Śpiewałem wielkość ojczystego kraju.../Czyn

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Śpiewałem wielkość ojczystego kraju...
Podtytuł myśli, wybrane z dzieł Stanisława Wyspiańskiego
Rozdział Czyn
Wydawca H. Altenberg; E. Wende i Ska
Data wyd. 1909
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Lwów; Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


CZYN


Ten mógłby wszystko...
ktoby się Żywi przysiągł cały.
Czarów by dziwną moc posiadał,
ratarów obcych precz wypędził,
odegnał za wały,
ocalił ludy, któreć lżą,
piorunem, burzą władał
i wszystko zyskał świętą krwią
zaklętych, młodych lat.

Legenda.



Sława artystów! Nie dziwne mi wieńce;
miałem ich pełne dwie, o, te dwie pełne ręce,
gdy mój święciłem dzień trzydziestu lat na scenie;
oklaski miałem ich, uznanie i znaczenie.
Efemeryczne to, przez jeden wieczór lamp,
a gaśnie, gdy pogasną skręcone rzędy ramp.
Zanieśli do dom kwiaty.
.....
A matka moja idzie, staruszka, — przy nas żyje, —
i patrzy się po kwiatach, napisach szumnych szarf
i pyta: „To te kwiaty dla ciebie? Skąd to? Czyje?
Mój synu“ — mówi matka— „ho, to twój ojciec z bronią
walczył za świętość naszą i zdobył się na czyn...
(legł w sześdziesiątym trzecim, dziś zapomniany grób...
nikt wieńców mu nie dawał, nie rzucił kwiatu, świec“...
Mój ojciec był bohater, a ja — to jestem nic;
w błazeństwie dzieł udanych, w komedyi wiecznej prób,
ja się rumienię, wstydzę, wstyd biorę wasz do lic...
Mój ojciec był bohater, a my — jesteśmy nic!

Wyzwolenie.



I nazywali królami tych marnych,
którzy się w własnym lubowali jęku,
co, twarze przysłoniwszy w kirach czarnych,
stawali przed narodem z harfą w ręku;
serca na stołach palili ofiarnych,
durząc się dymem przy harf rzewnym brzęku,
a chodząc w kołach z lauru drzew uszczkniętych,
przyrównywali się do polskich świętych.

Wnętrzności rozkrawali męczennika,
wróżyli z trzew o jutra przyszłej dobie,
badali loty ptaków, bieg ponika,
gwarzyli, że się Dziecię zjawi w żłobie,
widzieli Go w postaci ogrodnika,
że wstał, choć zbrojna straż przy Jego grobie...
I żadne wróżby ich się nie spełniały,
a we wróżbitów patrzał naród cały.

I przychodzący coraz nowi męże
na obchodowe dzwonili nieszpory;
na ołtarzyskach święcili oręże,
a każdy z nich był jakby duchem chory;
widać, że wielkiej chwały nie dosięże
i często ledwo sił zyska pozory —
a kraj ich wszystkich słuchał, wszystkim wierzył —
i z coraz głębszym smutkiem się przymierzył.

Strojeni w wiechy laurów poczerniałe,
we swoich proroctw zadumie owici,
wstępowali, jak posągi, na skałę,
a przez fałdziste szaty próchno świéci.
Pokazywali rany posiniałe,
że przez te rany sławą są okryci
i że te rany właśni bracia im zadali,
że się w poświęceń łzach i krwi kąpali.

To byli wodze narodu, ich właśni,
co przewodzili nad ludem krzykami,
gędźbami nowe podsycali waśni,
samozwańczymi będąc prorokami.
Stawał się naród, jak ugorne pole,
że chwasty kłosom przerosły głowami,
głuszące czysty siew coraz hałaśniej,
że już zaczęto ze zbóż plewić role.

Mówili wszystko, co powinien czynić
naród — w rozstajne wskazując mu drogi;
wzajem się w słowiech jęli lżyć i winić,
aż wzrośli na olbrzymie trzuchła-trwogi.
— Stał lud, gromadą słuchając bezradną,
iż się tak między sobą szarpią bogi,
obiecując, że żyły złote w nim odgadną.
Zająkłem — bo mu, widzę, duszę kradną.
................
...Rzuciłem w mówcę młot, że piersią bryznął
i padł — a naród obaczył się wolny.

Kazimierz Wielki.


„Ja nie jestem, jak tylko fantazyą,
ja nie jestem, jak tylko poezyą,
ja nie jestem, jak tylko duszą...
Ale za mną przyjdzie moc,
poczęta z moich słów,
moc, co pokruszy pęta,
co państwo wskrzesi znów!
.....
Ja nie jestem, jak synem
wyobraźni męczonej.
Zginę, rozwieję się
we mgle waszych snów;
lecz w braci mojej
ja się odrodzę czynem —
wieki żyć będę znów.

Daniel.



Śpiący rycerze, to ci, co bezczynni,
ci, co gnuśnieją za domem, czy doma,
ci, co jakiemiś już dziełami słynni,
już syci sławy i już ich oskoma
nie unosi, — ci, po wszystkie czasy winni,
leniwe duchy, których śmiałość chroma,
których przeklęły losy, dawszy wieńce,
i którzy są we wiechach-więzach jeńce.
Uciekać! W pędy! Gonić! To śmierć ducha!
To ducha śmierć, te wieńce, chwalba mdła.

Bolesław Śmiały.



Nic piękniejszego nad młodość ze wszystkiemi jej porywami szlachetnemi i nad rojenia wielkich czynów, gdy siły zdrój świeży czuje się we wszystkich ciała zasobnych strugach, krwi pełnych gorącej.

Meleager.



Nam trzeba powiązać języki, dopiero rekrutować; język, to nam szyki mięsza, a tu potrzeba ręki, nie języków — serc żelaznych, nie szlifów lśniących i stroików.

Warszawianka.



Pytasz mnie się nareszcie, co mam czynić? Co mam czynić? O, radości, że ty mi się o to pytasz! Ty mi się pytasz!
Ja słyszę to pytanie: CO MAM CZYNIĆ?
Ja, który tylko wciąż słyszałem: „Co myślisz?“
Co mam czynić? —
Mam spełnić przeznaczenie ich i moje.
Wykraść ten święty ogień — — — który tam płonie.
I dać... tym, którzy czekają.
...Nie człowieka czekają, ani tego, który ogień poniesie, ale ognia, ognia, żaru!

Wyzwolenie.



Tam, kędyś trzeba dojść, wniść —
a mocą rozprzeć wrota,
nie patrzeć pozad... —
nim zwiędnie kwiatu świeży liść,
zanim ptacy zaświergocą swój świt
nad śmiertelną mogiłą,
nim pojmie ich martwota —
i wznieść pochodnię ponad!
Tam kędyś trzeba dojść i wniść siłą!!

Wyzwolenie.


A tak myślę, że panowie
dużaby już mogli mieć,
ino oni nie chcom chcieć!

Wesele.



Kręć pon ino próżne żarny,
poezyje, wirse, ksiązki,
podobajom ci się wstązki,
stroisz sie w te karazyje,
a, jak trza sie mirzać z czego,
to pon w sobie szyćko skryje.

Wesele.



...Ważno kosa!
......
Juz sie obrazy skońcyły;
panom ino obrazy, płótna.

Wesele.



Pon ino widzisz pchły,
pchły, świecidła, rosę, ćmy
a nie chcesz znać, co som my;
że w nas dnieje, dusa świci,
że zarucko kur zapieje,

że na nas czekają w mieście,
że nas tu jest ze dwiedzieście
z kosom, cepem, żelaziwem
i że to, to nie som sny.
.........
Pany —
wyście ino do majaki!
..........
Zbierajcie się, póki czas,
byśwa byli radzi z was,
a nie stójcie, jak te ćmy!...
...........
Wyście bo to żarnych świc
rozpalili z naszych lic.
Panie, a cy pon pamięta,
jak pon szeptoł nieraz w noc,
co mówiła Panna Święta,
jako w nas jest wielga moc,
jako, że moc jest zaklęta,
że sie kiedyś opamięta?...
Wyście to pożarnych świc
rozpalili z naszych lic!
..........
Panowie, jakeście som,
jeśli nie pójdziecie z nami,
to my na was — i z kosami!

Wesele.


Wy macie mnie być wierni;
słuchać, nic nie gębować!
Ja będę rozkazować.
Gęśle i liry rzucić!
Topory pobrać za pasy
i za mną w lasy!
Będziewa szyćko młócić!

Legenda.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.