<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Zdolności
Pochodzenie Prawidła życia
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Naukowa T-wa Wydawniczego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ZDOLNOŚCI

Starają się ludzie wynaleźć narzędzia, które pokazują, czy ktoś jest zdrów. Więc termometr do mierzenia gorączki, siłomierz, waga i miara; jest aparat Rentgena, że można widzieć kości człowieka — i płuca i serce można zobaczyć bez krajania. Bada się mocz i krew. Są lusterka do gardła i do ucha. Bardzo dużo narzędzi i maszyn. I coraz nowe lekarstwa.
A mimo to niezawsze doktór może poradzić i nie wszystko wie.
Jeszcze trudniej poznać zdolności człowieka. I tu są różne sposoby do badania pamięci, uwagi, inteligencji i zdolności do pracy i nauki.
Jeden — raz coś usłyszy i już rozumie, raz przeczyta wiersz i już bez omyłki powtórzy. Jeden łatwo się uczy, ale prędko zapomina, a drugi długo pamięta.
Jeden woli mówić, drugi lepiej napisze. Jeden odrazu zaczyna, drugiemu właśnie najtrudniej zacząć. Jeden prędko się niecierpliwi i łatwo się zniechęca, drugi lubi, żeby było trudne, bo łatwe go nudzi.
Wreszcie jeden śmiało odpowiada, wystarczy mu słówko podpowiedzieć, już wie, co dalej, jakoś tak się wykręci, że dobrze wychodzi. A drugi nieśmiały i niepewny, nawet jeżeli wie i umie, wygląda, jakby się jąkał i zgadywał.
Jednemu nauczyciel mówi:
— Nie śpiesz się. Powoli.
Drugiemu powtarza:
— No dalej. No prędzej.
Więc jeden ma lepsze stopnie, niż mu się należy, bawiąco przechodzi z klasy do klasy, a drugi mozoli się, z wysiłkiem, w ciągłym niepokoju, z trudem dostaje promocję.
Miałem ucznia. W domu wszystko dobrze. Gdy byliśmy sami, pomyślał i rozwiązał zadanie. Zapytał się, jeżeli nie rozumiał, i mądrze i wesoło odpowiadał. A w szkole źle i źle.
— Przeszkadzają... Nie dadzą się zastanowić... Zresztą sam nie wiem: nie mogę.
Bardzo mi było przykro, bo go rodzice bili za złe stopnie, a naprawdę nie był winien. Bardzo chciałem, żeby dostał promocję bez zastrzeżenia, żeby chociaż wakacje miał zupełnie spokojne.
Poszedłem do szkoły poradzić się, co robić.
Nauczyciel powiedział:
— Owszem, wierzę, że on umie. Ale co mam robić? Muszę dawać stopnie za odpowiedzi, a nie zato, co ma w głowie. Sam rozumiem, że nie jest dobrze, ale klasa przecież słucha i wie, jak on odpowiada.
Czasem nauczyciel mówi:
— Daję ci lepszy stopień dla zachęty.
Albo:
— Zmniejszam ocenę. Dla innego byłoby dobrze, ale ty mógłbyś lepiej, gdybyś się postarał.
Bo przykro, gdy niedbałemu łatwo, a sumienny i staranny jest pokrzywdzony. Bo każdy zna rozumnych uczniów, którym niebardzo się dobrze powodzi, a niebardzo nawet mądrych ale właśnie zdolnych do nauk szkolnych.
Myślą ludzie i próbują różnych sposobów, bo przykro szkole, gdy dobry uczeń okaże się później niesumiennym i nieuczciwym pracownikiem, albo zły uczeń jest potem wielkim człowiekiem. — W dawnych szkołach często tak właśnie było, więc chcemy, żeby już teraz przynajmniej inaczej.
Nie takie ważne, żeby człowiek dużo wiedział, ale żeby dobrze wiedział, nie żeby umiał na pamięć, a żeby rozumiał, nie żeby go wszystko troszkę obchodziło, a żeby go coś naprawdę bardzo zajmowało. Mówi się:
— Żeby miał zamiłowanie.
Przecież historyk nie jest inżynierem, poeta nie jest matematykiem, lekarz nie jest astronomem.
Ale każdy człowiek powinien wiedzieć, co się na świecie dzieje i co robią inni ludzie. No i może się z początku wydawać trudne i nudne, a dopiero potem pozna i zobaczy, że ciekawe. I wogóle co wart człowiek, który robi to tylko, co łatwe i przyjemne odrazu?
Bardzo pokrzywdzeni są w szkole uczniowie lękliwi i dumni. Taki woli milczeć, niż powiedzieć źle. Boją się, że będą wyśmiani. Czasem wystarczy jedna złośliwa uwaga albo tylko uśmiech, już milknie zmieszany, onieśmielony, zniechęcony.
— Nie wiem.
Nie jest wstydem nie wiedzieć, pomylić się, zapomnieć; najrozumniejszy człowiek może nie zrozumieć pytania, może powiedzieć głupstwo. A tu zaraz śmiech, surowa krytyka, drwina. Więc każdy się stara powtarzać tylko tak, jak mówi książka, a wstydzi się własnych myśli. Dlatego może tyle nieszczerości i dlatego tak bardzo ważna jest dobra pamięć.
Bardzo pokrzywdzeni są i ci, którzy mają w głowie tyle własnych pytań i ździwień, — i brzęczą im, jak pszczoły w ulu i przeszkadzają uważać i wiedzieć, co dzieje się wokoło. — Czasem tylko napiszą ładne wypracowanie, a wtedy usłyszą może nieufne pytanie:
— Czy sam pisałeś, czy ci kto pomagał?
— Gdy nareszcie może pokazać, że nie jest głupi ani nieprzytomny, znów go spotyka zniewaga. — Więc się pilnuje, żeby nie napisać za dobrze, żeby znów nie podejrzewali. — Znam taki wypadek: umyślnie pisze gorzej.
— Teraz uwierzą, że nie przepisałem.
Pisze się w szkole na temat, a nie każdy potrafi. Zacznie, a tu mu nagle inna ważna myśl przyjdzie do głowy, więc zapomina nawet, jaki był temat. I dostaje złą notę.
Mam schowane wypracowanie ucznia czwartej klasy. Temat bardzo trudny: „Obowiązki obywatela“. — Sam był skautem, napisał o harcerstwie szczerze, z zapałem, jak czuł i wierzył. — A nauczyciel:
„Bardzo dziecinne myśli. Nie na temat“.
— Nie wiem, co trzeba było napisać — pytał się nieśmiało, ze łzami w oczach.
Znam wypadek, gdy uczenica nie czytała zadanej lekcji historji. To było o wojnie stuletniej. Plotła trzy po trzy trochę z kina, trochę z tego, co podpowiedzieli. Mówiła śmiało, pewna siebie, z udanym zapałem. I dostała piątkę. — Cała klasa się śmiała i winszowała.
Często udaje ktoś, że się mało uczy a umie. Bo wygląda tak, że tylko zdolni ludzie są wiele warci, a niezdolny — jakby kopciuszek.
A tymczasem zdolny nie hartuje się w walce z trudnościami, rozzuchwala w łatwych zwycięstwach i marnuje zdolności. Zarozumiały, myśli, że mu się wszystko należy, lekceważy cichy wysiłek i powolne, krok za krokiem, wytrwałe dążenie do celu. Uznaje tylko swój rodzaj zdolności, lekceważy inne.
Zauważyłem, że czasem klasa lubi swoich prymusów, a często nie lubi i wcale nie przez zazdrość.
I czy ładny śpiew, rysunek, haft, ramka nie tyleż warte, co dobrze rozwiązane zadanie?
I co warte zdolności, jeżeli człowiekowi się nie chce i nie dba?
Widziałem zdolnych a leniwych i niesumiennych ludzi. Cóż z tego, że pielęgniarka wie, jak się obchodzić z chorym albo wychowawczyni na piątki zdała egzaminy i pamięta, co w książkach piszą uczeni o dzieciach, jeśli nie lubi i nie ma cierpliwości do chorych i dzieci?
Charakter człowieka i jego powołanie ważne, a może nawet ważniejsze — dobroć i uczciwość.
Wiele trudnych myśli budzi się w człowieku, gdy nad tem się zastanawia. — Ale tu przecie piszę o prawidłach życia. A prawidła są takie:
— Nie zazdrościć.
— Nie dąsać się na siebie.
— Nie zniechęcać się i dążyć wytrwale.
— Być karnym w stosunku do swoich obowiązków.
Jeżeli warunki nie pozwalają wiele, jeżeli brak zdrowia, brak środków materjalnych albo brak szkolnych zdolności albo nareszcie stosunki rodzinne nie pozwalają więcej, można mniej, ale dobrze i pogodnie.
Znam mizernych i nieszczęśliwych profesorów i pogodnych, bardzo pożytecznych i kochanych nauczycieli skromnej szkoły powszechnej.
Wiedza — to nietylko książka, nawet nietylko głowa, ale i ręka.
— Szanuj rękę z jej narzędziem pracy i szanuj wiedzę, którą daje życie i własne myśli. Książki zadaniem ułatwić, przyśpieszyć, ale nie zastąpić.
Teraz jest taka moda, że się wszystkich zachęca do książek, a pamiętam czasy, gdy mściwy zaborca czytać zabraniał, a książki były rzadkością.
Pamiętam, w niedużym pokoju przedszkola stały dwie stare szafy. W tych szafach wcale książek nie było, bo wszystkie u czytelników: grube i cienkie, z obrazkami i bez obrazków, trochę nowych i dużo starych, zniszczonych, brudnych, bez początku albo bez końca, książek wesołych i smutnych, łatwych i trudnych, powieści, wierszy i naukowych.
Takich czytelni bezpłatnych było kilka. Wydawaliśmy książki w sobotę wieczorem i w niedzielę od południa.
Ale na długo przed otwarciem czytelni zbierali się czytelnicy w sieni, na schodach i na ulicy. Najwięcej było chłopców, bo dziewczynki nie mogły sobie poradzić, chyba najodważniejsze.
Stali tak na spiekocie letniej i w mrozy zimowe. Nie szkoda im było i wcale się nie nudzili: jeden zamawiał książki od drugiego.
— Pamiętaj, że ja zamówiłem. — Pilnuj, żeby kto nie zabrał.
— Poczekaj: już w zeszłym tygodniu jeden chłopiec zamówił.
— Więc jak on nie przyjdzie.
Zamawiali dla siebie, rodziców, rodzeństwa. Dziwiłem się zawsze, że w tym tłoku nie było ani bójek ani kłótni. Słyszało się tylko często:
— Poczekaj, pożałujesz.
A co za szczęście, gdy wreszcie znalazł i otrzymał to, na co od wielu miesięcy czekał, jak mocno przyciskał do piersi, przeciskał się przez tłum i uciekał.
Dorośli uważają jedne książki za pożyteczne, drugie za szkodliwe, te za mądre, tamte za — głupie. — Ja pozwalam wszystkie książki czytać, bo nie chcę, żeby czytali w tajemnicy. — I zauważyłem, że jedne książki zachęcają do czytania, a drugie zniechęcają, — i wcale nie książki psują, tylko porządny szuka porządnych książek — tak samo, jak kolegów.
Niech szuka, niech się myli i błądzi, aż znajdzie dobre towarzystwo książek, bo trudne niecierpliwią tylko i gniewają.
Wychowawca powinien być cierpliwy: niech czeka, aż rozwiną się zdolności i rozwinie się życzliwość dla dobrych książek.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.