Zdrowie (Korczak, 1930)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Zdrowie
Pochodzenie Prawidła życia
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Naukowa T-wa Wydawniczego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ZDROWIE

Dorosłym zdaje się, że dzieci nie dbają o zdrowie: gdyby ich nie pilnować, powypadałyby wszystkie z okien, potopiłyby się, przejechałyby je samochody, miałyby powybijane oczy, połamałyby nogi, miałyby zapalenia mózgu i płuc — i już sam nie wiem, jakie różne choroby.
Ale nie. Dzieci zupełnie tak samo, jak dorośli, chcą być zdrowe i silne, tylko nie wiedzą. Jeżeli wytłumaczyć, pilnują się. Tylko nie wolno straszyć zanadto, ani zawiele zabraniać. Bo jeżeli straszyć, przestaną wierzyć, a jeśli już bardzo krępować, zniecierpliwią się i na złość albo w tajemnicy robić będą właśnie to, co zabronione.
Są ludzie rozważni i lekkomyślni: i młodzi i starsi. I na to niema rady. Młodzi lubią więcej biegać i próbować, i na to też niema rady. — Potrzebna jest książka, żeby wytłumaczyła spokojnie i bez straszenia.
Więc trzeba wiedzieć: jeden ma zdrowe zęby, nie wie, co to ból zębów i nie zna dentysty; a drugi niejedną noc przepłakał, bo go zęby bolały. Jednego boli głowa albo brzuch, a drugi się śmieje:
— Brzuszek go boli, główka boli; mnie tam nic nigdy nie boli.
Jeden skaleczy się i nic.
Znałem ruchliwego chłopca, który w lecie chodził boso, a po powrocie ze wsi miał na obu nogach siedemnaście skaleczeń, zadrapań i siniaków.
— No to co? Zgoi się. Głupstwo.
A drugiemu każda ranka mała goiła się długie tygodnie.
Więc jeden więcej musi się pilnować, a drugi na więcej może sobie pozwolić.
Ja lepiej znam słabych właśnie, ale nigdy nie mówię:
— Będziesz miał zapalenie płuc.
Tylko:
— Dostaniesz kataru.
Nie mówię:
— Złamiesz rękę.
Tylko:
— Będą cię ręce bolały.
Jeżeli już się zanadto mocują. — Nieduży ból jest nawet przyjemny dla zdrowego. Naprzykład, po ślizgawce, po wiosłowaniu, po dalekiej wycieczce.
Nie należy za często mówić, co będzie. Trzeba pamiętać, że może się dużo razy udać, i przepowiednia się nie spełni.
Raz spocony chłopiec bardzo prędko jadł lody. Powiedziałem:
— Zobaczysz: gardło cię będzie bolało.
Na drugi dzień oglądam gardło: było czerwone, ale nie bolało. Dałem mu lustro, żeby się przekonał.
Inny po jajkach na twardo jadł śliwki, a potem pił wodę. — Powiedziałem:
— Brzuch cię będzie bolał.
Pytam się go wieczorem:
— Troszkę tylko bolał, ale to nic.
Długo przestrzegałem chłopca, żeby nie bawił się tak dziko. Nie słuchał. Aż nareszcie w szkole podczas walki naprawdę złamał rękę. — Nie każde złamanie jest jednakowe. — Czasem zagipsują, potem zdejmą gips po kilku tygodniach, i jest jak było. — Ale temu chłopcu kość przebiła skórę, leżał w szpitalu trzy miesiące, teraz ręki nie może wcale zginać. Najgorzej, jeśli kość złamie się w stawie.
Czasem za nieostrożność zaraz się pokutuje, wtedy odrazu zdobywa się doświadczenie. Ale bywa inaczej:
Skarżą się w lecie, że uszy swędzą albo palce puchną i pieką.
— No tak, bo w zimie odmroziłeś uszy i ręce.
Niezawsze choroba występuje odrazu. Jeżeli dziś się zaraził, dopiero po tygodniu wylęgnie się choroba. Tak się to właśnie nazywa. Po łacinie: inkubacja, po polsku: okres wylęgania choroby.
Niezawsze choroba, czasem tylko niedomaganie. Niedobra jest przesada.
Mówią:
— Porażenie słoneczne. Nie biegaj bez czapki. Zapalenie mózgu.
Nie: tylko w głowie się kręci, głowa boli, i mdli i jakoś wogóle nieprzyjemnie.
— Źle się czuje. — Niezdrów. — Nieswój. — Niedomaga.
Sam nie wie, co mu jest, ale zniechęcony, rozdrażniony, niezadowolony. Ile z tego powodu gniewu, bójek, przykrości w domu i w szkole?
„Paluszek i główka — to szkolna wymówka“. — Niezupełnie słuszne przysłowie. Nie należy lekceważyć drobnych niedomagań.
— Pieścisz się. Nic ci nie będzie. Nie umrzesz.
Jeden przesadza, drugi lekceważy.
Zapewne, od kataru się nie umiera, ale przykry.
Biedne są dzieci, które często miewają katary. I oddychać trudno, i nos boli, i wogóle jakieś niezadowolenie. A jeszcze dokuczają.
— Zasmarkany. — Gile masz. — Wytrzyj nos.
Czasem wycieranie nosa nie pomaga, a jest bolesne bardzo. Bo nie wszystkie natury są jednakowe.
Żeby być wesołym, trzeba mieć dobre samopoczucie: musi być zdrowe i serce i nos i głowa; zdrowa radość, bez bólu i bez troski.
Przykro staruszkowi bać się i wystrzegać, a cóż dopiero młodemu.
Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego niektórzy chłopcy nie są lubiani przez kolegów — i naprawdę nieprzyjemni.
Aż raz był śliczny wiosenny dzień. Wszyscy wybiegli na podwórze i wesoło się bawili; a jeden chłopiec siedział w moim pokoju cichy, smutny, blady. Czytał z początku, ale mu się znudziło, potem położył się na kanapie, potem wyglądał przez okno. Żal mi się go zrobiło. Mówię:
— Idź, pobaw się trochę.
A on:
— Ee, nie chce mi się.
Ale potem posiedział i mówi:
— Już pójdę.
Dobrze. Patrzę przez okno, co będzie.
Wyszedł na podwórze, postał i przyłączył się do zabawy. Biega, biega, ale widzę wyraźnie, że mu trudno, że mu tchu brak, że już zmęczony. — Potem zaraz się pokłócił, i zaczęła się bójka.
Myślałem, że wróci do mnie, ale nie: pewnie się wstydził.
Jeżeli kogo boli głowa, musi być mniej cierpliwy. Jeżeli się nawet bawi, nie jest pewien siebie: może zaraz znów dokuczliwy ból?
Znałem chłopca, który często był zły i niezadowolony. Często bolał go brzuch. Aż raz już naprawdę zachorował; już miał gorączkę i leżał w łóżku. Oddano go do szpitala, zrobiono mu operację. Ta choroba nazywa się: zapalenie ślepej kiszki, albo inaczej: wyrostka robaczkowego. Doktór w szpitalu powiedział, że on już dawno był chory. — No i wrócił zdrów. — I teraz już był wesoły, jak wszyscy.
Często ktoś jest parę dni smutny i zły, a potem dopiero wylęgnie się choroba. Jeżeli przez ten czas narobi w złości głupstw i ma przykrości, mówią potem, że zachorował ze zmartwienia.
Zauważyłem, że często dokuczają słabym. Mówią:
— Ciapa, ciamara, ciemięga, dziamdzia, laluś, mamin synek.
Trzeba być wyrozumiałym, trzeba być ostrożnym w sądzeniu człowieka. Nie wolno myśleć, że każdy musi być akurat tak samo zdrów i silny. Wyśmiewają nawet nie ze złego serca, a przez lekkomyślność. Słyszy się przezwiska:
— Garbus, kulas, ślepy, jąkała.
Jeden przyzwyczai się i tylko unika chłopców, a więcej czyta — i smutny, żyje w samotności i żalu, a drugi zniecierpliwiony na niesprawiedliwość, robi się naprawdę niemiły i zły.
Dokuczają i wyśmiewają, jeżeli ktoś jest gruby. Mówią:
— Żarłok, serdel, serdelek.
Niesłusznie. To też choroba.
— Jaka tam choroba: że gruby?
Na chudych znów wołają złośliwcy:
— Suchotnik. Kościotrup.
W książkach lekarskich piszą, że bardzo chudy i bardzo otyły — nie są zdrowi, a taki nie wie i spiera się.
— Taki duży chłop i robi w łóżko. Brudas, śmierdzi.
Znów dokuczają.
— On ma słaby pęcherz, słabe nerwy.
— Ee tam, pęcherz i nerwy.
— Osieł jesteś i milcz! — krzyknąłem.
I ja źle zrobiłem, bo nie wolno ubliżać, ale niezawsze człowiek jest cierpliwy.
Raz śpieszyłem się i coś powiedziałem do chłopaka, a on nie zrozumiał. Więc zły pytam się:
— Nie słyszysz, co mówię — głuchy jesteś?
A tu nagle przypominam sobie, że on naprawdę źle słyszy, bo po szkarlatynie chorował na uszy.
Bardzo mi było przykro: dałem sobie słowo, że więcej nigdy tak nie zrobię.
Jeden znany pisarz napisał książkę, w której wyśmiewa się z chłopca z piegami na twarzy. Nie zastanowił się widocznie. Trudno: nawet uczony pisarz może popełnić błąd.
Ja długo taki błąd robiłem:
Jeżeli ktoś był słaby albo niebardzo mądry, albo brzydki i niemiły, — prosiłem zawsze:
— Bądźcie dla niego dobrzy, miejcie dobre serca, ustępujcie mu.
Aż raz miałem chłopca głupiego, natrętnego i nieprzyjemnego. Miał chore oczy, chore uszy i chory nos. W domu go bardzo bili. Więc właśnie chciałem pokazać, że tu się nim będą opiekowali.
Poczciwi chłopcy zrobili tak, jak prosiłem: pozwalali mu brać piłkę, wtryniać się bez kolejki i wszystko. — A ten głupiec zrozumiał, że teraz jest najważniejszą osobą, zaczął się rozporządzać i rozbijać.
Aż raz patrzę, a on przydusił, leży i bije chłopca spokojnego, dobrego i rozumnego. — Dopiero szarpnąłem go, oderwałem i pchnąłem do pokoju.
— Dosyć tego dobrego. Przyzwyczajony jesteś do kija, a tu nie biją, więc i ty nie bij! Nie umiesz się bawić, to idź precz, rozumiesz? — Jeżeli ci się piłka nie należy, to jej nie łap, rozumiesz?
I dopiero był spokój. Potem zaopiekował się nim poczciwy chłopak, ale z własnej chęci.
Przecież to niema sensu, żeby jeden, choćby nawet niewinnie, zatruwał życie wszystkim: — Nie wolno żądać zawiele od gromady. Zdrowy czy chory, mądry czy głupi, powinien się stosować do praw ogólnych, nie może być wyjątkiem. Ale i jemu nie wolno dokuczać.
Wiem, że są dzieci, które cierpią z braku opieki, ale są i takie, którym nadmierna opieka przynosi szkodę, męczy i gniewa. Żal mi dzieci, które nie mają jedzenia i nie dosypiają, ale żal i tych, kogo zmuszają do jedzenia i zmuszają do leżenia w łóżku.
Znam dziewczynkę, która aż wymiotów dostawała przy obiedzie, a ojciec ją bił, że jeść nie chciała. Bił z miłości. Przecież to okropne i bez sensu.
A na niektórych kolonjach każą dzieciom w lecie leżeć w łóżku. Po 15 godzin. Chociaż tak się dzieje z rozkazu lekarzy, mówię, że to głupie. Mówię tak nie dlatego, że nie szanuję zdrowia, a właśnie, że wiem, co zdrowie warte.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.