Zmartwychwstanie (Tołstoj, 1900)/Część trzecia/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zmartwychwstanie |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1900 |
Druk | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Gustaw Doliński |
Tytuł orygin. | Воскресение |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po nadużyciach i rozpuście w ciągu ostatnich sześciu lat, spędzonych w mieście, i po dwumiesięcznym pobycie w więzieniu ze zbrodniarzami, wydawało się Kasi życie z politycznymi bardzo piękne, pomimo ciężkich warunków, w jakich się znajdowała. Dwadzieścia do trzydziestowiorstowe pochody pieszo, przy dobrem pożywieniu i jednodniowym odpoczynku po dwudniowym marszu, wzmocniły ją fizycznie. Obcowanie zaś z nowymi towarzyszami ukazało jej takie nowe widnokręgi pojęć, o jakich dotąd nie miała wyobrażenia.
Kasia zachwycała się nowemi towarzyszkami, a najbardziej piękną Maryą Pawłowną. I nietylko się nią zachwycała, ale ją pokochała miłością, pełną uwielbienia i szacunku. W zdumienie wprawiała ją ta urodziwa dziewczyna, córka z generalskiego domu, mówiąca trzema językami, a żyjąca jak prosta robotnica. Wszystko, co jej przysyłał bogaty brat, oddawała ubogim. Obuwie i odzież jej nietylko że były proste, ale biedne. Na swoją powierzchowność nie zwracała najmniejszej uwagi. Ten ostatni rys, ten zupełny brak kokieteryi, szczególnie dziwił i czarował Masłową.
Kasia wiedziała, że Marya Pawłowna była świadomą swej urody, wiedziała, że ta świadomość robi jej przyjemność, lecz wrażenie, które wywierała na mężczyzn, nie cieszyło jej zupełnie. Lękała się tego wrażenia, a miłość mężczyzny budziła w niej strach i odrazę Koledzy wygnania wiedzieli o tem. Jeżeli nawet mieli dla niej sympatyę głębszą, nigdy zdradzać tego nie śmieli. Traktowali ją jako kolegę, współwygnańca. Nieznajomi jednak zaczepiali ją często. Ale Maryę Pawłowną broniła wtedy jej nadzwyczajna fizyczna siła, z której była bardzo dumną.
— Pewnego razu — opowiadała ze śmiechem — zaczepił mnie jakiś jegomość na ulicy i nie chciał odstąpić. Ale go tak silnie odepchnęłam, że się zląkł i uciekł.
Opowiadała, że od dzieciństwa, życie wielkopańskie budziło w niej odrazę. Lubiła życie ludzi prostych, i ustawicznie bywała łajaną za przesiadywanie w kuchni, stajni i garderobie, zamiast w salonie.
— Z kucharkami i stangretami było mi wesoło, z naszemi paniami nudziłam się. Gdy zaczęłam zastanawiać się i pojmować życie, zrozumiałam, że to życie nasze było lichem. Nie miałam matki, ojca nie kochałam. W 19 roku życia uciekłam z domu z koleżanką i poszłam, jako wyrobnica, do fabryki.
Po wyjściu z fabryki Marya Pawłowna mieszkała w mieście. Tam ją aresztowano i skazano do ciężkich robót. Marya Pawłowna nigdy sama nie opowiadała o tem, ale Kasia dowiedziała się, że Marya do ciężkich robót skazaną została za cudzą winę, którą wzięła na siebie.
Od chwili, w której Kasia poznała Maryę Pawłowną, widziała, że gdziekolwiek się ta kobieta znajdowała, w jakichby nie była warunkach, nigdy nie myślała o sobie. Jej troską jedyną było służenie innym, pomaganie im, o ile sił starczyło. Jeden z jej obecnych towarzyszy, Nowodworow, mawiał żartem, że panna uprawia sport miłosierdzia.
I było to prawdą. Jak dla myśliwego tropienie zwierzyny, tak dla Maryi było życia celem szukanie sposobu służenia innym. I sport ten przeszedł w przyzwyczajenie, stał się treścią jej istnienia. A wszystko robiła z taką prostotą i naturalnością, że ci co ją znali, przestali już to cenić, i wręcz uważali za powinność.
Gdy Masłową przyłączono do politycznych, Marya Pawłowna poczuła do niej wstręt i obrzydzenie. Kasia widziała to, lecz widziała także, iż Marya, Pawłowna przemogła się i była dla niej wyjątkowo dobrą i miłą. Dobroć i pieszczota tej niezwykłej istoty rozczulały Masłową. Całą duszą przylgnęła do Maryi Pawłowny, oddała się jej cała, bezwiednie przejmowała się jej sposobem myślenia, bezwiednie we wszystkiem ją naśladowała. Ta wierna miłość wzruszyła Maryę Pawłownę. I ona też pokochała Kasię.
A zbliżył jeszcze te dwie kobiety do siebie ów wstręt, który miały do miłości zmysłowej. Jedna znienawidziła tę miłość, bo poznała całą jej ohydę, druga ją nienawidziła, bo jej nie znała, bo patrzyła na nią, jak na coś niezrozumiałego, a zarazem wstrętnego, uwłaczającego ludzkiej godności.