Wyspa błądząca/Rozdział I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyspa błądząca |
Podtytuł | Powieść podróżnicza z ilustracjami |
Wydawca | Wydawnictwo bibljoteki powieści podróżniczych dla młodzieży |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Druk. Sikora, Warszawa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Elwira Korotyńska |
Tytuł orygin. | Le Pays des fourrures |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dnia 17 marca 1859 roku, kapitan Craventy urządzał wspaniałe przyjęcie.
Nie był to bal, lecz serdeczne, miłe zespolenie się blizkich mu i znajomych, tych, co darzyli sympatją wyruszającą po cenne futra i żądne przygód Towarzystwo handlowe z kapitanem Craventy na czele.
Pod nadzorem kaprala Zolifa i jego młodej żony forteca zmieniła się do niepoznania. Zamieciono izby, poustawiano ławy drewniane dla gości, ogromne stoły uginały się pod ciężarem naczyń z potrawami a poza jadalnią w sąsiednich pokojach porozwieszano wspaniałe futra. Były tam puszyste skóry szarych niedźwiedzi, białych, również przepyszne bobry, lisy srebrzyste i sobole. Bogactwo wiało z tych ścian obwieszonych skórami zwierząt północy i spoglądano z podziwem na dobór przeróżnych barw i odcieni.
W środku salonu stał piec olbrzymi z żelazną rurą ogrzewającą corazto nowych przybyszy. A tymczasem na dworze rozpętały się żywioły: huczały przewlekle groźne wichry, szalała krew mrożąca w żyłach śnieżyca.
Pod wpływem tej niepogody drżał dom, poruszały się sprzęty — nie przeszkadzało to jednak ludziom tutaj zebranym do zajadania ze smakiem i do prowadzenia wesołej, z wybuchami śmiechu rozmowy. Do burz i wichrów, do huraganów i zamieci przyzwyczajeni byli ci odważni, zżyci z naturą podróżnicy.
Było ich tu dziewiętnastu, z porucznikiem Hobsonem na czele.
Między stałymi mieszkańcami fortecy znajdowały się dwie kobiety przybyłe z Nowego Yorku w celu odbycia podróży. Jedna z nich, Paulina Barnett, była tu szczególniej szanowana i otaczana opieką.
Sławna podróżniczka, nie raz jeden wyróżniana przez towarzystwa geograficzne, była kobietą lat średnich, wysokiego wzrostu, o oczach wyrazistych i twarzy nacechowanej niezwykłą energją.
Wdowa od lat kilkunastu, lubowała się w podróżach i nadzwyczajnych przygodach.
Przybyła tu ku wielkiemu zdziwieniu podróżnych z listem polecającym od dyrektora towarzystwa i zwróciła się do kapitana Craventy. Kapitan Craventy po przeczytaniu listu oznajmił przybyłej, że wyruszają aż do wybrzeży morza Północnego, nie wyobraża więc sobie, aby kobieta delikatna zdołała przetrzymać tamtejszy klimat i niewygody.
Odpowiedziała mu, że w obecnej roli nie jest ona słabą i wątłą kobietą, lecz laureatką towarzystwa i żadne trudy nie zniechęcą jej do projektowanej podróży.
W ten sposób weszła w skład personelu wyruszającego na północ.
Towarzyszka jej Magdalena, zacna i całem sercem oddana powiernica, była na pół służącą na pół przyjaciółką.
Starsza o lat kilka od swej pani przyjęła rolę opiekunki i otaczała ją troskliwością bez granic i opieką iście macierzyńską.
Siedziały obok kapitana, wsłuchując się w wypowiadane przez niego projekty i cele podróży, zachwycone tą wymarzoną przez Paulinę Barnett daleką wycieczką i zatopione całkowicie w myślach o mającym się odbyć na drugi dzień wyjeździe, gdy naraz ciszę przerwał okrzyk groźny, przerażające wołanie o ratunek.
Wskoczono od stołu, chcąc biedz na czyjś tak bardzo wymowny i rozpaczliwy krzyk, ale kapitan powstrzymał wszystkich w tym zamiarze, wysyłając jedynie sierżanta Longa aby wywiedział się, kto taki wzywa ich na ratunek.