Zagłoba swatem/Scena VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zagłoba swatem |
Podtytuł | Komedja w jednym akcie |
Pochodzenie | Pisma zapomniane i niewydane |
Wydawca | Wydawnictwo Zakładu Nar. Imienia Ossolińskich |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Zakładu Narodowego Im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów, Warszawa, Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
(wrzeszczy)
Zakazałem waćpanu! Rozbój! Rabunek... vis armata, raptus puellae... latrocinium!
Trybuna waści nauczy...
Daj waćpan spokój, Zaremby już tu niema...
Tu o nas chodzi...
Nie zamykaj nam losu...
Kacie!
Tyranie!
(żegna się)
W imię Ojca i Syna! A to co znów? Powściekały się baby... Gdzie Zaremba? Zosia?
Waćpan sam dziad, robaczywy grzyb!
Co u kroćset! Dajcie słowo powiedzieć! Zaremby niema, a te panny są w furji, że Zosia go wypędziła, gdyż przyjechał za żonę pojąć jedną z nich.
(zdumiony)
Słuchajcie-no! Albo tu ze mnie kpią, albo wszyscy poszaleli. Co? Zosia wypędziła Zarembę? który...
Alboś pan nie kazał?
Który przyjechał się żenić z jednym z tych grzmotów?
Bluźnierco!
Świętokradco!
Gdyś waćpan uczynił mu afront, przysiągł, że na złość weźmie żonę z tego domu — i parol przy świadkach dał, a że Zosia nim wzgardziła, więc musi brać jedną z tych panien.
(obrażona)
Nie „musi“ tylko „chce“.
(spuszcza oczy)
Pragnie... pożąda...
Jak kania wody...
A którąż to?
Mnie, mnie, panie bracie!
(wybuchając śmiechem)
A na miły Bóg! Toć, żebym sto lat myślał, jak nad Zarembami mam się pomścić, jeszczebym lepszej zemsty nie obmyślił.
Słusznie masz waćpan węża w herbie, boś wąż.
I do tego jadowity. Dość nam było męki siedzieć pod waćpanowym dachem.
A kto was tu trzymał, stare szczypawki?
A nasz fundusz na prowizji?!
Nie siedziałyśmy z własnej woli.
Lepiej nam było wybrać jaki stary szlachecki dom, nie dom takiego wykręta, którego ojciec dopiero przez protekcję szlachcicem został.
I który, z luterskiego kraju pochodząc, lutra może jeszcze za kołnierzem nosi.
I który prawa wyuczył się, ale grzeczności, ani polityki kawalerskiej nie.
Który zacnego rycerza spostponował.
Nienawiść i pogardę stanu rycerskiego na się ściągnął.
I zemstę żołnierzy.
Cicho, stare pytle, bo będzie źle...! Cóż to? rokosz?
Pozwól waćpan! Wolno było waćpanu Zarembę chcieć albo nie chcieć, aleś istotnie źle zrobił, żeś go — a w nim cały stan żołnierski — spostponował. Czasy idą niespokojne i łatwo się może zdarzyć, że będziemy potrzebowali obrony.
Czyś waść rozum stracił? O wa! Zaremba nie hetman. Pojadę, poznam się z panem Zagłobą, który o dwie mile z wolentarzami stoi, postawię mu gąsior, dwa, trzy — i będę miał obronę, jakiej zechcę.
Anuż on przyjaciel, albo krewny Zaremby? A czasy idą złe.
Jakie czasy? co za czasy? Nie strasz próżno, bo się nie zlęknę. Jakie czasy?
W Czemiernikach na jarmarku mówili, że się na coś niedobrego zanosi. Dziś wieczór widziałem też jakąś łunę. Lepiej było żyć w dobrej komitywie z żołnierzami.
A waćpana córka wypędziła pana Zarembę.
Takiego kawalera!
Tego jej nie kazałem!
Kazałeś!
Nie kazałem. W niczem miary nie zna ta dziewka... Bodaj ją! Kazałem odprawić, ale grzecznie... Zośka! Zośka! Dam ja tej owcy!