Zolojka/Narzecze rybackie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zolojka |
Druk | Księgarnia św. Wojciecha. |
Miejsce wyd. | Poznań - Warszawa - Wilno -Lublin |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Narzecze rybackie jest odmianą narzecza kaszubskiego, różniącem się jednak bardzo znacznie od kaszubskich narzeczy lądowych.
Jako lingwista o gwarze tej oczywiście mówić nie mogę, powiem tu jednak otwarcie, co mi się zdaje i co o tej gwarze myślę. Nie przypuszczam, aby to było dalekie od prawdy.
Musimy przyjąć, iż rdzeń tej gwary jest niewątpliwie kaszubski. Samo to nasuwa prawdopodobieństwo wpływów pomorzańskich, zaś za ich pośrednictwem ongiś wpływów językowych Słowian połabskich. Co się tyczy języków tych wymarłych już Słowian zachodnich, wiemy o nich mniej niż niewiele, to samo stosowałoby się i do Pomorzan. Zachodziłoby tedy pytanie, czy jednak mimo wszystko języki tych ludów wymarłych nie znajdowałyby się z mową Kaszubów w związku bardziej organicznym, niżby się na pierwszy rzut oka zdawać mogło. Nie znam dobrze mowy Słowian łużyckich, marzy mi się jednak, że poczynając od Słowian zachodnich języki tych ludów, zmieniając się poniekąd, lecz zachowując najbardziej charakterystyczne cechy, szły dalej przez całą Europę środkową aż do Czech i Polski zachodniej lub też południowo‑zachodniej, przewalając się w dalszym ciągu przez Karpaty, na równinę węgierską, gdzie znów łączyły się z językami Słowian południowych, sięgającemi murów Konstantynopola, a poszczególnemi grupami nawet Sparty. Łańcuch ten, podarty przez napór niemiecki, dziś już nie istnieje.
Rzecz prosta, że — przyjąwszy jego istnienie — przez Kaszubów znowu zahaczałby się o Polskę zachodnią, inaczej bowiem nie możnaby mówić o tem, że mowa kaszubska, jak to niejednokrotnie stwierdzono, jest w rzeczywistości mową polską. Wynikałoby z tego jasno, że Polska zachodnia, to znaczy piastowska, należała do grupy słowiańskich języków środkowo europejskich z silnym wpływem, lub też wzajemnem przenikaniem się dialektów zachodnio-słowiańskich i północno-słowiańskich.
Potwierdza to historja, bo gdyby to, tak silne plemienne i językowe pokrewieństwo nie istniało, Piastowie nie walczyliby z Niemcami o Miśnię i Łużyce, czyli dzisiejszą Saksonję, i o Pomorze.
Skłonny byłbym tedy dopatrywać się w jedynej znanej mi mniej więcej dobrze gwarze kaszubskiej, t. j. gwarze rybackiej, nietyle wpływów językowych sąsiadów zachodnich, ile raczej pozostałości z odwiecznych czasów.
Na myśl tę naprowadzałby mnie fakt, iż niektórzy lingwiści nasi stwierdzili w gwarze rybackiej istnienie słów charakterystycznych dla języka czeskiego. Pochodzenia tych wyrazów lingwiści nasi nie tłumaczą, a jeśli, to składają je na karb sprowadzanych do Prus Królewskich i wogóle na Pomorze kolonistów czeskich.
To tłumaczenie wydaje mi się mylne, aczkolwiek rzeczą pewną jest, że koloniści czescy mogli w tamtych stronach osiadać. Skądżeby się jednak brali? O jakiemś przeludnieniu w Czechach za owych czasów nic nie wiemy, przeciwnie, w historji czeskiej napotykamy aż nadto często wtedy skargi na królów, którzy, jako cesarze Niemiec, prowadząc wojny w różnych częściach Europy, wciąż pobierali rekruta z Czech. Wiadomo nam też, że skutkiem tego Czesi, przywykłszy do wojen, stawali się bardzo często żołnierzami najemnymi, a zwłaszcza licznie służyli w armji krzyżaków, tak gorąco popieranych przez króla czeskiego i cesarza Rzeszy niemieckiej, założyciela Królewca, Zygmunta II. Możliwą tedy rzeczą jest i wielce prawdopodobną, iż weterani czescy, ewentualnie ranni lub jeńcy, osiadali na Pomorzu, wątpliwe jednak jest, aby ich obecność tam mogła wywierać swój wpływ aż na język rdzennej ludności. Jak to nieraz mieliśmy sposobność widzieć, zwykle dzieje się wprost przeciwnie.
A jednak jakieś niby „wpływy” czeskie w mowie kaszubskiej niewątpliwie są, zwłaszcza zaś zauważyć je można w gwarze rybackiej.
Rzecz dziwna zaiste! Dziś jeszcze rybacy nazywają swój półwysep „wyspą”, mimo że już mają znakomitą komunikację z lądem, zaś za owych dawnych czasów półwysep Helski był tak odcięty od świata trudnemi do przebycia puszczami i bezdrożami, że istotnie mógł za wyspę uchodzić. Skądżeby tedy i w jaki sposób aż tu, na biedny i mały półwysep Helski, żyjący wyłącznie swem morskiem życiem, mogły docierać językowe wpływy, szerzone rzekomo przez obcych osadników na lądzie — zwłaszcza w czasach, gdy różnica między językiem czeskim a polskim była bardzo nieznaczna. I czegożby, żądny tłustej urodzajnej ziemi osadnik czeski, człowiek nawskroś lądowy, miał szukać na piaszczystych wydmach!
Teorja czeskich wpływów na mowę kaszubską zdaje mi się być zupełnie błędna. Natomiast skłonny byłbym przypuszczać, iż owe „czeskie naleciałości” nie są niczem innem, jak tylko pozostałościami z języków Słowian pomorskich i połabskich, jak to już zaznaczyłem, ciągnących się przez całą Europę środkową aż do Czech, Moraw, Śląska i Polski, a wspólnemi tak dla języka naszego jak i czeskiego. Tu tedy mielibyśmy sposobność z gwary rybackiej wyłowić szczątki języków i właściwości bratnich nam ludów wymarłych, inaczej w dalszym ciągu musielibyśmy trwać przy teorji — niczem nieuzasadnionej — jakichś byłych rzekomych wpływów czeskich na Pomorze.
To właśnie, iż tych rzekomo czeskich słów stosunkowo tak wiele można dziś jeszcze odnaleźć w gwarze rybackiej, świadczyłoby, ze względu na odcięcie „wyspy” od wpływów lądowych, iż są to słowa i zwroty prastare, przechowywane od wieków w niezmiennej formie.
To byłaby moja teorja.
Następnie należałoby się zastanowić nad wpływem lądowego języka polskiego, zaniesionego na półwysep tak przez zbiegów, którzy sprawiedliwości tam obawiać się nie potrzebowali, jak też i przez polskich osadników-rybaków. To byłaby faza druga, mająca niemałe znaczenie dla rozwoju gwary rybackiej.
W dalszym ciągu nie można pominąć przeważnego wpływu t. zw. „platu”, zwłaszcza gdańskiego, gwary niemieckiej, mającej wiele wspólnego z t. zw. średnioniemieckim, czyli średniowiecznym językiem niemieckim. Ten wpływ uzasadniony jest współżyciem z Gdańskiem, który Kaszubi nadmorscy uważają za swe miasto macierzyste. Wpływ „platu” gdańskiego oraz helskiego naturalnie wzmocnił okres przynależności Pomorza do Niemiec, a zwłaszcza system germanizacyjny. Te dwa okresy językowych wpływów niemieckich łatwo można odróżnić, o ile bowiem słowa i zwroty zaczerpnięte z „platu”, zostały znakomicie przez gwarę rybacką strawione i przekształcone w duchu kaszubskim, o tyle wyrażenia wtłoczone w gwarę w czasach germanizacji, wyraźnie rażą i cuchną surową, natrętną obcością.
Wyrażenia jak np. „ferglajchować” i t. p. są wstrętne. Są to pozostałości z czasów germanizacji, pozatem jednak przenikanie się „platu” z gwarą rybacką odbywa się pokojowo, na podstawie wspólnego interesu i jest wzajemne. Powstają przytem nieraz różne dziwolągi. Tak np. wiadomo powszechnie, że „żak”, odpowiadający lądowemu słowu „sak”, nie jest niczem innem, jak tylko „Sackiem” niemieckim, po polsku „workiem”. Co jednak znaczy używane przez Helan, t. j. niemieckich rybaków z Helu, słowo „Brodensack”? Jest to wyrażenie polsko-niemieckie, w którem mianowicie pierwsza połowa jest polska, a pochodzi od słowa „brodzić”. „Brodensack” jest to „żak brodzony”, to znaczy żak, dla którego postawienia musi się wejść w wodę, czyli „brodzić”.
Wspomnimy teraz jeszcze o samogłoskach, które w gwarze rybackiej odgrywają ważną rolę i nadają jej niemałą śpiewność. Mamy tu przedewszystkiem nasze polskie „ó”, wymawiane jednakże po staropolsku, t. j. nie jak zwykłe „u”, lecz jak „ou”, z krótkiem bardzo „o”, a z dłuższem i akcentowanem „u”. Samogłoska ta mogłaby również świadczyć o owych wspomnianych już przeze mnie wpływach czeskich, albowiem w czeskim języku znajdujemy także podobne „u” w słowach „rouże” „wounie” i t. d. Na szczęście jednak była ona właściwa i naszemu własnemu językowi, a prawdopodobnie i innym językom słowiańskim. To samo odnosiłoby się do spółgłoski „rz”, wymawianej na półwyspie tak, jak w Czechach, czyli „rż”, ale w jednym dźwięku. I znów na szczęście podobnie wymawia się tę spółgłoskę w wielu różnych gwarach polskich, a wymawiało się ją tak dawniej wogóle. Charakterystyczne jest, iż rybacy, podobnie jak i Czesi, nie wymawiają zupełnie „ł” i nietylko że go nie wymawiają, ale nawet nie słyszą. Czyż to miałoby być również dowodem wpływów czeskich? Wcale nie, zważywszy iż w t. zw. serbsko-łużyckim języku to „ł” również nie istnieje, a jak wiadomo właśnie ta grupa należy do grupy zachodnio-północnych języków słowiańskich — więc znowu potwierdzałaby moją teorję. Wracając do samogłosek musimy przypuścić, iż nie bez znaczenia były tu wpływy fińskie, a również i szwedzkie, którym w niemałej mierze ulegał również „plat”, gwara północno-niemiecka.
Co jest niezmiernie zajmujące, to fakt, iż na naszem wybrzeżu każda wioska rybacka mówi swą własną gwarą, nieraz bardzo różniącą się od gwar wiosek sąsiednich. Pod tym względem, pomiędzy wioskami odległemi od siebie o 7 km., jak Jastarnia i Kuźnica, dawniej Cejnowo, lub nawet o 1 km., jak Jastarnia i Bór, różnice w wymowie, wyrażeniach i zwrotach, a nawet nazwach i terminach rybackich są o wiele większe i istotniejsze, niż np. między gwarą poznańską a wileńską.
I otóż dziewczyna z jednej wioski, wychodząc zamąż do drugiej wioski, wnosi w dom męża swą macierzystą gwarę, którą zczasem mąż jej częściowo przejmuje. Wytwarza się w ten sposób gwara mieszana, którą mówią dzieci, tak że w ostatecznym wyniku nietylko w każdej wiosce, ale w każdym domu mówi się inaczej, jak się komu podoba, jak kto chce, zaś każdy mówi dobrze. Skutkiem tego dźwięczna ta mowa z wielu samogłoskami i trzema nosówkami jest wciąż żywa, tworzy nowe słowa, wre ruchem, kipi — prawdziwy język polski, język polskiego morza.