Świat kobiety/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Świat kobiety |
Rozdział | Jak być panią (lady) |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Waleria Marrené Teresa Prażmowska |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wyraz angielski, lady powstał z saksońskich wyrazów loaf — bochenek i digan — rozdawać, czyli oznacza literalnie tę, co rozdaje chleb rodzinie, tak jak lord znaczy dostarczyciel chleba. Te dwa wyrazy odpowiadają układowi społecznemu i woli Najwyższego, które pojmować muszą nawet najwięcéj „postępowi,” żądający zrównania płci. W zdrowym stanie społecznym do męża należy myślenie o chlebie oraz innych artykułach żywności, do żony znów szafowanie niemi w sposób najodpowiedniejszy dla zdrowia i oszczędności. Jeśli uważanym jest za dobroczyńcę ludzkości człowiek, otrzymujący z roli podwójną ilość zboża tam, gdzie zbierano go tylko połowę, to równa chwała należy się téj, co potrafi rozumnie zużytkować ten owoc jego pracy.
Człowiek praktyczny odezwał się raz w ten sposób do kobiety kochanéj, równie jak on praktycznéj:
— Potrafisz pani gotować?
— A pan czy potrafisz dostarczyć to wszystko, co do gotowania potrzebne?
I tak się pobrali.
Przez długi czas otaczano szczególną poezyą karmienie niemowlęcia, jakby ten obowiązek szlachetniejszym był od innych; tak samo jak zajęcia artystyczne uważane są za pełne wdzięku, — gdy tymczasem pani domu, wywiązująca się należycie z tego trudnego zadania, właściwie ocenianą nie jest.
Jeden z historyografów d-ra Johnsona Piozzi opowiada, iż pytał go raz, czy często łaje żonę z powodu obiadu. „Tak często — odrzekł Johnson, — iż raz powiedziała mi: Nie żartuj z Pana Boga, dziękując Mu za obiad, który za chwilę nazwiesz tak niegodziwym, iż go spożyć niepodobna.” Mężowie rzadko pojmują trudności, z jakiemi walczyć musi pani domu, a rzadziéj jeszcze rozumieją, iż trochę pomocy byłoby stokroć pożyteczniejsze od gniewu.
Prawda, że nie każda gospodyni zasługuje na pochwałę. Przypomina mi to praktyczną odezwę, pomieszczoną w dziennikach przez młodego małżonka. „Parę lat temu — pisał — ożeniłem się z wcieloną doskonałością umysłową. Żona moja otrzymała wysokie wykształcenie i sądziła się co najmniéj równą najmędrszym. Nie raczyła jednak nigdy poznać ceny produktów, ani wtajemniczyć się w sztukę zarządzania domem. Gdyby zaś kiedy zaszła do kuchni, byłaby tylko uderzoną nieestetycznym wyglądem mięsa i t. p. W rezultacie — skarżył się małżonek, — wszyscy winszują mi
klejnotu, jaki posiadam, ja zaś czuję tylko jego ciężar.”
Wice-hrabina Strangford ubolewa nad tém, iż wymyślne hafty lub talenta zajmują czas, przynależny domowym zajęciom, a znużony pracownik, powracając do siebie, je obiad niegodziwie zgotowany przez najemnicę, gdy tymczasem jego córka uczy się niemieckiego języka. Zewsząd odzywają się głosy: „Niéma kucharek!” Panna, umiejąca gotować, może wnieść wygodę, zdrowie i względny nawet zbytek do najbiedniejszego domu, a jednak jak niewiele panien gotować się uczy! W koloniach taki jest brak osób, uzdolnionych w tym względzie, iż są przepłacane w niebywały sposób, — pomimo to znaléźć ich nie można. Nie potrzeba téż wyjeżdżać tak daleko, ażeby dostać odpowiednie miejsce. Miałem sam sposobność przekonać się o tém z powodu biednéj kobiety a doskonałej kucharki, która wskutek nieszczęśliwego małżeństwa musiała szukać sobie służby. Zaledwie jéj ogłoszenie pomieszczone zostało w gazetach, osobiście zgłosiło się do niéj siedem osób, a zanim dwa dni upłynęło, odebrała
pięćset trzydzieści trzy ofert. Czegóż to dowodzi? Oto nie mamy już w Anglii kucharek.
Przysłowie mówi: Bóg dał mięso, a dyabeł kucharkę. Ta druga część przysłowia sprawdza się tylko wówczas, gdy kobiety odrzucają najpożyteczniejszy talent — przyrządzenia stosownie darów bożych.
Pensyonarka, zapytana o swoje nauki, recytuje, iż uczy się arytmetyki, algebry, geografii, astronomii, historyi powszechnéj, historyi Anglii, etymologii, gramatyki, ortografii, kompozycyi, deklamacyi, rysunku, muzyki, śpiewu. Na to odparł ironicznie jeden ze znanych pisarzy, iż wykształcenie jéj jest bardzo zaniedbane, bo jeśli do tego programu nie dodadzą łaciny, filozofii, inżynieryi i hydrostatyki, nie będzie zdolną pełnić obowiązków żony i matki.
Szczerze mówiąc, czyż kucharstwo nie powinno wchodzić w programaty szkolne, i to nie jako pobieżna, ale gruntowna nauka? Kobiety jednak, którym braknie téj sposobności, powinnyby uczyć się same, zapomocą praktyki i dobréj książki. Dobrzeby było, gdyby panny podejmowały się codzień w domu przygotowania jakiéj potrawy w sposób smaczny i oszczędny. Służące nabrałyby tym sposobem większego szacunku dla kucharstwa i z konieczności byłyby oszczędniejsze. Ażeby żywić w przyzwoity sposób rodzinę, potrzeba rozwinąć taki sam zmysł smaku i praktyczności, jak kiedy idzie o strój lub o gustowne urządzenie pokoju i t. p. rzeczy, nie uważane wcale za podrzędne. Nazwijmy kucharstwo rodzajem chemii, osobę gotującą — uczonym chemikiem, a odrazu rzecz sama podniesioną będzie. Doprawdy, jedynym powodem, dla którego kucharstwo nie zajmuje stanowiska równego sztuce lekarskiej, jest chyba to, iż dotąd nie przejęliśmy się zasadą, jako należy raczéj unikać chorób, niżeli je leczyć.
Dobry kucharz chroni od choroby, gdy tymczasem lekarz, używający stokroć większéj powagi, jeżdżący powozem, w najlepszym razie uleczyć ją tylko może. I nietylko na fizyczną stronę człowieka wpływa zbawiennie dobra kuchnia — równie ważnym jest jéj wpływ na dobre usposobienie oraz humor męża i dzieci. Złe są skutki zapomnienia o starém przysłowiu „nakarm zwierza,”, które stosuje się do mężów. „Im dłużéj żyję — mówił Sydney Smith, — tém więcéj się przekonywam, iż aptekarstwo ważniejszem jest od filozofii i że połowa przynajmniéj ludzkich nieszczęść pochodzi z jakiéjś wewnętrznéj niedyspozycyi, z niestrawionych pokarmów i t. p.” Gdyby aptekarstwo zamienić tu na kucharstwo, byłaby to czysta prawda.
Gdyby mnie kto zapytał, co znaczy kucharstwo, odpowiedziałbym: Znaczy to dokładną znajomość wszystkich roślin, owoców, korzeni, zwierząt, czyli tego wszystkiego, co jest pożywne, smakowite wpośrod pól i lasów, — znaczy to staranność, przemysł, dobre chęci i uważne wykonanie, — znaczy to gospodarność prababek i naukę nowożytną, — znaczy to użycie i oszczędność, — znaczy angielski dostatek, smak francuzki i arabską gościnność. Kto tę sztukę posiada, będzie rzeczywistym rozdawcą chleba, i jak matka dbać o to powinna, by dzieci jéj miały wygodne i ładne sukienki, tak dbać powinna także, by każdy w domu miał zdrowe i smaczne jedzenie. Choć mężczyzna utrzymuje rodzinę i na chleb zarabia, praca żony nie jest mniéj ciężka, — bo równie trudno jest zapracować, jak rozdzielić przychód stosownie do licznych potrzeb i tak obrócić groszem, by najwięcéj przyniósł pożytku. Czasem głupiec zrobi majątek, ale tylko rozumny zużytkować go potrafi. Dobra żona wie, gdzie co kupić i zna właściwą wartość każdéj rzeczy w ekonomii domowej, — może więc wyżywić swą rodzinę za sumę, którąby mniéj uzdolniona uważała jako zupełnie niedostateczną. Kobieta może być wysoko wykształconą, byle nie uważała za ubliżające swéj godności zajęcie się powszedniemi sprawami i gotowanie codziennego posiłku.
Widząc, jaki nieład panuje w wielu domach, względnie do sprawy tak ważnéj, jak jedzenie, dziwić się należy, jak gospodynie tych domów odważyły się wyjść za mąż. Prawda, iż szaleńcy podejmują się tego, co aniołowie przyjęliby ze drżeniem, — ale przyjąć trudne obowiązki żony, będąc tak źle do nich przygotowaną, to więcej niż szaleństwo. Przyszła pani domu powinna być doskonale obznajmioną z tém, co znaczy rozdawnictwo chleba w całém tego słowa znaczeniu. Nietylko powinna umiéć gotować różne potrawy, ale także wiedziéć, kiedy jest ich właściwa pora i jaka odnośna cena. Powinna wiedziéć, jaką rolę grają różne pokarmy w ekonomii organizmu ludzkiego, jaki ma być stosunek ciał stałych do płynów, jakie ich rodzaje służą chorym, jakie dzieciom w różnych peryodach rozwoju. Gdyby kobiety obznajmiane były z prawami fizyologicznemi w tym względzie, to, według zdania uczonych lekarzy, za kilka pokoleń nie byłoby dzieci niekształtnych, z krzywemi nogami i skrzywionym kręgosłupem, a garby zniknęłyby z powierzchni ziemi, jakby za dotknięciem różdżki czarodziejskiéj.
Dobre stare wyrażenie „lady” zostało tak zbrudzone różnemi niewłaściwemi użytkami, iż lepiéj mówić poprostu „kobieta.” A jednak, jakeśmy to widzieli, słowo „lady” zawiera samo w sobie pożyteczną naukę. Zastanawiając się nad jego pierwiastkowém znaczeniem, trudno pojąć, jakim sposobem można uważać za rzecz niewłaściwą dla „lady” zajęcie się kuchnią i pożywieniem rodziny. Właściwie nie przystoi „lady” nieznajomość domowych rządów. Jeżeli kobieta, mająca niewielkie dochody, wstydzi się gotować i zająć gospodarstwem, to niezawodnie w krótkim czasie mąż będzie miał powody wstydzić się za nią i za siebie samego. Od kuchni zależy zdrowie, od zdrowia energia, od energii powodzenie. Rok cały złego pożywienia może stanowić: czy człowiek będzie ministrem, czy téż małym urzędnikiem. Mówią, iż przedwczesny upadek Emersona spowodowany był obfitém spożywaniem rozmaitych źle przyrządzonych pokarmów. Jeśli więc żony chcą mieć mężów zadowolonych oraz zdrowe i zdolne dzieci, niech przedewszystkiém zajmą się ich pokarmem.
Znałem żywy przykład prawdziwie rozumnego postępowania kobiety, która najzupełniéj zasługiwała na zaszczytną nazwę gospodyni domu. Pani ta, żona
wojskowego, zwykła była dawać obiady, równie słynne z przyjemnego towarzystwa, jak z wybornej kuchni. Widząc ją wykwintnie ubraną, podtrzymującą dowcipną rozmowę ze swoimi gośćmi, niktby się nie do myślił, że wszystkie doskonale przyrządzone i podane potrawy były jéj dziełem. Mając szczupłe środki i mogąc tylko trzymać dziewczynę do posługi, sama zajmowała się kuchnią. Przyrządzała wszystko, potem ubierała się szybko, na swą elegancką toaletę zarzucała kuchenną bluzę, i ostatecznie doglądała i uczyła kolei podania służącą. O godzinie obiadowéj bluza szła w kąt, pani domu rzucała ostatnie wejrzenie na zastawę stołu, potém przyjmowała gości, których liczba często dochodziła dwunastu.
Jeżeli praktyczny moralista za pierwszy obowiązek uważa usuwanie od bliźniego pokusy, to jakże wielką jest wina żon, które narażają swych mężów na wybuchy złego humoru i gniewu z powodu źle ugotowanego obiadu!
Młoda mężatka. Co można dziś dostać?
Rzeźnik. Niewiele. Mam tylko pośladek cielęcy i wątróbkę.
Młoda mężatka (po namyśle). To proszę o pośladek wątróbki.
Podobne osoby nie zasługują na nazwę „lady” czyli rozdawczyni chleba i nie mogą być dobremi żonami, bo pierwszym obowiązkiem pani domu jest znajomość artykułów spożywczych. Jest to nawet obowiązek chrześciański, bo do kobiet głównie stosować należy słowa Chrystusa, gdy po cudowném rozmnożeniu chleba rozkazał schować okruszyny, ażeby się nie zmarnowały.
Jeden ze znakomitych kaznodziei, wielebny doktor Cox, w kazaniu, noszącém nazwę „Najlepszy półmisek” („Gniazdo ptasie“ i inne kazania dla dzieci), porównywając Maryę i Martę, w ten sposób dawał rozumne rady dziewczętom: „Nie możemy wątpić, iż Pan Jezus, jakkolwiek mało dbał o tak zwane przyjemności życia, sprzyjał oszczędności, przemysłowi, przezorności, rozsądkowi i dobremu smakowi, i że jakkolwiek zadawalniał się skromnemi potrawami, wolał, żeby były dobrze przyrządzone i podane. Nie możemy wątpić, iż Ten, co nakarmiwszy pięciotysięczną rzeszę chlebem i rybami, rozkazał apostołom zebrać okruchy, pochwali was, gdy będziecie unikały marnotrawstwa, robiąc najlepszy użytek z darów bożych. Podobacie Mu się więc, gdy waszym przemysłem i dobrym smakiem potraficie najprostsze potrawy uczynić wykwintnemi. Możecie więc być pewne, iż gdyby Marta, obrządziwszy się w kuchni i nakrywszy stół, zamiast zajmować się daléj półmiskami i flaszami, zrozumiała, że są jednak rzeczy ważniejsze, niż jedzenie i picie, gdyby starała się ona także myśl Pana przeniknąć i słuchać nauk, byłby On równie z niéj jak z Maryi zadowolony. Przecież i nam także sprawia to przykrość, jeśli kto, zaprosiwszy nas na obiad, troszczy się jedynie o pożywienie. Mam nadzieję, że żadna z was nie będzie nigdy sądzić się zbyt wykwintną, lub zbyt wykształconą, ażeby z tego powodu zaniedbywać obowiązki domowe, a nawet jeśli tego wypadnie potrzeba, nie poleni się zakasać rękawy, włożyć fartuszek i zająć się przyrządzeniem jakiéj wykwintnej potrawy, przeznaczonéj dla spracowanych lub chorych, — ale mam także nadzieję, że zrozumiecie, iż poza tém są jeszcze inne obowiązki, tyczące się ducha. Bo jeśli litować się należy nad panią domu, która nie raczy wejrzéć w to, co się dzieje w kuchni i śpiżarni, więcéj jeszcze na litość zasługuje taka, co nic poza niemi nie widząc, zmienia się tym sposobem w kuchenną dziewkę.”