<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Brzozowski
Tytuł Współczesna powieść polska
Wydawca Księgarnia A. Staudacher i Spółka
Data wyd. 1906
Miejsce wyd. Stanisławów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.
STANISŁAW PRZYBYSZEWSKI.

Przybyszewski wyszedł z tego samego duchowego i myślowego piekła. Tylko jest on i śmielszy i konsekwentniejszy. Jest w nim tragiczna potęga całkowitości. Logika myślowa, kościec dyalektyczny jego pierwszych powieści odznacza się niezwykłą zwartością. Oparte są one na konstrukcyi, którą przezwyciężyć można duchowo tylko u samych jej podstaw, inaczej bowiem pozostanie ona nienaruszona. Gdy Przybyszewski spotyka na swojej drodze myśl pogrążającą go na dnie rozpaczy, nie omija on jej, nie przymyka oczu, lecz przyjmuje je w całej pełni. Bieg myśli jest następujący: człowiek jest cząstką przyrody, podległą jej. Pojęcia, myśli wierzenia człowieka zawisły od jego organizmu i warunków, w jakich organizm ten żyje i rozwija się. Brutalnie mówiąc, są odpowiednikami pewnego określonego stanu, centralnego układu nerwowego. Pięknie. Ale co to jest układ nerwowy organizmu? — nasze pojęcia? Pojęcia, a więc odpowiedniki pewnych stanów układu nerwowego, który znowu jest pojęciem. Nie można więc już nawet uspokoić się i zasklepić w przekonaniu, że człowiek sobie myśli to lub owo, zależnie jak jego układ nerwowy przetrawia i przetwarza podniety. Światopogląd naturalistyczny, którym tak chełpi się nowoczesna pseudo-naukowa filozofia, jest w gruncie rzeczy odbiciem i wytworem współczesnego naszego społecznego ustroju i tych warunków, jakie stwarza on dla człowieka. Rysem charakterystycznym tego ustroju jest całkowite zamaskowania faktu, że społeczeństwo jest dziełem ludzkiem, jest czemś z człowiekiem i jego odpowiedzialnością współwymiernym. Jeden dzień przeżyty świadomie w obecnym ustroju wystarcza do zrozumienia całej potworności tego, co się dziś życiem ludzkiem nazywa. Wyjdźmy za miasto do robotniczej dzielnicy. Tysiące rodzin zostały pozbawione chleba, dlaczego? Czy chciał je skrzywdzić kto? Takie okrucieństwo byłoby czemś straszliwem, kazałoby przypuszczać jakąś szatańską złą wolę w swym sprawcy. Lecz kim jest tu sprawca? drobniutka wiadomość wyczytana w gazecie giełdowej wstrzymuje maszyny w obiegu, wyrzuca na bruk setki, tysiące istot. Nie winien nikt: kryzys przemysłowy. Bezpośrednio byłoby niesprawiedliwą rzeczą obwiniać tego lub owego fabrykanta, tego lub owego bankiera, przedstawiciela rządu. To jest ponad nimi, poza nimi. Coś bez twarzy, imienia, głosu, druzgocze, w błoto depce ludzkie życia i dusze. Nikt nie winien z żywych, pojedyńczych ludzi, nikt nie winien, że setki dziewczyn stają się i stać się muszą prostytutkami, że popełniane są i muszą być popełniane setki tak zwanych zbrodni, że następnie wiedzący o tej powszechnej bezwinie i bezsile sędziowie skazywać będą zbrodniarzy w imię sprawiedliwości na więzienie, śmierć. Napróżnobyśmy szukali pierwszej przyczyny i celu. Napróżno szukać tego pierwszego koła, tej pierwszej sprężyny, za którą schwycić trzeba, aby powstrzymać działanie tej druzgocącej wszystko maszyny. Codziennie i o każdej chwili spełnia się coś nieludzkiego nad milionami istnień ludzkich — i to jest społeczeństwo. I to jest podstawa historyczna monistycznych, empiryo-krytycznych systematów filozoficznych: są one ideologiami nieodpowiedzialności zbiorowej. Społeczeństwo nasze mitologizuje równie dobrze jak każde inne: gdyż uznaje za byt samoistny dzieło własne, myśl własną. Tylko bóstwa współczesnych społeczeństw są nieosobiste, jak one same. Ucisk społeczeństw dawniejszych związany był w sposób mniej lub więcej bezpośredni z wolą ludzką i osobistem działaniem. W społeczeństwie nowoczesnem ucisk jest nieosobisty, nieludzki, pozaludzki. Wszystkiem i wszystkiemi rządzi coś co jest poza ludźmi: prawa wytworzone przez człowieka, a jakby wiodące niezawisły od niego żywot. To jest atmosfera, z której wyszła twórczość Przybyszewskiego. Jesteś niczem, a będziesz działał i cierpiał, jeżeli masz sumienie, jakbyś był kimś. Nie tyś stworzył prostytucyę i nie ty jesteś w stanie zniszczyć ją, a pomimo to będzie ona ciążyła na tobie, jak wina twoja i żadne rozumowania nie będą w stanie zniszczyć w tobie poczucia tej odpowiedzialności. Mimowolne, mimowiedne, niepodobne do usunięcia, de zrzucenia z siebie wspólnictwo w nieustannie popełnianych podłościach, okrucieństwach, zbrodniach, to jest stan duszy współczesnego człowieka. Ulica cywilizowanego miasta: cywilizowany stróż porządku publicznego okłada po twarzy pijaną dziewkę uliczną. Dziewczyna wyłajała go, używszy całego repertoaru nieliterackich, niecenzuralnych wyrażeń. Niecenzuralne wyrażenia są wytworem tych równie niecenzuralnych funkcyi, które dziewczyna w społeczeństwie spełnia i z których społeczeństwo korzysta, nie żałując jej pomimo to i nie skąpiąc wszelkiego rodzaju objawów swej bezgranicznej wzgardy. Kim jestem wobec tej dziewczyny, kim jestem wobec tej maszyny, która wytwarza tego rodzaju istnienia? Winienem tu, czy nie? Mógłbym tu co zmienić? Poczucie bezsiły, poczucie, że się jest kółkiem, poruszanem przez jakiś potworny aparat, a jednocześnie odpowiedzialnym za to, co ten aparat sprawia — to jest stan duszy człowieka wczuwającego się w stan rzeczy, w życie takie, jakiem je zna nowoczesna ludzkość. Wczuwać się: poco się wczuwać? Być posuwanym, poruszanym, wytworzyć sobie profesyonalną moralność kółka, trybiku. Być tu człowiekiem, czuć, jak człowiek — niepodobna. Przybyszewski jest wyrażeniem tego, co czyni życie nowoczesne z człowieka. Coś niewidzialnego niszczy, coś niewidzialnego, nieznanego dławi. Czy to fikcya mistycyzmu Przybyszewskiego? Wygodne tłomaczenie. Przybyszewski nie jest pisarzem społecznym w przeciętnem znaczeniu słowa. On jest czemś więcej: on jest świadkiem martyrologii człowieka, duszy twórczej w obecnem społeczeństwie. On jest tą treścią, jaką musi mieć człowiek współczesny w sobie, gdy jest szczery: rozpacz. W nim jest ta sama siła, która wypędzała na puszczę pierwszych eremitów w ginącym starożytnym świecie. Przybyszewski jest tak typowy, że jest więcej zjawą niż człowiekiem: jego pisma są raczej krzykiem, jękiem, niż słowem. Dzieje się coś strasznego ze mną i naokoło mnie, coś, czego ja nie uznaję, nie chcę, a w czem pomimo wszystko biorę udział.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Brzozowski.