Z niwy śląskiej/Słowo wstępne
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Słowo wstępne |
Pochodzenie | Z niwy śląskiej |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze |
Data wyd. | 1902 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Z zapisu ś. p. Franciszka Górniaka wychodzą obecnie drukiem wiersze poety śląskiego, Jana Kubisza.
Nazwisko to zwiedzającym Księstwo Cieszyńskie nie obce wcale. W. Szukiewicz wspomina je w swych wrażeniach z wycieczki na Śląsk (Śląsk Cieszyński, Lwów 1893, str. 4), pisał o nim dość obszernie w rozprawie o stosunkach śląskich Jan z Borku (prof. Kukucz w sprawozdaniu wiedeńskiego «Ogniska» 1895), mówi o nim z zajęciem Marya Wysłouchowa w zajmujących listach z «Niwy śląskiej», drukowanych w «Tygodniu» lwowskim, a Fr. Rawita poświęcił mu dłuższy artykuł w «Przełomie» wiedeńskim (1896). W samem Księstwie Cieszyńskiem imię Kubisza jest znane powszechnie, a jego piosnka p. n. «Nad Olzą» (ob. str. 97) jest ulubionym śpiewem śląskim, z którym w każdym zakątku tego małego kraju łatwo można się spotkać.
Popełniłby niemały błąd ten, ktoby w poezyach Jana Kubisza chciał szukać tej doskonałości formy, do której doszła za czasów naszych poezya polska, i autor, wydając zbiorek niniejszy, wie o tem dobrze. Spotykając się z nim często i szczycąc się jego przyjaźnią, słyszałem niejednokrotnie z ust Jana Kubisza słowa żalu, że los nie pozwolił mu kształcić się więcej, ani też nie zaprowadził go do żadnego z ognisk życia umysłowego polskiego, że życie całe upłynęło mu w małej wiosce śląskiej, gdzie brakło wykształconego towarzystwa, dobrych książek i tych wszystkich podniet, którym rycerze pióra zawdzięczają zazwyczaj rozwój swego talentu.
Twórczość Jana Kubisza, jak się o tem czytelnik przekona z tomiku, który oddajemy mu do rąk, jest zupełnie samorodną, wzorów poeta miał bardzo niewiele, a i warunki, w których wychował się i wzrósł, zupełnie nie zachęcały do takiej pracy nad sobą, jakiej potrzeba było, aby talent niewątpliwy mógł się należycie rozwinąć i dojrzeć.
Jan Kubisz urodził się 24 stycznia r. 1848 we wsi Końskiej niedaleko Cieszyna (obok Trzyńca) nad Olzą w domu niezamożnego włościanina, który oddał go do szkół w Cieszynie. Tu uczył się w latach 1860—1865 w gimnazyum ewangelickiem, poczem na klasie IV przerwał nauki gimnazyalne, choć mu one szły łatwo i dobrze, i powrócił pod strzechę ojczystą.
Językiem wykładowym w ówczesnem gimnazyum ewangelickiem, podobnie jak i w katolickiem, które złączone z tamtem, tworzy dziś państwowe gimnazyum niemieckie w Cieszynie, była niemczyzna, a choć ówczesne grono nauczycielskie wolne było od tych dążeń germanizacyjnych, jakiemi odznacza się dziś inteligencya niemiecka na Śląsku, to jednakże pod wpływem otoczenia młody Jan Kubisz czuł się po ukończeniu czterech klas gimnazyalnych Niemcem — te dążenia narodowe, których przedstawicielem niemal jedynym był wówczas w Cieszynie redaktor «Gwiazdki Cieszyńskiej», Paweł Stalmach, były mu obce. Od zniemczenia zupełnego chroniła go modlitwa w języku polskim i «Postylla ks. Samuela Dambrowskiego», książka polska, nieodstępny (obok Biblii) towarzysz każdego polskiego ewangelika na Śląsku.
Rok przepędzony w Końskiej po wystąpieniu z gimnazyum, zadecydował o usposobieniu narodowem Jana Kubisza. Tu zetknął się z rolnikiem Jerzym Buzkiem. Buzek, kilkunastu laty starszy od Kubisza, wystąpił z gimnazyum po ukończeniu klasy VI z powodu choroby, i już więcej do szkoły nie powrócił, zabrawszy się do uprawiania ojczystego zagona, ale kształcić się nie przestał, czytał dużo, a książki otrzymywał od brata, zatrudnionego w jednej z księgarń lwowskich. Buzek czuł i myślał po polsku i w tym też kierunku oddziałał na młodego przyjaciela, którego uratował od utonięcia w morzu niemieckiem.
Po roku pobytu w domu rodzicielskim Kubisz zapisał się do zakładu kształcącego nauczycieli ludowych, czyli t. zw. preparandy w Cieszynie, gdzie w latach 1867 i 1868 ukończył kurs dwuletni, poczem po krótkotrwałej praktyce nauczycielskiej w szkole ewangelickiej w Cieszynie otrzymał miejsce w szkole ludowej w Gnojniku (obok Końskiej, przy drodze kolejowej z Cieszyna do Frydku) i tu na cichej pracy nauczycielskiej upłynęło mu lat kilkadziesiąt, tu zjednał sobie miłość i przychylność ludu, tu ożeniwszy się przeżył dni szczęścia i smutku, gdy w r. 1901 pochował po dwudziestu latach pożycia ukochaną żonę, a na kilka lat przedtem dziesięcioletniego syna, do którego wielkie przywiązywał nadzieje.
W ruchu narodowym, którego widownią było Księstwo Cieszyńskie w ciągu ostatnich lat kilkudziesięciu, Jan Kubisz brał zawsze udział czynny.
Najważniejszem ogniskiem tego ruchu była przez długie lata Czytelnia ludowa w Cieszynie, w której gromadziło się to szczuplutkie grono inteligencyi polskiej, które pracowało nad odrodzeniem narodowem Księstwa Cieszyńskiego. Jako członek Czytelni Kubisz wraz z przyjaciółmi swymi, kierownikami Towarzystwa Oszczędności i Zaliczek w Cieszynie, Hilarym Filasiewiczem i Adamem Sikorą, organizował przez długie lata przedstawienia amatorskie, które zgromadzały ludność polską z całego Śląska, urządzał doroczne obchody w rocznicę śmierci Adama Mickiewicza, które zagajał przemówieniami, nie usuwał się od żadnej pracy zbiorowej, której mógł się przydać pracą lub radą.
Wiersze Jana Kubisza były wynikiem tej właśnie jego pracy obywatelskiej. W przeważnej części mają one charakter okolicznościowy, agitacyjny, bo zazwyczaj w tym celu były pisane. Wiedziano, że Kubisz lubi pisać wiersze i że mu to przychodzi z łatwością, a był jubileusz Czytelni ludowej, więc go proszono o wiersz. Kubisz wymawiał się i wypraszał, ale ostatecznie na obchód przyszedł z wierszem (ob. str. 33), w którym tłómaczył rolę Czytelni w dziejach odrodzenia narodowego śląskiego — zakładano gimnazyum polskie w Cieszynie, więc je powitał wierszem: «Woda ze skały» (ob. str. 145) — była inna jakaś uroczystość, to czytał «Syna Marnotrawnego», przedstawiając w nim te sidła, jakie germanizacya zastawia na Śląsku na młodzieńca polskiego, który kończy szkoły, a zarazem kreśląc tę walkę duchową, którą stoczyć musiał ze sobą każdy Ślązak, przyznający się dziś do polskości.
Rozczytanie się w poezyach Mickiewicza, Syrokomli, Pola i Romanowskiego pogłębiło w duszy Kubisza miłość tej Polski, od której Śląsk przed wiekami został oderwany i rzucony na pastwę wynarodowienia, a do której jednakże, dzięki wstrząśnieniom r. 1848, począł wracać, począł żyć jej życiem i duchowo się z nią zespalać.
Nie myślę wdawać się w szczegóły, które każdy czytelnik łatwo spostrzeże, aby wykazać wpływ wymienionych poetów na utwory Kubisza. Jest on tem znaczniejszy, że ich poezye były obok Biblii i Dambrowskiego jedynemi znanemi Kubiszowi książkami polskiemi, a jedynem pismem, z którego czerpał skąpe wiadomości o tem, co się działo w ziemiach polskich, była Stalmachowa «Gwiazdka Cieszyńska», jedyne przez lat kilkadziesiąt pismo śląsko-polskie.
Czytelnik zauważy łatwo w poezyach Kubisza wiele wyrazów wziętych żywcem z dyalektu śląskiego. Jest to rzecz całkiem naturalna, gdy się zważy, że dyalektem na Śląsku mówi nietylko lud, ale i miejscowa inteligencya. Inteligencya ta: Stalmachowie, Cieńciałowie, Michejdowie, Kubisze, Londzinowie, Buzkowie, Glajcarowie, Kukuczowie, Macurowie, Farnikowie i inni, wyszła z ludu, w szkołach uczono ją po niemiecku, a jeśli uczono ją języka polskiego, to nauczyciele tego języka sami nie umieli po polsku, to też językiem polskim był dla nich dyalekt ludowy, który pozostał językiem życia potocznego nawet wtedy, gdy przez dzienniki i książki oswoili się z językiem ogólno-polskim. To oswojenie się przyszło daleko łatwiej tym, którzy mieszkali w miastach, gdzie częściej nadarzała się sposobność zetknięcia z rodakami z innych ziem polskich. Kubisz życie całe, za wyjątkiem sześciu lat szkolnych, przepędził na wsi, z ludem w życiu codziennem, w szkole, na posiedzeniach kółka rolniczego, w którem pracował gorliwie, mówił zawsze dyalektem, więc też dyalekt śląsko-polski jest dlań tym językiem, którym rozmawia sam z sobą, a choć przyswoił sobie dobrze język polski książkowy, to jednakże nie może pozbyć się niektórych wyrazów i zwrotów gwarowych.
Wiedząc o tem, że Kubiszowi niewiele już pozostaje lat pracy w szkole, że niedługo otrzyma emeryturę, zapytałem go kiedyś, czy przeszedłszy na emeryturę osiędzie w mieście, zwłaszcza, że osiedlenie się w mieście ułatwiłoby mu wychowanie kilkorga dzieci. Odpowiedział mi Kubisz, że zanadto się zżył z życiem wiejskiem, które, nie znając zresztą ani Georgik Wergiliusza, ani Ziemiaństwa Kajetana Koźmiana, opisał w poemacie p. n. Dwa dni (ob. str. 3 i nast.) — nie chce on rozstać się z tymi łanami śląskimi, które ukochał całą mocą swego czystego serca i szlachetnej duszy, duszy poety «z Bożej łaski», a zwarzonej życiem w warunkach nie sprzyjających jej rozwojowi, hamujących jej wzloty.
Zbiór niniejszy obejmuje tylko cząstkę utworów Kubisza. Wiele z nich autor odczuwający ich braki rzucił na pastwę ognia, wiele zatrzymał w tece, twierdząc, mimo odmiennego zdania przyjaciół, że ich drukować nie warto. Nadto dość obfity zbiór przekładów wierszy ewangelickiego teologa i poety, Karola Geroka (ur. 1815 † 1890), dokonanych przez Kubisza, zamierza wydać osobno Towarzystwo ewangelickie oświaty ludowej w Cieszynie, wobec czego pominęliśmy je w tym zbiorze.
Poezye Kubisza wydane zostały obecnie nie jako utwory artystyczne, nie jak dorobek literacki chwili — ogłasza się je jako dokumenty życia narodowego polskiego w Księstwie Cieszyńskiem w ciągu ostatnich lat kilkudziesięciu, jako wyraz uczuć, przekonań, a i bólów tego pokolenia śląskiego, którego praca zapoczątkowała odradzanie się narodowe prastarej dzielnicy piastowskiej. Uwagę tę, jako komentarz do książki niniejszej, uważamy za niezbędną.
Poezye Kubisza mają nadto jeszcze doniosłe znaczenie jako objaw polskiej literatury ewangelickiej. Faktem jest, że w Księstwie Cieszyńskiem mieszka 70.000 ewangelików, których językiem ojczystym jest język polski i wśród których wzrasta poczucie przynależności do narodu polskiego. Poczucie to znalazło wyraz w poezyach Jana Kubisza, który uważa się za prawowitego ewangelika i za Polaka, odczuwającego dolę całego narodu. Zjawiska tego, ze względów ogólno-narodowych lekce sobie ważyć nie można.
Ksiądz Franciszek Michejda w broszurze p. n. «Ewangelicy Polscy» (Cieszyn, 1900, str. 35), mówiąc o fanatyźmie narodowym niemiecko-pruskim, który pod hasłem «Zerwać z Rzymem» sprzysiągł się na zagładę polskości, powiada: «My polscy ewangelicy mamy... podwójny obowiązek. Raz musimy przeciw takiemu narodowemu fanatyzmowi, takiemu na wskróś niechrześcijańskiemu tępieniu narodowości, takiemu zupełnie nieewangelickiemu, pogańskiemu panowaniu i prawu pięści mocniejszego przeciw słabszemu w imieniu ewangelii protestować. Musimy zaznaczyć, że takie barbarzyńskie postępowanie ewangelickiego (pruskiego) narodu i społeczeństwa przeciw własnym współobywatelom, jest moralną klęską dla kościoła ewangelickiego. Powtóre musimy głośno stwierdzić, że wyznanie i kościół ewangelicki a narodowość niemiecka nie są identycznemi, lecz całkiem odrębnemi pojęciami. Mimo wielkich zasług narodu niemieckiego około kościoła i wiary ewangelickiej, wiara ewangelicka i kościół ewangelicki nie są żadnym niemieckim kościołem ani wiarą niemiecką, tak samo jak chrześcijaństwo nie jest żadną religią żydowską, aczkolwiek poszło z żydów. Kościół ewangelicki jest powszechnym kościołem chrześcijańskim jak każdy inny. Gdy .... polscy ewangelicy oświadczą się wiernymi synami narodu swego, podzielą z nim jego dobre i złe losy, z nim żyć, czuć, walczyć, cierpieć, dla niego pracować będą, ..... wtenczas z pewnością zajmą wiara i kościół ewangelicki poczesne stanowisko wśród polskiego narodu i znajdą przychylność wśród społeczeństwa, które w nich uzna i uszanuje kościół i wiarę swych braci».
Te słowa przywódcy ewangelików polskich na Śląsku są wyrazem przekonań Jana Kubisza, wyrażonych w poezyach, przez które społeczeństwo polskie będzie mogło się z niemi zapoznać, co, jak powiedziałem, ze względów ogólno-narodowych jest bardzo doniosłe. To też był wzgląd, dla którego podjęliśmy się pracy nad wydaniem zbioru wierszy Jana Kubisza.
W ten sposób spełnia się życzenie jednego z wybitnych ewangelików polskich na Śląsku ś. p. Franciszka Górniaka († 1899), który, nie mogąc za życia, płodnego w pożyteczne czyny dla dobra ludu polskiego na Śląsku, doprowadzić do skutku swego zamiaru, przeznaczył testamentem fundusz na wydanie niniejszej książki. Niech więc będzie ona także wieńcem na jego mogiłę.