Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Czwarta/Rozdział XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyznania |
Część | Księga Czwarta |
Rozdział | Rozdział XIV. |
Wydawca | Piotr Franciszek Pękalski |
Data wyd. | 1847 |
Druk | Drukarnia Uniwersytecka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Piotr Franciszek Pękalski |
Tytuł orygin. | Confessiones |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała Księga Czwarta Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
I cóż mnie, Panie Boże mój, spowodowało, żem te księgi przypisał Hieryuszowi mowcy rzymskiemu? którego aczkolwiek nie znałem z widzenia, kochałem go jednak dla sławy jego nauki, którą publicznie jaśnial; niektóre tylko wyrazy jego słyszałem i bardzo mi się podobały. Lecz więcéj jeszcze, że podobały się innym, którzy go powszechną pochwałą i szacunkiem z zdumieniem rozgłaszali: że Syryjczyk wprzód w greckiéj mowie gruntownie wyuczony, późniéj w łacińskiéj, został podziwiającym mistrzem, i we filozoficznych umiejętnościach nad innych celował; to było mojego zdumienia powodem.
Być że to może, abyśmy, słysząc pochwałę człowieka, zaraz go acz nieobecnego kochali? Czyliż ta miłość z ust chwalcy wychodząca od razu przechodzi w serce słuchacza? nie zapewne; lecz miłością kochającego piękne przymioty w innym, zapala się miłość drugiego. Stąd przeto kochamy przedmiot chwalony, skoro przekonani jesteśmy, że pochwała z szczérości serca w wypływa, że ją życzliwość wydaje.
Tak więc wtedy kochałem ludzi, podług ludzkiego sądu ale nie według twojego, mój Boże, który nikogo nie myli. Wszelako moje pochwały nic nie miały spólnego z chwaleniem sprawnego woźnicy, albo biegłego w swéj sztuce myśliwca gminnemi pochwałami na widzialni wsławionych, mój szacunek innego zupełnie był rodzaju, i daleko wyższy; chwaliłem tak poważnie jak sam chciałem być chwalony. Nie byłem pewnie chciwy takiéj pochwały i miłości, jakie komedyanci odbierają, lubom ich piérwszy chwalił i kochał; obierałem raczéj zatajenie, niż taką sławę, i nienawiść jak podobne życzliwości. Ale jakże w jednéj i téj saméj duszy utrzyma się równowaga różnych i przeciwnych sobie miłości? jakimże sposobem kochać mogę w innym człowieku to; czego w sobie samym nie nawidzę, czém się brzydzę i daleko od siebie rzucam, będąc równie jak on człowiekiem? A jak dobrego konia lubi ów który go chwali, nie życzyłby sobie nim zostać, chociażby i mógł: czyliż i o komedyancie, natury naszéj towarzyszu, za równo jak o koniu mniemać należy? Mogęż więc właściwie kochać w człowieku to, czegobym w sobie nienawidził, i nie chciał tém być, będąc niemniéj człowiekiem? Niezgruntowaną przepaścią jest człowiek dla siebie, „którego wszystkie włosy na głowie ty Panie masz policzone, a żaden nie spadnie bez woli twojéj [1], snadniéj atoli policzyć włosy jego, niźli żądze i poruszenia jego serca.
Ale tego mowcę kochałem z téj pobudki, żem pragnął zrównać się z nim w naukach; za próżną nadętością błądziłem, wszelkim wiatrem byłem unoszony, a nie pojmowałem skrytego twojego mną rządzenia. I skądżem się o tém dowiedział, jakże to z pewnością tobie wyznam, że raczéj miłość stronników tego człowieka zapaliła mnie do kochania go, aniżeli sam powód rzeczy, dla których był chwalony? Bo gdyby go miasto pochwały ganiono, a materia sławy była materyą krtki i wzgardy: nie byłoby zapewne moje serce miłością ku niemu zawrzało. A jednak i człowiek i rzeczy jego byłyby te same, jedynie opinia o nim różna. O jakże ciężko upada wątła dusza, która jeszcze nie opiera się na nieporuszonym gruncie prawdy. Za każdym dziwacznej opnii powiewem idzie, skłania się, obraca i odwraca; a światłość zasłania się mrokiem dla niéj, przeto nie widzi prawdy, która przed nami otworem stoi.
Byłoby to w prawdzie wielką dla mnie sławą, gdyby moje rozprawy i usiłowania były doszły wiadomości tego człowieka. A jeźliby je był pochwalił i potwierdził, bardziéjbym się jeszcze był zapalał do pracy; gdyby zaś naganie były uległy, byłoby serce moje zranione, pełne próżności, a wypróżnione z téj stałości prawdy, która jest w tobie. Z uciechą wszakże, i nieustannie zajmowałem się owém piękném i stósowném, o czem do niego pisałem; a moje własne podziwienie bez obcych pochwał chwaliło ów pomnik mojego pomysłu.