którego był podsłuchał książę Andrzej, jak utrzymywał, że wojna powinna rozciągnąć się jak najszerzej. Przyszedł zdać raport Kutuzowowi, ze strony Barclay’a, o wojskowych obrotach lewego skrzydła. Przemądry Barclay, widząc tłum rannych, uciekających i złamane ostatnie szeregi, wywnioskował z tego, że bitwa przegrana i kazał oznajmić o tem Kutuzowowi. Woltzogen, Barclay’a ukochany adjutant, szedł zwolna, kołysząc się niedbale z nogi na nogę. Zastał Kutuzowa gryzącego z mozołą kawałek kury pieczonej. Wódz naczelny spojrzał na niego z całą serdecznością. Niemiec uśmiechał się końcem ust, podniósł wprawdzie rękę do daszka od czapki wojskowej, ale w całej jego postawie przebijała się zuchwała arogancja. Zdawał się mówić w duchu:
— Zostawiam Moskalom to zajęcie, żeby kadzili i pochlebiali starcowi niedołężnemu, którego ja umiem ocenić należycie i rozumiem jak nam tylko zawadza. Ten — „staruszek“ (Niemcy nigdy inaczej nie nazywali Kutuzowa,) niczego sobie nie żałuje! — pomyślał w końcu Woltzogen, spojrzawszy na talerz z kurą pieczoną. Potem zaczął przedstawiać położenie lewego skrzydła, tak, jak to miał zresztą nakazane i jak zresztą sam był osądził.
— Główne punkta naszych pozycji są w mocy francuzów. Nie byliśmy w stanie wyrugować ich z tamtąd. Zabrakło nam po temu żołnierzy. Wojsko w rozsypce i żadna siła ludzka nie potrafiłaby go zatrzymać.
Kutuzow przestał jeść, patrząc na niego z najwyższem zdumieniem. Zdawał się nie rozumieć słów jego. Woltzogen zauważył starca przerażenie i dodał ze złośliwym uśmiechem:
— Sądzę, że nie mam prawa ukrywać prawdy przed waszą książęcą mością. Widziałem na własne oczy wojsko rosyjskie w zupełnej rozsypce!
— Pan to widziałeś, widziałeś? — krzyknął gromko Kutuzow, zrywając się na równe nogi. Brwi zsunęły mu się nad czołem, wywijał groźnie zaciśniętemi pięściami, dusząc się prawie z gniewu. Dodał trzęsąc się cały: — Jak pan śmiesz przychodzić do mnie z podobnemi kłamstwami?! Niczego nie wiesz, nic nie widziałeś! Powiedz twojemu jenerałowi, że jego wiadomości są fałszem wierutnym. Ja wiem lepiej jak rzeczy stoją!
Woltzogen usta otwierał, chcąc coś odpowiedzieć, Kutuzow jednak nie dopuścił go do słowa.
— Francuzów odepchnięto na lewem skrzydle, a i na prawem mocno ich pobito. To nie racja, że pan źle widzisz, żeby mówić coś, czego nigdy nie było. Idź pan, powtórz odemnie jenerałowi Barclay’owi, że jest mojem niezmiennem postanowieniem, atakować zaraz jutro na nowo Francuzów! — Wszyscy umilkli i słychać było jedynie ciężkie starca sapanie. — Francuzów zewsząd odparto — zaczął po chwili. — Składam za to dzięki najprzód Bogu, a potem dzielnym naszym wiarusom! Zwyciężyliśmy na całej linji, a jutro, da Bóg doczekać — przeżegnał się zamaszyście — wypędzimy wroga z naszej świętej ziemi!
Woltzogen wzruszył nieznacznie ramionami i oddalił się nie próbując nawet ukryć zdziwienia niesłychanego, w które wprawiało go zaślepienie upartego staruszka. W tej chwili ukazał się na wzgórku jenerał, w sile wieku i nader piękny tak z twarzy jak i z postawy.
— Oto mój bohater! — zawołał Kutuzow wskazując nań ręką.
Był to Rajewski. Spędził dzień cały w miejscu najważniejszem pola bitwy. Donosił że wojsko rosyjskie stoi wszędzie jak mur, a Francuzi nie śmią ponawiać ataku.
— Ty więc jenerale, nie sądzisz tak jak inni, żeśmy powinni cofać się? — spytał Kutuzow.
— Przeciwnie, wasza książęca mość. Utrzymuję, że w sprawach niepewnych i nie dość jasno określonych, zwycięży ten zawsze, który wytrwa uparciej na stanowisku. Takie jest moje przekonanie i z tego powodu...
— Kaissarow! — krzyknął wódz naczelny. — Przygotować rozkaz dzienny. Ty zaś — zwrócił się do innego adjutanta — przejedź się pomiędzy szeregi i zapowiedz atak na jutro!
Woltzogen tymczasem wróciwszy raz jeszcze, żądał na piśmie dla Barclay’a potwierdzenia rozkazu wydanego z głównej kwatery. Kutuzow nie spojrzawszy nawet na niego, kazał natychmiast dokument wygotować i podpisał własnoręcznie, aby zdjąć z Barclay’a wszelką za ten krok odpowiedzialność. Dzięki pewnej intuicji moralnej, a dziwnie tajemniczej, którą możnaby nazwać duchem armji, każde słowo z rozkazu dziennego Kutuzowa, przeniknęło natychmiast i dotarło do ostatnich wojska szeregów. Nie były to może te same słowa, dodano prawdopodobnie bardzo wiele do nich, o czem ani się przyśniło wodzowi naczelnemu; każdy jednak zrozumiał ich sens i morał. Słowa te nie wypłynęły z licznych, mniej lub więcej mądrych kombinacji, ale wypowiadały wiernie uczucie tkwiące głęboko w sercu Kutuzowa i to uczucie odbiło się wiernem echem w sercach wszystkich jego żołnierzy. Wszyscy ci ludzie znużeni, bezsilni, wahający się, skoro dowiedzieli się o nowym ataku nazajutrz na nieprzyjaciela, pojęli, że to w co uwierzyć żaden z nich nie chciał, jest fałszem. Zaraz wstąpiła w nich otucha, pocieszyli się, wzmocnili i nabrali nowego animuszu.