Z zagadnień naszego rozwoju społecznego
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Z zagadnień naszego rozwoju społecznego |
Pochodzenie | Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891) |
Wydawca | G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz |
Data wyd. | 1893 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków – Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały zbiór |
Indeks stron |
Kwestje, dotyczące układu i przeobrażeń stosunków rolnych w Polsce, tak ze względu na liczebność klas społecznych w rolnictwie podstawę bytu znajdujących, jako też z powodu znaczenia, które posiada produkcja rolnicza w budżecie gospodarczym kraju, naczelne zajmują miejsce w szeregu zagadnień naszego rozwoju społecznego. W szczególności zaś stan obecny i losy przyszłe gospodarstwa włościańskiego z obu względów powyższych gruntownie studjowane być winny.
Odnoszące się tu liczne kwestje szczególne dają się streścić i uogólnić w następującem pytaniu zasadniczem: czy ostoi się i utrwali gospodarstwo ludowe na drobnej własności roli oparte, czy też na szczątkach jego ma wyrosnąć kapitalizm rolniczy, a więc wielka własność i uprawa z jednej, a bezrolny proletarjat parobczany z drugiej strony?
Zagadnienie to, będąc często przedmiotem sporów i dyskusji, posiada już długi szereg argumentów teoretycznych lub z praktyki życia zaczerpniętych, które tak lub inaczej przemawiają. Powtarzać ich tu nie będziemy, bo kwestja to zbyt rozległa i od wielu zmiennych i przewidzieć się nie dających czynników zależna. Z pośród ostatnich wszakże, jeden w praktyce dotąd mało uwzględniany, znaczenie doniosłe mieć może w przyszłości.
Rzecz to zresztą nie nowa, gdzieindziej szeroko zastosowywana, a i u nas na innych polach coraz bardziej się upowszechniająca. Gospodarstwo zbiorowe, mianowicie, jest formą, przez którą ludzkość w zaraniu swojego życia cywilizacyjnego przechodziła i do której dzisiaj w przeróżnych postaciach powraca. Zobaczmy na jakiej drodze urzeczywistnienia czynnika tego w zajmującej nas obecnie dziedzinie stosunków szukać by należało.
Podstawą spółek i stowarzyszeń wśród włościan polskich być nie może, jak u innych ludów słowiańskich, Serbów lub Wielkorusów, dotąd przechowana i do dziś potężna tradycja dawnych instytucji gromadzkich. Chłop polski jest dziś indywidualistą, w najbardziej skończonej typu tego postaci. Tam nawet, gdzie przechować się miały najdłużej starodawne urządzenia gminne — na Kurpiach, w radomskiej Jedlni — dziś już po nich śladów nie dojrzymy.
Szczątki ich na obszarze ziem polskich istnieją gdzieś zaledwie u rybaków na Heli lub juhasów tatrzańskich, w pewnych specjalnych warunkach gospodarstwa, lecz nie na roli.
Natomiast widoczne są wszędzie w kraju objawy dokonywającej się indywidualizacji gospodarstwa ludowego, które otrząsa się skwapliwie ze wszelkich z tendencją tą niezgodnych pozostałości minionej epoki. Znoszą się serwituty i używalności wspólne, dzielą się lasy i pastwiska gromadzkie; w niektórych okolicach znikają jedna po drugiej rojne i gęsto zabudowane wsi kmiece, a ludzie z nich rozchodzą się na „kolonje“, budując się każdy zosobna na swoim gruncie, zaokrąglając posiadłości, ogradzając się i okopując od sąsiadów. Takim będzie układ, do którego włościaństwo nasze szybkim zmierza krokiem.
Dla spółek i towarzystw w czem innem zatem szukać należy podstawy: już nie jako forma, tradycją przekazana, na prawie obyczajowem oparta i z ducha ludu wypływająca, lecz po prostu w imię dobrze pojętego interesu praktycznego z zupełną rzeczy świadomością narodzić się ona z konieczności musi. Przykładem mogą być dla nas ludy Europy zachodniej, gdzie również na gruncie czystego indywidualizmu powstawały naprzód związki chwilowe, dla celów doraźnych zawiązywane, a następnie towarzystwa rolnicze stale działające.
Zaczątki podobnych usiłowań i u nas już gdzieniegdzie dostrzedz można: powstają spichrze gromadzkie, sklepy wspólne, młyny, spółki dla kupna maszyn, dzierżawy gromadzkie i t. d. Są to dopiero zaczątki słabe, których doniosłości przeceniać nie można; są jednak oznaką budzącej się świadomości i zrozumienia potrzeby gospodarnej akcji zbiorowej, a stopniowo wykształcić się i spotężnieć muszą. W innych warunkach w kierunku tym mogłoby okazać pomoc skuteczną państwo przez zastosowanie środków właściwej polityki ekonomicznej, popierając wszelkie instytucje pomocy wzajemnej, jak kółka rolnicze, spichrze wiejskie, ubezpieczenia rozmaite i t. d. U nas, oczywiście, liczyć na to nie można.
Trudno nawet przesądzać z góry: czy usiłowania podobne zdołają usunąć w zupełności te strony ujemne, które własność drobna, — jak i wszelkie zresztą inne formy ekonomiczne, — niewątpliwie posiada. Jakkolwiekbyśmy jednak teoretycznie formę tę oceniali, pamiętajmy, że jest to jedyna, którą lud polski zna, jedyna, na której spoczywa dziś dobrobyt większości narodu. Wyboru tu niema: rozkład jej i upadek, to ruina materjalna i moralna kilkomiljonowej rzeszy włościaństwa polskiego, dla którego ponad tę świętą ziemię nic niema droższego na świecie, które jej posiadania namiętnie pragnie. I święta to zaprawdę — a w położeniu naszem zbawienna, namiętność. Jej to zawdzięczamy często i uratowanie tej ziemi z rąk obcych... Niema prawie gminy w kraju, gdzieby w ciągu ostatniego 25-lecia ziemie chłopskie choć trochę nie urosły. I stało się to bez wszelkiej z zewnątrz pomocy, bez szkół rolniczych przy nizkim stopniu oświaty ogólnej i fachowej, bez kredytu wreszcie i wśród warunków ekonomicznych najniepomyślnieszych, dzięki jedynie usilnej pracy i nadludzkiej zapobiegliwości polskiego chłopa...
Nie jest więc bezzasadną nadzieja, że gospodarstwo ludowe, przyswajając sobie czynniki, których dziś wcale nie zna, zdobędzie nowy i silny bodziec rozwoju.
Jeden z czynników tych — bodaj najważniejszy — wskazaliśmy..