»Siła fatalna« poezyi Słowackiego

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Hoesick
Tytuł »Siła fatalna« poezyi Słowackiego
Pochodzenie Szkice i opowiadania historyczno-literackie
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1900
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.
»SIŁA FATALNA« POEZYI SŁOWACKIEGO.

.................
Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica,
Ani dla mojej lutni, ani dla imienia;
Imię moje tak przeszło, jako błyskawica,
I będzie, jak dźwięk pusty, trwać przez pokolenia.
..............
Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic, tylko czoło zdobi,
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba, w aniołów przerobi.

Tak pisał Słowacki w poetycznym Testamencie na krótko przed śmiercią, a gdy ta śmierć w dniu 3-im kwietnia 1849 r. nastąpiła wreszcie i śmiertelne szczątki poety spoczęły na paryskim cmentarzu Montmartre, odtąd zaczęło się działanie tej »siły fatalnej« jego poezyi, która nas, przywiązanych do ziemskiego padołu »zjadaczów chleba«, ma ostatecznie przerobić w aniołów. Czy to nastąpi kiedykolwiek? That is the question. Bądź co bądź nie staliśmy się nimi jeszcze, choć upłynęło pół wieku od chwili, gdy wzniosła ta przepowiednia wypłynęła z pod natchnionego pióra wieszcza. Imię jego, wcale niepodobne do »pustego dźwięku«, trwa już przez trzecie pokolenie, a sława jego, której tak mało kosztował za życia, wzrasta z dniem każdym... Wprawdzie i dziś jeszcze, jak za życia, ma on swoich antagonistów, którzy, oślepieni wielkością Mickiewicza, nie chcą obok niego widzieć nikogo, ale zastęp ten może się tylko zmniejszać z biegiem czasu, nigdy zwiększać. W każdym razie na jedno godzą się obecnie wszyscy prawie, że choć Mickiewicz, jako autor Pana Tadeusza i Improwizacyi przerasta Słowackiego, podobnie, jak Goethe, jako autor Fausta przerasta Schillera, to jednak różnica pomiędzy nimi nie jest tak wielka, by posąg Słowackiego nie był godzien stanąć obok posągu Mickiewicza na równej wysokości, podobnie, jak to widzimy na słynnym pomniku Goethego i Schillera w Weimarze...
»A tych dwóch wodzów? Czy ty myślisz, Irydyonie, że tworząc ów myt jedności i przyjaźni, nie łudziłem się słodką nadzieją, że kiedyś i nas tak ludzie we wspomnieniach powiążą i na jednym stosie postawią...« Kreśląc te słowa w przypisaniu Lilii Wenedy Krasińskiemu, wyobrażał sobie Słowacki, że z czasem jego i Krasińskiego nazwiska naród tak razem wymawiać będzie, jak się wymienia obok siebie Kastora i Polluksa, Byrona i Shelleya, Mozarta i Beethovena, Dantego i Petrarki, Ariosta i Tassa. Wyobrażał sobie nawet, że w tem ich zestawieniu pierwszeństwo będzie po stronie Krasińskiego, »bo kiedy ty — pisał do niego w przepięknym liście, poprzedzającym Balladynę — dawne posągowe Rzymian postacie napełniasz wulkaniczną duszą wieku naszego, ja z Polski dawnej tworzę fantastyczną legendę, z ciszy wiekowej wydobywam chóry prorockie i na spotkanie twojej czarnej Dantejskiej chmury, prowadzę lekkie, tęczowe i Ariostyczne obłoki, pewny, że spotkanie się nasze w wyższej krainie nie będzie walką, ale tylko grą kolorów i cieni, z tym smutnym dla mnie końcem, że twoja chmura większym wichrem gnana i pełniejsza piorunowego ognia, moje wietrzne i różnobarwne obłoki roztrąci i pochłonie«. Takie było przekonanie Słowackiego jeszcze w roku 1841-ym. Pod koniec życia jednakże zmienił swój pogląd w tej kwestyi, z porównania bowiem poezyi swojej z utworami innych współczesnych sobie poetów polskich, doszedł do wniosku, że tym poetą, obok którego imię jego po wieczne czasy zapisanem będzie, jest nie Krasiński, lecz Mickiewicz. W swoich rozmowach w r. 1847 z Felińskim nieraz poruszał ten temat, a zawsze ponad wszystkich poetów wynosił Mickiewicza. O Krasińskim i Zaleskim, których sława dosięgała wtedy zenitu, tak, iż zaćmiewała samego nawet autora Pana Tadeusza, wyrażał się z krytycyzmem, pod którym dzisiejszy vox populi niezawodnie podpisałby się bez zastrzeżeń. »Oni — mówił do Felińskiego o Zaleskim i Krasińskim — przysypują nas (t. j. Mickiewicza i Słowackiego) popiołem; ale przyjdzie czas, że wiatr zmiecie ten popiół, a czyste złoto zostanie«.
Upłynęło lat pięćdziesiąt, i słowa poety sprawdziły się w zupełności: wiatr zmiótł popiół, a temi postaciami dwóch poetów narodowych, które się wyłoniły z pod niego, są Mickiewicz i Słowacki.
Poróżnieni i poróżniani emigracyjnem plotkarstwem, nie lubiący się osobiście (co zresztą nie przeszkadzało Słowackiemu wielbić w Mickiewiczu genialnego poety), dziś wysunęli się na samo czoło naszego dziejowego i cywilizacyjnego pochodu i prowadzą nas w krainę przyszłości, podobnie jak lud Izraela prowadzili jego prorocy... W pochodzie tym rola Słowackiego, jako duchowego wodza, nie jest wcale pośledniejszą od Mickiewiczowej, a chwilami ma się nawet wrażenie, że »dumny Juliusz« miał prawdziwe jasnowidzenie, gdy na owej pamiętnej uczcie u Januszkiewicza, zwracając się do Mickiewicza, zawołał:

Przyszłość moją,
I moje będzie za grobem zwycięstwo!

Nie jest to zwycięstwo na wszystkich polach, ale na jednem, mianowicie na polu poezyi i sztuki, zdaje się ono nie podlegać najmniejszej wątpliwości[1].
Choć niema dwóch zdań w tej kwestyi, że twórca Pana Tadeusza i Powieści Wajdeloty góruje nad autorem Beniowskiego i W Szwajcaryi, to jednak, dziwna rzecz, poezya polska poszła nie w tym kierunku, jaki jej wytknął Mickiewicz, lecz w tym, który jej wskazał Słowacki. Autor Dziadów, choć genialniejszy i zdrowszy, jaśniejszy i prostszy, aniżeli jego dumny współzawodnik, nie może się pochlubić twierdzeniem, że wywarł wpływ na przyszłe generacye poetów... Przeciwnie Słowacki: prawie wszyscy poeci, którzy po nim zdobyli sobie zaszczytne miejsce na Parnasie polskim, są jego, Słowackiego, duchowemi dziećmi. Wpływ, jaki Słowacki wywarł na poezyę polską w drugiej połowie XIX wieku, da się porównać z jednym tylko wpływem Byrona na wszystkich poetów pierwszej połowy naszego stulecia.
Co najciekawsze, że wpływ ten zaczął się już za życia poety, wówczas, kiedy jeszcze on sam ginął w cieniu, rzuconym od olbrzymiej postaci Mickiewicza, i kiedy imię wieszcza Dziadów było na ustach wszystkich, a o Juliuszu Słowackim wiedziała zaledwie nieliczna garstka...
Mimo to, pierwszy wielki poeta, który wtedy na widownię literacką wystąpił, mianowicie Kornel Ujejski, dowiódł zaraz swem pierwszem wystąpieniem, Skargami Jeremiego, że się zaciągnął pod sztandar Słowackiego i jego uważa za swego duchowego ojca! Dowodzą tego aż nadto wyraźnie różne wiersze Ujejskiego, jak: Smutno nam, Boże! będące naśladowaniem prawie niewolniczem Słowackiego Smutno mi, Boże!, lub Hymn do Matki Boskiej, zaczynający się od słów: »Bogarodzico Dziewico«, a nie będący niczem innem, tylko piękną parafrazą Hymnu do Bogarodzicy Słowackiego. Cały język poetycki Ujejskiego urobiony jest na Słowackim... Dowodem kultu, jaki Ujejski żywił dla Słowackiego, jako człowieka, pozostanie fakt, że swego pierwszego syna przezwał Kordyanem... Nadto jest jeszcze Ujejski autorem podniosłego wiersza Do autora Kordyana:

On pasterz z niebem sojusz odnawiał,
Gwieżdżąc się myślą na szlaku,
On co już nieraz z Panem rozmawiał
W ognistym krzaku.

On taki wielki! a gdy obaczył
Płacz cierpiącego jagnięcia,
Do jego skargi zniżyć się raczył
Z błękitów wzięcia.

Bo on zrozumiał życia zawiłość,
I choć go ducha wynosi dzielność,
On rzekł duchowi: przez niższych miłość
Płyń w nieśmiertelność!

W poezyi Asnyka także dźwięczą niejednokrotnie odgłosy poezyi Słowackiego, o uwielbieniu zaś, jakie największy z naszych poetów ostatniej doby żywił dla twórcy Anhellego, świadczy chociażby jego znakomite studyum o Królu Duchu, stawiające poemat ten po raz pierwszy na tej wyżynie, na jakiej go przedtem nikt postawić nie śmiał. Nadto jest Asnyk, jak wiadomo, autorem Snu grobów, poematu, w którym Słowackiego tak samo nazywa swym mistrzem, jak nim w Boskiej komedyi Dante nazywa Wergiliusza.
Oto np. wyjątek z tego największego poematu Asnyka, dotyczący Słowackiego, którego poeta ukazuje w apoteozie, w otoczeniu głównych stworzonych przezeń postaci: Rozy i Lilli Wenedy, Anhellego i całego korowodu innych bohaterów i bohaterek jego poezyi...

Od strony morza, nad urwiska bokiem,
Obok krateru, co wieczyście płonie,
Osłonion dymu przejrzystym obłokiem,
Ze łzami w oczach, w błyskawic koronie,
Na piedestale, z złotą harfą w ręku,
Siedział lutnista na obłocznym tronie;
Nogę swą oparł na liktorskim pęku,
I drżącą rękę kładł na złote struny,
A harfa jego orężnego szczęku
Pełna, a dla niej przygrywką — pioruny.
Posąg to w przyszłość obrócon daleką,
Zagadkowemi wypełniony runy;
Przed nim duch ludu trzaska trumny wieko,
A obleczony szatą purpurową
Na krwawe strugi spogląda, co cieką.
Dalej Polelum, pod jutrznią tęczową,
Na piersiach brata umarłego trzyma[2],
Trupią dłoń jego wznosi ponad głową
I u chmur żebrze piorunów oczyma.
Obok na stosie strzaskanych oręży,
Przy popielnicy z prochami olbrzyma,
Dwie dziewic: jedna wstrząsa kłębek węży
I nóż skrwawiony, jak Nemezys gniewna,
Woła: »Kto za mną, nim umrze, zwycięży!«[3]
Druga w liliowym wianku lutnia śpiewna
Wiatrom się skarży, że nad sercem ludu
Więcej ma władzy płaczącego drewna
Nieczuły kawał i nadzieja cudu,
Niźli królewska boleść, stos ofiarny
I cała przyszłość spodlenia i brudu[4].
A z drugiej strony tętni jeździec czarny
I całun śniegu piersią konia kraje,
Zwrócony biegiem ku gwieździe polarnej

Grzmiąco przyzywa: »Kto rycerz niech wstaje!«[5]
Tak coraz dalej w około lutnisty
Widziałem całą białych widem zgraję,
Zarysowaną z lekka w wieniec mglisty,
Który wypełniał ciemne tło obrazu,
Składając jeden długi sen kwiecisty
...................
Gdy tak sam z sobą bój począłem staczać
Wtopiony wzrokiem w chmurną postać wieszcza.
i t. d., i t. d.

Prócz tego napisał jeszcze Asnyk podniosły wiersz Do Juliusza Słowackiego, w którym tak powiada między innemi:

Bo święte hasła Twoje, to nie hasła chwili,
Co przepadają marnie w ciężkich dniach rozbicia;
Wiara Twa nie zawiedzie, miłość nie omyli,
Lecz poprowadzi naród do nowego życia.

To też

Potomność już wyrok ogłaszać poczyna
I laur, który od dawna Tobie się należy,
Pośród nowszych pokoleń bierzesz z rąk młodzieży!

Zdaniem Asnyka, Słowacki jest tym poetą, który najwięcej wpłynął na dwa ostatnie pokolenia naszego społeczeństwa, on bowiem »nie dał zmęczonym usypiać w letargu«, a pieśń jego »jak orkan wstrząsnęła śpiącą grobów ziemię...«
Marya Konopnicka także jest duchową córą Słowackiego. W jej Romansie wiosennym brzmią echa Juliuszowej sielanki W Szwajcaryi, jej Imagina jest naśladowaniem Beniowskiego, jej wstrząsające Do granicy jest pisane pod wyraźnym wpływem Ojca Zadżumionych, a jej poetyczny język, tak bogaty i mieniący się wszystkiemi barwami tęczy, tak jest podobny do języka Słowackiego, jak czasami syn bywa podobny do ojca... Słowackiego Rozmowa z matką Makryną Mieczysławską zdaje się być tym poematem, który najsilniej odbił się na twórczości największej z polskich poetek...
Wiktor Gomulicki przyznaje się otwarcie, że już wtedy, gdy mieszkał Na Kanonii:

Choć poematy moje pierwsze
Brano pod placki,
Co noc pisałem wściekłe wiersze
A la Słowacki.

Jest on wogóle fanatycznym wielbicielem Słowackiego, a kiedy pisał swoją dowcipną Kocię, to poematem, który mu służył za wzór, był Beniowski. W jego prześlicznych Pieśniach weneckich jedną z najpiękniejszych strof jest ta, w której poecie ukazuje się na tle marmurów i mozaik królowej Adryatyku »blady Juliusz z matką swoją w parze...« W swoich pismach prozą, Gomulicki występuje zawsze, jako żarliwy obrońca Słowackiego, który dlań wcale nie jest mniejszym poetą, aniżeli Mickiewicz.

Najmłodsze pokolenie naszych poetów z Tetmajerem na czele, także poszło za Słowackim, od niego wzięło poetyczny język, na nim się kształciło i uczyło pisać wierszem. Tetmajera List Hanusi jest naśladowaniem listu panny Anieli z Beniowskiego, którego świetnem naśladowaniem jest także jego satyryczno-liryczny poemacik Pour passer le temps. Przepyszne Qui amant jest zmodernizowanem W Szwajcaryi... Już to wogóle Tetmajer jest nieodrodnym synem Słowackiego... W poezyach L. Rydla także dźwięczą echa Juliuszowej lutni, a jego tłómaczenie Iliady jest zupełnie w duchu urywków z przekładu Iliady, dokonanego przez twórcę Króla Ducha. Świeżo nagrodzone na konkursie Paderewskiego Zaczarowane koło Rydla przypomina rodzajem fantazyi Balladynę, a pod względem formy wiersza uderzająco podobnem jest do Snu srebrnego Salomei i tłómaczenia Kalderonowskiego Księcia Niezłomnego przez tegoż Słowackiego...
Ale nietylko poeci, piszący wierszem, poszli za Słowackim. Na Sienkiewicza np. żaden z naszych poetów nie wywarł tak silnego wpływu, jak twórca Lilli Wenedy (nawiasem mówiąc, umie Sienkiewicz prawie całego Słowackiego na pamięć). Cudowne Przez stepy jest rodzajem W Szwajcaryi prozą, a obrazowość trylogii bardzo często ma w sobie coś z obrazowości Beniowskiego, zwłaszcza pośmiertnego, i Złotej czaszki.
Najznakomitsze umysły krytyczne drugiej połowy XIX wieku, Klaczko, Małecki i Tarnowski, także dały się pociągnąć urokowi poezyi Słowackiego.
»Genialny współpracownik Revue des deux mondes« (jak Klaczkę nazywa Kraszewski), choć jest autorem świetnego studyum o Poecie bezimiennym i nieporównanej charakterystyki Mickiewicza w przedmowie do jego Korespondencyi, jednak do Słowackiego oddawna czuł mimowolny pociąg... Mimowolny, ponieważ wypiera się go w ostatnich czasach[6]. W każdym razie miał epokę w swojem życiu, gdzie go postać tego »Weroneza naszej poezyi« pociągała najsilniej, silniej, aniżeli Mickiewicz i Krasiński. Oto co w tej kwestyi pisze A. E. Koźmian w jednym ze swoich listów z Paryża, pod datą d. 2-go listopada 1858 roku: »Klaczkę widuję... Twierdzi on, że krytyk nie powinien być bezstronny, lecz powinien nienawidzieć lub kochać. On teraz, oprócz Mickiewicza, kocha Słowackiego, którego zowie największym artystą. Innych nienawidzi«[7]. Znając autora Wieczorów florenckich i Juliusza II, nie można się dziwić, że do jego renesansowej wyobraźni »wenecka paleta« Słowackiego przemawiała najsilniej...
Dostojny Nestor naszych historyków literatury, Antoni Małecki, choć jest autorem Lechitów, Studyów heraldycznych, Opowiadań z przeszłości dziejowej, Gramatyki historyczno-porównawczej języka polskiego i wielu innych dzieł pierwszorzędnej wartości naukowej, pozostanie w pamięci społeczeństwa przedewszystkiem biografem Słowackiego. Książką tą postawił on sobie monumentum aerae perennius, ona jest jego arcydziełem. Jej zawdzięcza swą sławę i popularność u swoich, gdyż jest to najznakomitsza u nas monografia o poecie, monografia, jakiej nie doczekali się jeszcze ani Mickiewicz, ani Krasiński. Nigdy też książka o poecie nie była czytaną przez całe społeczeństwo tak con amore, jak to dzieło o dumnym Juliuszu. Zasługa w tem niemała jego biografa, ale zaprzeczyć się nie da również, że gdyby człowiek nie był tak interesującym, jak jest, i książka nie byłaby tak zajmującą. Monografie o Mickiewiczu i Krasińskim wyszły także z pod pióra najznakomitszych naszych krytyków, a jednak nie zdobyły sobie tej poczytności, co książka Małeckiego.
Stanisław Tarnowski kocha Mickiewicza, a uwielbia Krasińskiego; Słowackiemu nie może darować jego wiersza Do autora Trzech psalmów i niektórych antyarystokratycznych dygresyj w Beniowskim; mimo to uprzedzenie, ze wszystkiego, co napisał, najświetniejszemi są jego studya o Słowackim, czy to kiedy o nim pisał z powodu książki Małeckiego (które to studyum jest bezwarunkowo arcydziełem autora monografii o Zygmuncie Krasińskim) czy to kiedy rozbierał jego Niepoprawnych, Horsztyńskiego, Mazepę, W Szwajcaryi lub Ojca zadżumionych. Co szczególna przytem, to, iż w swych studyach o Słowackim, nadzwyczaj pochlebnych dla Słowackiego, prof. St. Tarnowski zdaje się być najszczerszym. Czytając je, ma się wrażenie, że nikt mu tak nie trafia do przekonania, ani tak podoba się naprawdę, jak ten rzekomy wieszcz demokracyi, nazywający arystokracyę »piekłem bez ognia«.
Już to wogóle żaden z naszych wielkich poetów nie miał takiego szczęścia do ludzi o duszy artystycznej, jak Słowacki. Genialny Matejko umiał poezye jego na pamięć i niczyje utwory tak nie trafiały do jego bujnej wyobraźni, jak »wizye dziejowe naszego Juliusza«[8]. A podobnie ma się rzecz i z innymi malarzami. Arcydziełami Pruszkowskiego są jego obrazy, odtwarzające sceny z Anhellego (przepoetyczną także jest jego Goplana ilustrująca jedną ze scen z Balladyny), a jednem z najlepszych płócien Jacka Malczewskiego jest bezwarunkowo Śmierć Ellenai, która, natchniona poematem Słowackiego, jest obecnie jedną z ozdób krakowskiego Muzeum Narodowego.
A Goplana Żeleńskiego, będąca szczytem twórczości znakomitego kompozytora, czyż nie jest przetłumaczoną na język tonów Balladyną? A Mazepa Müncheimera?... Nadto p. Edmund Walter, młody muzyk ze Lwowa, pracuje nad większą kompozycyą muzyczną, na solo tenorowe, z chórami i orkiestrą do poematu Słowackiego W Szwajcaryi...
Jakiż stąd wniosek ogólny? Chyba ten, że w 50 lat po śmierci doczekał się Słowacki tego uznania, jakiego nie mógł sobie zjednać za życia, czyli, że spełniło się jego dziecięce życzenie. »Mając lat ośm — pisał w jednym z listów do matki — przysiągłem Bogu w kościele katedralnym w Wilnie, że nie będę przed grobem moim niczego żądał, ale za to za grobem o wszystko się upomnę...« »O Boże! (taką była jego zwykła modlitwa) daj mi sławę, choćby po śmierci, a za to niech będę najnieszczęśliwszym, pogardzonym i niepoznanym w życiu!« I Bóg wysłuchał jego modlitwy: dał mu »nieśmiertelną sławę po śmierci«, ale mu ją kazał okupić nieszczęściem i nieuznaniem za życia!
Dziś sława jego, dorównywująca Mickiewiczowskiej, rozbrzmiewa wszędzie, gdzie tylko sięga mowa polska. Dziś wszyscy godzą się na to, że dwaj nasi najwięksi poeci, to Mickiewicz i Słowacki.
Jaka pomiędzy nimi różnica? Mickiewicz jest prostszy i łatwiejszy do zrozumienia, Słowacki poetyczniejszy i bardziej nowoczesny. Dzieła Mickiewicza, przystępne nawet dla mniej wykształconych umysłów, zbłądzą może z czasem pod strzechy, jak to było gorącem pragnieniem poety; Słowacki nigdy nie przestanie być poetą arystokracyi ducha.






  1. Swoją drogą, w dwadzieścia parę lat po śmierci Słowackiego, całe pokolenie hołdowało aż do przesady jego ideałom. Uwielbienie dla twórcy Kordyana stało się aż chorobliwem, a jego wiersz Do autora Trzech psalmów cieszył się popularnością, jaką z dzieł Mickiewicza cieszyła się podówczas tylko jedna może Oda do młodości. Jeżeli dzisiejsza epoka jest Mickiewiczowską, to poprzednim duchowym przewodnikiem społeczeństwa był stanowczo Słowacki... Kto będzie panem następnej epoki? Mnie się zdaje, iż czas Słowackiego dopiero nadejdzie, wszystko bowiem, co się dziś jeszcze pisze o nim, jest jego niedocenianiem, jako poety.
  2. Patrz zakończenie Lilli Wenedy.
  3. Roza Weneda.
  4. Lilla Weneda.
  5. Ob. zakończenie Anhellego.
  6. Zob. artykuł p. t. U Juliana Klaczki.
  7. Przewodnik naukowy i literacki z grudnia 1892.
  8. Por. studyum Matejko i Słowacki.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Hoesick.