[128]BŁAZNY
[130]
Szereg dobrych błaznów zrzedł,
przywdziewamy szarą barwę,
koncept narodowy gaśnie.
Gasną coraz te pochodnie,
które, do hajduków ręku
przywiązane, żarem płoną.
Skapały, zżarły się świece,
a że do rąk przytroczone,
więc jeszcze palą się ręce,
w tę samą zaklęte stronę.
Trzebaby do służby narodu
błaznów całego zastępu;
palą się hajduki w męce,
z własnego bolu się śmieją;
gasną świece narodowe...
Okropne rzeczy się dzieją —
śmiechem i szyderstwem biegu
obudzić, ośmielić zdolne.
Wesele.
[131]
Domek mały, chata skąpa
Polska, swoi, własne łzy,
Własne trwogi, zbrodnie, sny,
Własne brudy, podłość, kłam...
Znam, zanadto dobrze znam!
Wesele.
Niechaj kolejno rosną dyktatory;
patrz po sali, jak nasi statyści się puszą!
Co jeno który cień idei schwyci,
kruszynę inszej, niż myśl Chłopickiego,
już tworzy książkę — kreśli pamiętniki;
wzrasta wolumen, traitement polityki,
polowych działań, taktyka, brawura,
jaką kiedy w boju stosować należało. Po szkodzie, jako zawsze,
będzie można rozmyślać nad nią w czas pokoju;
już widzę, jak się księgą błędów przyszłość pieści,
gdy zasiędzie spłakana czytać, zdarta z części,
po wojnie, jutro...
Warszawianka.
[132]
Kłam sercu — nikt nie zrozumie!
Hasaj w tłumie!
Masz tu kaduceus, chwyć!
Rządź!
Mąć nim wodę, mąć!
Na Wesele! Na Wesele!
Idź!
Mąć tę narodową kadź,
serce truj, głowę trać!
Na Wesele, na Wesele!
Staj na czele!!!
Wesele.
[133]
Do góry, bracia, do góry,
gdzie orzeł, ptak białopióry,
roztoczy nad wasze głowy
osłonę skrzydeł!
Do góry bracia, do lotu,
do wyżyn, uniesień ducha,
pod gwiazdy, duchem wzwyż!
Patrzajcie, oto krzyż!
................
Za chmury, bracia, do lotu,
do wyżyn, gdzie Bóg wszechwłady!
Czoła podnieście i szpady
w przysiędze na miłość wieczną,
za wierność niebieskiej nagrody,
którą weźmiecie z zagłady
zła — i niewoli — i nędzy,
w ciał wielkiem zniszczeniu i skrusze,
ratując duszę, dźwigając dusze!
Do góry, bracia, do góry,
gdzie orzeł, ptak białopióry,
Polskę na skrzydłach ponosi!
...........
Bóg Polskę we mnie głosi!!!
Wyzwolenie.
[134]
Przez serce do serca droga!
Ogień, co tleje w iskierce,
rozniecę w łunę pożaru
serdecznym porywem daru,
ust złotą, miodową wymową.
Przyjmijcie Słowo!
Kochajcie! Miłość — płomienie!
O miłość, kwiecie różany!
Róż wieńce rzućcie kobiecie,
mnie — wieniec cierniów wiązany.
Cierniami serce oplotę,
w słońcu je przyjmę za złote,
za więzy złote, słoneczne,
miłośnie wiążące duszę.
Kochajcie! Zawiść przygłuszę,
przygłuszę zazdrość i złości
godłem jedynem miłości.
Kochajcie! Ogień w iskierce!
Do serca droga przez serce!
Wyzwolenie.
Podajmy sobie ręce braterskie i jedno ino wciąż wołajmy: Polska, Polska!...
Braterskie sobie podajmy ręce, abyśmy wiedzieli, że w węzeł spajamy się nierozdzielny, nierozerwalny, uświęcony tem słowem: Polska...
[135]Rozpacz rozumów naszych niech zabije i rozgoni ten jeden, jedyny, zgodny chór słowa: Polska, Polska...
Niech każdy wie, że w piersi naszej i myśli naszej niema nic, coby się temu słowu oparło...
Nie patrzmy poza nasz stół, nie patrzmy, jeno braterskie sprzęgnijmy ręce i krzyczmy, krzyczmy: Polska!
Wyzwolenie.
A co jest mi wstrętne i nieznośne, to jest to robienie Polski na każdym kroku i codziennie. To manifestowanie polskości. Bo to tak wygląda, jakby Polski nie było, Polaków nie było... Jakby ziemi nawet nie było polskiej i tylko trzeba było wszystko pokazywać, bo wszystkiego zostało na okaz, po trochu;... pokazywać, jakby srebra stołowe w zastawie; pokazywać, jakby kartki i karteczki zastawnicze — i kryć się, i udawać, i udawać...
Wyzwolenie.
[136]A, Zygmuncie! Słyszałem ciebie
i natychmiast poznam, gdy usłyszę.
Niech ino się twój głos zakolebie
i, przenikliwy, wżre się w ciszę,
w ciszę pół-gwarną, pół-szemrzącą —
niech ino wpadną pierwsze tony
tą melodyją dźwięku rwącą,
już wiem, żeś ty jest w ruch puszczony,
że wołasz, wołasz: PÓJDŹCIE ZE MNĄ!
I wołasz wiek już nadaremno;
oni się, co najwyżej, zasłuchają
i oczy mgłą im łez napłyną.
A gdy ty wołasz: WZNIJDŹ, POTĘGO! —
wrażenia u nich pierwsze miną.
A gdy ty wołasz: DZIEJÓW KSIĘGO,
ROZEWRZEJ KARTY NAD NARODEM!
NARODZIE, WRÓŻĘ, ZMARTWYCHWSTANIESZ!
choć stoją jeszcze, choć czekają —
czekają, kiedy brzmieć przestaniesz
i ton ostatni twój zawarczy...
Gdy więc za tobą pójść nie godni,
a częstych wrażeń tęsknią głodni,
na ten użytek „tam-tam“ starczy.
Wyzwolenie.
[137]
Wy, a wy — co wy jesteście?
Wy się wynudzicie w mieście,
to się wam do wsi zachciało;
tam wam mało, tu wam mało,
a ot, co z was pozostało:
Lalki, szopka, podłe maski,
farbowany fałsz, obrazki;
niegdyś, gdzieś tam, tęgie pyski
i do szabli i do miski;
kiedyś, gdzieś tam, tęgie dusze,
pół-waryackie animusze;
kogoś zbawiać, kogoś siekać...
Dzisiaj niema na co czekać!
Nastrój? Macie, ot, nastroje!
W pysk wam mówię litość moję.
WeseleWesele.
A! Myśleć nad Polską i Słowiańszczyzną i snuć ją w mgłach oparnych z łąk i w złotym tęczy łęku,
snuć ją z tych mgieł oparnych z łąk, złotego tęczy łęku,
z pól o smutnawym wdzięku,
w znaczącem załamaniu rąk i spojrzeń głębi...
O, tak, tak, tak, tak...
Oto jest wszystko, co my na razie umiemy.
To jest nic!!
Wyzwolenie.
[138]
A gdyby tak stroić się w róże
i wejść na ogromny stos
drzewa
i pokazać, jak śpiewa
człowiek, co w różach na czole
umie — a — — ?!
.......To byłaby siła!
Wesele.
Talent jej się rozwija,
Gdy duch się marnuje.
Wyzwolenie.
Oto, rzeczy wieczystych porządek odwieczny:
Przez chwilę na koturnach — resztę czasu boso...
Ogień ten prometejski, skradziony niebiosom,
przez różne idzie ręce, każdego pogrzeje,
jak świętość odpustowa; rozdany, maleje,
ale jest prometejski!
...Kramarze świętości!
Wyzwolenie.
Rola, rola skończona? Wasz umysł tak dzieli
myśli na rolę i nicość powszednią,
[139]że, skoro rolę wypowiecie gładko,
deski sceniczne z pod stóp wam uciekną
i rola najpiękniejsza staje się wam brednią.
Nędzarze!
Wyzwolenie.
Nie znasz swoich aktorów?
Przyjaciół?...
— Chcę ludzi!
Wyzwolenie.
Tak. Półszlachetne dusze, półwiara z półcnotą.
Wyzwolenie.
[140]Dlatego, że lada filozof na niewiarę się zdobędzie, — utrzymuje stutysięczne gremium Ozryków, że w Hamlecie żadnej wiary już niema i ślad wszelkiej wiary zaginął.
Hamlet, w którymby ślad wszelkiej WIARY zaginął, nie miewałby żadnych przeczuć, nie interesował się swemi przeczuciami, byłby właśnie wybornym kompanem Rosenkranza i Gildensterna i musiałby w duchu przyznać, że Laertes jest od niego nieskończenie wyższy. A przecież Laertes jest dopiero jeszcze niczem obok Hamleta.
Hamletyzowanie — to wcale co innego, niż Hamlet.
Hamlet sam nie kamletyzuje — tylko myśli.
Myśl jego ma cel. Celem jest rozwrój.
Hamlet.
Hamlet w tej interpretacyi, jak go nam przekazywano, i przekazywano nie tylko nam, ale mniej więcej wszędzie — był tą niezawodną pociechą dla tych, co, żadnych nie mając zdolności, posiedli jednę, zdolność hamletyzowania; — dla tych, co, naprawdę mając na swoje barki włożone wielkie nieraz zadania, nie potrafili nic, bo nie [141]wiele umieli, przeto nie na miano Hamletów zasłużyli, ale na miano ludzi niedołężnych, ludzi bez zdolności, ludzi, którzy w żadnych warunkach niczem innemby nie byli. Co gorzej, Hamlet stał się taką dawką trucizny dla wszystkich umysłów, mogących się rozwijać; trucizny niezawodnej, streszczającej się w słowach, że: można być niedołęgą i być bohaterem równocześnie.
Hamlet.
[142]
Zgrałeś się przy zielonym stoliku,
czy z kobietami w gorączce
opętałeś duszę mdłością —
i w tej momentu palączce
oślep gnasz we własne próchno.
..............
Znam ja, co jest serce targać
gwoźdźmi, co się w serce wbiły;
biczem ciało własne smagać,
plwać na zbrodnie, lżyć złej woli,
ale świętości nie szargać,
bo trza, żeby święte były —
ale świętości nie szargać,
to boli!
Wesele.